Blisko ludzi"Czy Mikołaj istnieje?". Pytanie, które spędza rodzicom sen z powiek

"Czy Mikołaj istnieje?". Pytanie, które spędza rodzicom sen z powiek

- Pewna "mądra" katechetka powiedziała mojemu 5-letniemu synowi, że prezenty dają rodzice, bo Mikołaja nie ma. Dodała, że kiedyś był taki biskup, który obdarowywał dzieci prezentami, ale on już dawno nie żyje. Proszę sobie wyobrazić, jaki był później szok i płacz w domu – mówi Monika.

"Czy Mikołaj istnieje?". Pytanie, które spędza rodzicom sen z powiek
Źródło zdjęć: © Forum
Klaudia Stabach

06.12.2018 | aktual.: 19.12.2018 17:12

W życiu każdego dziecka prędzej czy później następuje ten moment, w którym dowiaduje się, że św. Mikołaj NIE ISTNIEJE. Do dzisiaj pamiętam, jak w ciągu jednej nocy moja wiara w pana z długą brodą i workiem prezentów legła w gruzach. Mając 7 lat, jak co roku, napisałam do niego list, który planowałam później zostawić na parapecie. Jednak tamtego roku zorientowałam się, że przecież nie weźmie go, jeśli okno jest zamknięte. Chciałam uchylić dla niego okno na noc, ale, że na zewnątrz był siarczysty mróz, mama stanowczo zaprotestowała, zapewniając mnie, że Mikołaj i tak sobie poradzi.

Kładąc się do łóżka stwierdziłam, że nie będę spać, bo za bardzo chciałam zobaczyć, jak list nagle zniknie z parapetu. Po dwóch godzinach… mama weszła na palcach do pokoju i zabrała kolorową kartkę. Czar prysnął, a ja miałam później do niej duże pretensje.

Rodzice stoją przed naprawdę sporym dylematem. Z jednej strony chcą stworzyć dzieciom magiczną atmosferę i sprawić, że tajemniczym prezentem wywołają uśmiech na ich twarzy, ale z drugiej wiedzą, że kiedyś trzeba będzie jakoś umiejętnie wyjawić im prawdę. A ta prawda dla większości dzieci jest bolesna.

Córkę Moniki z błędu wyprowadziła jej starsza kuzynka. – Prosto z mostu powiedziała, że Mikołaja nie ma i wszystkie prezenty dają rodzice – wspomina kobieta. – Córka miała wtedy 6 lat i przeżyła istny dramat! Płakała, krzyczała i miała pretensje, ale tylko do mnie – dodaje.

6-latka co roku pisała listy do Mikołaja. – Właśnie o to miała największe pretensje. Stwierdziła, że poczuła się urażona, że zostawia list do kogoś, kto nie istnieje – przyznaje Monika. – Powiedziała, że to niesprawiedliwe, bo cały czas ją okłamywałam, a jednocześnie uczyłam, że nie wolno tak robić – dopowiada.

Żal do nauczycielki

Ewa ma pretensje do nauczycieli, którzy mechanicznie realizując kolejny temat z programu edukacyjnego nie zauważyli, że jedną lekcją mogą wyrządzić krzywdę wielu dzieciom, w tym jej synowi.

– Wczoraj przerabiali czytankę na temat św. Mikołaja, z której wynikało, że istniał on, ale kilkaset lat temu w Laponii. Nauczycielka wyjaśniła uczniom, że dzisiaj na pamiątkę tamtego mężczyzny każdy może zostać św. Mikołajem i dawać prezenty innym ludziom, aby sprawić im przyjemność, ale nie ma jednej osoby, która by się tym zajmowała – opowiada Ewa, mama 9-latka.

Po lekcji dzieci dalej rozmawiały o Mikołaju. – Ci, którzy już wcześniej wiedzieli, że nie istnieje, zaczęli śmiać się z tych, którzy nadal wierzyli – mówi Ewa. Franek wrócił do domu i już w progu zapytał mamę: "Mikołaj istnieje, czy nie?". Kobieta była zdezorientowana, ale gdy usłyszała, czego dowiedział się na lekcji, nie miała już wyjścia i musiała wyprowadzić dziecko z błędu. – Powiedziałam, ze nie istnieje, a on się popłakał. Łzy jak grochy kapały mu po policzkach – przyznaje.

Rodzice Franka co roku przykładali się do tego, żeby święta, a wcześniej Mikołajki, były magicznym i radosnym dniem dla syna. – Nagrywaliśmy filmiki "do świętego Mikołaja", pomagaliśmy mu w pisaniu listów, zawsze sprytnie ukrywaliśmy prezenty – wspomina kobieta. – Gra była warta zachodu, bo Franio z uśmiechem na twarzy wyczekiwał 6 grudnia – dopowiada.

Ewa zdawała sobie sprawę, że czar mikołajek w ich domu pewnego dnia musiał prysnąć, ale chciała sama zdecydować, kiedy to nastąpi. – Stopniowo i delikatnie wytłumaczyłabym synowi prawdę, gdy zauważyłabym, że zaczyna coś podejrzewać. Po co zabijać w dziecku wiarę bez potrzeby? – zaznacza.

Jednak nauczycielka miała najwyraźniej inne zdanie, ponieważ przyłożyła wszystkich uczniów do jednego szablonu i tym samym doprowadziła do wielu niepotrzebnych szyderstw i łez. – Jedno dziecko przyjmie wiadomość bez emocji, a drugie nie. Moje przeżywało i mam o to żal do nauczycielki – dodaje.

Jak się okazuje, samozwańcze przyznawanie sobie prawa do odbierania dzieciom wiary w Mikołaja pojawia się czasem już w przedszkolach. – Pewna "mądra" katechetka powiedziała 5-latkom, że prezenty dają im rodzice, bo Mikołaja nie ma. Dopowiedziała, że kiedyś był pewien biskup, który obdarowywał dzieci prezentami, ale on już dawno nie żyje – mówi. - Proszę sobie wyobrazić jaki był później szok i płacz w domu – wspomina matka dwójki dzieci.

Kobieta długo musiała uspokajać syna i tłumaczyć mu, jak wygląda rzeczywistość. – Tamta kobieta nie ma żadnego podejścia do kilkuletnich dzieci – twierdzi Krystyna.

Nauczycielom brakuje kreatywności

Zdaniem psychologa i pedagoga Katarzyny Kucewicz rozpoczęcie z dziećmi rozmowy na temat Mikołaja zawsze powinno być dobrze przemyślane. – W szkole idealną sytuacją byłoby, gdyby nauczyciele poruszyli temat na zebraniu z rodzicami i ustalili wspólne stanowisko przed rozpoczęciem lekcji – zaznacza Kucewicz.

Jednak to dosyć utopijna wizja, ponieważ ciężko jest poznać zdanie wszystkich, dlatego Kucewicz przyznaje, że w tej kwestii odpowiedzialność za wydźwięk lekcji spoczywa głównie na nauczycielach. – Mam wrażenie, że wielu brakuje kreatywności. Tutaj potrzeba naprawdę dużej finezji, żeby tak sprzedać ten materiał dzieciom, aby z jednej strony czegoś ich nauczył, ale tez nie odebrał pewnych marzeń – zauważa.

- Jeśli w programie nauczania jest czytanka na temat Mikołaja, który kiedyś żył w Laponii, to można podjąć się jej na lekcji, ale na końcu należy zostawić dzieciom pole do fantazji, np. sugerując im, że teraz jest tajemniczy następca tamtego Mikołaja, no bo ktoś jednak daje im te prezenty – analizuje psycholog. - Mówienie, że był, ale teraz już nie żyje i kropka, może wywołać strach i dezorientację u małych dzieci – zauważa Kucewicz.

Psycholożka podsuwa też ciekawy pomysł rodzicom na łagodne przeprowadzenie dziecka ze stanu "jest Mikołaj" do stanu "nie ma Mikołaja". – W moim domu od lat istnieje tradycja, że przed 6 grudnia to Mikołaj zostawia list do dzieci. Informuje ich, że skontaktował się z rodzicami co do prezentów i niedługo to oni przekażą paczki – opowiada Kucewicz. – Pamiętam, że gdy byłam mała, to list robił na mnie duże wrażenie. Był pięknie wykaligrafowany i sprawiał wrażenie, że napisał go ktoś wyjątkowy, czyli na pewno święty Mikołaj – przyznaje. – Dzięki temu wierzyłam, że gdzieś tam jest, ale jednocześnie nie zastanawiałam się, w jaki sposób mógłby wejść do domu i zostawić prezenty – dopowiada.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (743)