Czy można stworzyć związek po trzydziestce?
Kiedy jesteśmy młodzi, wszyscy są wolni, szukają swojej drugiej połówki, zakochują się i pobierają. Nieco inaczej rzecz się przedstawia, kiedy mężczyzny do związku przyjdzie nam szukać po 30-stce, czy po 40-stce. Na świecie jest wiele wykształconych, zadbanych i zamożnych singielek, które mówią, że życie w pojedynkę przestaje smakować.
21.09.2010 | aktual.: 23.09.2010 12:18
Kiedy jesteśmy młodzi, wszyscy są wolni, szukają swojej drugiej połówki, zakochują się i pobierają. Nieco inaczej rzecz się przedstawia, kiedy mężczyzny do związku przyjdzie nam szukać po trzydziestce, czy po czterdziestce. Na świecie jest wiele wykształconych, zadbanych i zamożnych singielek, które mówią, że życie w pojedynkę przestaje smakować.
Ania rozwiodła się, kiedy miała 29 lat i pięcioletniego synka. Jej mąż wdał się w biurowy romans z szefową, nudziło go domowe życie, a przy małym dziecku trudno jest znaleźć czas na rozrywki. Po kilku miesiącach sprawa wyszła na jaw, bo jej koleżanka pracowała w tej samej firmie. Chciał żeby mu wybaczyła, przepraszał i obiecywał poprawę, ale ona przestała mu wierzyć. Nawet próbowała żyć, jakby zdrady nie było, ale nie dała rady. Czuła się upokorzona. W końcu miała wstręt i do niego i do siebie. Kazała mu się wyprowadzić. Została samotną rozwódką z dzieckiem.
- Praca. Po pracy lecisz, żeby odebrać synka z przedszkola, a potem ze szkoły. Nawet jeśli masz panią do sprzątania, to musisz dziecku poświęcić czas, bo wystarczy, że ono ma tylko ojca w weekendy. Potrzebował mnie. Zastanawiasz się też, czy dziecko zaakceptuje nowego partnera. Z jednej strony miałam mało czasu i dużo wątpliwości, a z drugiej czułam się samotna. Chciałam, żeby ktoś mnie czasami odciążył z obowiązków, przytulił, wysłuchał– mówi Anna.
Mieszka w Warszawie, gdzie teoretycznie jest wielu samotnych mężczyzn w różnym wieku. Jednak na spotkania z nimi trzeba mieć czas. Dopiero kiedy Antoś skończył 13 lat i w mniejszym stopniu potrzebował mamy, coraz ważniejsi stawali się rówieśnicy. Wtedy Anna powiedziała: „Dość tej samotności, nie chcę tak żyć.” Miała 37 lat. - Rozejrzałam się wokół siebie i okazało się, że większość mężczyzn jest zajęta. Nie zacznę chodzić po klubach, gdzie średnia wieku to 25 lat. Na początku nie chciałam korzystać z portali internetowych ani biur matrymonialnych, bo kojarzą mi się z jakąś desperacją – mówi Anna.
Schody zaczynają się po trzydziestce
Młodzi ludzie mają dużą chęć poznawania świata, nabywania doświadczeń. Czym jesteśmy starsi, tym bardziej mamy ustabilizowane życie, nie chcemy go zmieniać, a nowa osoba w naszym życiu mogłaby wywrócić je do góry nogami. Z wiekiem mamy też słabsze możliwości poznawcze, jest mniej miejsc na poznawanie nowych partnerów. Wielu mężczyzn ma już związki – mówi Radosław Jerzy Utnik, psycholog, seksuolog z Kliniki „Nasze Zdrowie” w Warszawie.
Jak więc samotna kobieta koło czterdziestki ma znaleźć mężczyznę na resztę życia?
Chodzić w miejsca, gdzie można poznać wolnego mężczyznę z swoim wieku. Można też korzystać z portali randkowych. Problem leży gdzie indziej, W Polsce wciąż jest mało ciekawych ofert dla ludzi szukających nowych znajomości w wielu około 40 lat. Biura matrymonialne, gdzie muszą spotkać się w wybraną osobą jeden na jeden, są dla wielu krępujące. Na świecie istnieją już np. biura podróży, które organizują wczasy dla singli. Biura randkowe zamiast umawiać osoby sam na sam, zapraszają ich na koncerty, wycieczki, potańcówki. Tam nie ma presji, żeby koniecznie z kimś się umówić, bo nawet jeśli nie znajdą nikogo na resztę życia, to miło spędzą czas, mogą nawiązać nowe przyjaźnie - mówi Radosław Jerzy Utnik.
Przełamać opory
Anna pamięta, że czuła się jak „sierota życiowa”, kiedy pierwszy raz weszła na portal randkowy. Umówiła się z mężczyzną 42. letnim, wykształconym i z poczuciem humoru. Potem okazało się, że niewiele z jego profilu było prawdą. Przyszedł starszy pan, z dużym brzuchem, który mówił do niej „mała”. Inny mężczyzna nawet się jej spodobał, chociaż był 5 lat młodszy, ale to on do niej nie zadzwonił już więcej. To nie dla mnie. Nie kwestionuję takiego sposobu na znalezienie partnera, bo może inni mają więcej czasu i cierpliwości na spotykanie się z kompletnie przypadkowymi ludźmi, ale ja go nie mam. Poza tym, to jest wyprane z romantyzmu, bardziej przypomina spotkanie z kontrahentem, niż randkę – mówi Anna.
Coraz częściej jednak zwierzała się znajomym, że brakuje jej drugiej połówki, częściej też korzystała z zaproszeń na kolację, czy piwo do pubu. To na urodzinach u koleżanki poznała jej kuzyna. Rozwodnika z dwiema córeczkami. Na razie spotkali się dwa razy, spędzili miło czas. Oboje potrzebują czasu na poznanie się. - Jest uroczy i szarmancki. Jednak ważniejsze od tego, że spotykam się z konkretnym mężczyzną jest to, że daję sobie do tego prawo. Jestem dobrej myśli, bo jak mówi przysłowie: „Kto szuka, ten znajdzie” – mówi Anna.