Edyta Herbuś w przezroczystej sutannie
Sezon imprez w pełni. Czasem aż trudno zliczyć, ile bankietów odbywa się w jednym miesiącu, tygodniu, a nawet dniu. Nasze gwiazdy muszą nie raz wykazać się obrotnością i sprytem, żeby zaliczyć dwie ścianki tego samego wieczoru. Ale udaje się. Dla chcącego nic trudnego. Najważniejsza jest wtedy kreacja. Bo nie wypada na dwóch imprezach pojawić się w tej samej sukience.
23.06.2014 | aktual.: 23.06.2014 14:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Sezon imprez w pełni. Czasem aż trudno zliczyć, ile bankietów odbywa się w jednym miesiącu, tygodniu, a nawet dniu. Nasze gwiazdy muszą nie raz wykazać się obrotnością i sprytem, żeby zaliczyć dwie ścianki tego samego wieczoru. Ale udaje się. Dla chcącego nic trudnego. Najważniejsza jest wtedy kreacja. Bo nie wypada na dwóch imprezach pojawić się w tej samej sukience.
Doskonale o tym wie Edyta Herbuś. Nigdy nie widziałem Edyty w tej samej stylizacji na dwóch różnych bankietach czy balach. Tancerka przywiązuje ogromną wagę do stroju. Jest wymagająca. Zazwyczaj jej wybory są bardzo trafione. Wie jak podkreślić wyjątkowo zgrabną, wysportowaną sylwetkę.
Jest też bardzo ładną kobietą, a jak wiadomo ładnemu we wszystkim ładnie. Tak więc nie zawahałbym się użyć stwierdzenia, że Edyta i w sutannie dobrze by wyglądała. Ale jednak powstrzymam się od tego komentarza. Okazuje się jednak, że się myliłem.
Czarna sukienka jaką celebrytka wybrała tym razem to strzał, ale kulą w płot. Kreacja koncertowo zaburzyła proporcje Edyty. Przy tak niewielkim wzroście tak długie suknie skracają sylwetkę jeszcze bardziej. Sportowy fason górnej partii sukni nie pasuje do eleganckiego dołu. Sukienka wyglądałaby o wiele lepiej, gdyby nie miała tej przezroczystej warstwy na dole. Kreacja jest też zdecydowanie za długa, a przez to wydaje się ciężka i niewygodna.
O wiele bardziej podoba mi się stylizacja Anety Zając. Co prawda nigdy nie byłem fanem jej stylu, ale coś chyba drgnęło. Pewnie trafiła pod skrzydła wprawnych stylistów. Bo rzeczywiście to jak ostatnio prezentuje się aktorka robi bardzo dobre wrażenie.
Wybrany przeze mnie look może nie jest ambitną stylizacją na miarę wielkich gwiazd, ale chyba nie o to tu chodziło. Bardziej o luz i brak sztampy. A to świetna recepta na modowy sukces. Aktorka nie sili się na bycie diwą czy ikoną stylu którą nie jest. Wygląda jak dziewczyna z sąsiedztwa. Zawsze uśmiechnięta, promienna. Stylizacja na luzie, ale z pazurem. Słodki podkoszulek świetnie kontrastuje z rockowa, skórzaną kurtką. Podwinięte rękawy dodają jeszcze większego luzu i lekkości.
Aneta wygląda naprawdę świetnie. Nie brakuje w tej stylizacji kobiecości. Ale kobiecych patentów jest więcej. Szorty! Krótkie dżinsowe spodenki podkreślają bardzo zgrabne nogi celebrytki. Jest młodzieżowo i bardzo seksownie. Wielki plus za kolor w dodatkach. Kanarkowe szpilki i czerwona torebka są idealnym dopełnieniem całości. Brawo.
Sensualności nie brakuje z pewnością Karolinie Szostak. Dziennikarka aż kipi seksapilem. Doskonale wie jak podkreślić swoją kobiecość. Jak kusić mężczyzn i podgrzewać atmosferę. To jest doskonały przykład na to, że kobieta w rozmiarze XL może stać się uosobieniem piękna i zmysłowości. Ja to kupuję. Modelki w rozmiarze S może i są ładne, a nawet piękne, ale brakuje im często tego ognia. Ten ogień ma Karolina. A co najważniejsze, celebrytka wie jak ten ogień podkręcić ubraniem.
Zmysłowa bluzka w zwierzęcy nadruk robi wrażenie. Synonim kiczu i pretensjonalności tym razem poszedł w dobrą stronę. Prosty fason świetnie komponuje się z nadrukiem. Nie ma przaśnego bazarowego klimatu. Uwaga! Falbany z panterką to jednak już przesada. Bardzo podoba mi się czarna ołówkowa spódnica. Ma idealną długość i świetne proporcje. Za krótka byłaby kiczowata i lekko wulgarna. Szczególnie w towarzystwie panterki. A tak jest zachowawczo ale prowokacyjnie zarazem. Świetne neutralne dodatki. Z nimi też należy uważać zakładając na siebie zwierzęce printy.
O kocicy możemy zapomnieć w przypadku Małgorzaty Kożuchowskiej. No chyba, że wspomnimy o jej roli w „Kotce na gorącym blaszanym dachu“. Ale nie zajmuję się na szczęście recenzjami teatralnymi, a bardziej modowymi. Tak więc w przypadku Małgosi możemy zapomnieć o czymkolwiek co zmysłowe i kobiece.
Odkąd gruchnęła wieść o ciąży aktorka diametralnie zmieniła styl. Jest luźny, nonszalancki. To przecież nic złego. Ale patrząc na ostatnią stylizację nie można nie złapać się za głowę z przestrachem w oczach. Aktorka nie przypomina tej dawnej Małgosi. Klasa, szyk, elegancja. Nie ma.
Jest za to bezkształtny sweter który zdeformował wszystko co tylko mógł w sylwetce aktorki. Dziwny kołnierz, puchaty, krótki rękaw i długość która nie trzyma w ogóle proporcji. O pomstę do nieba woła też bawełniana sukienka, której rąbek wystaje spod swetra. Aktorka wygląda jakby wpadła na chwilę na scenę między myciem podłóg, a ścieraniem kurzu. A wielka sztuka wymaga poświęceń.