Gdy facet nie chce, by ktoś mówił do niego "tato". Nie wszyscy to rozumieją
Andrzej, Leszek i Miłosz nigdy nie chcieli mieć dzieci. Gdy poznali swoje obecne partnerki, poczuli ulgę. Nie dlatego, że one również nie planowały powiększania rodziny. – Okazało się, że dane mi było poznać smak ojcostwa, ale taki połowiczny – wyjaśnia Leszek.
10.11.2019 | aktual.: 10.11.2019 15:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Andrzej, lat 41, marketingowiec
Przez długi okres, zarówno podczas studiów, jak i potem, gdy już zacząłem pracować, wydawało mi się, że jestem dzieciakiem. Wiem, że może brzmi to mało dojrzale. Jednak wielokrotnie dziwiłem się, jak to możliwe, że osoba 18-letnia może kupować sama alkohol, ma prawo wyborcze i może o sobie decydować, skoro ma wióry zamiast mózgu. Nie mówiąc już o tym, że w tym wieku można zostać rodzicem.
Gdy dobiegłem do trzydziestki, większość moich kumpli, którzy podobnie jak ja spędzali ostatnie dziesięć lat na studiowaniu, balowaniu, podróżowaniu stopem po Europie, jedzeniu paprykarza szczecińskiego scyzorykiem pod namiotem, postanowiła się ustatkować. Zaczęły się wieczory kawalerskie, ślubne korowody, pępkowe… A ja nie. Nie dlatego, że gardziłem rodziną albo uważałem, że to coś bezwartościowego, ale dlatego, że nie wiedziałem, co chcę robić w życiu…
Po stosunkach międzynarodowych nie mogłem się odnaleźć na rynku pracy, imałem się różnych zajęć, aż w końcu trafiłem do agencji reklamowej, gdzie zająłem się marketingiem. Stało się to w okolicy moich 32. urodzin. To był strzał w dziesiątkę, dlatego chciałem się rozwijać, uczyć, a nie zakładać rodzinę i zajmować się dziećmi. Z tego powodu rozpadł się mój związek, a potem, już po trzydziestce – kolejny. Obie partnerki mówiły, że nie będą czekać w nieskończoność, aż z Piotrusia Pana zmienię się w dorosłego faceta. Nie ukrywam, że gdy poznałem Marzenę i okazało się, że ma czteroletniego syna, to zacząłem upatrywać w tym swoją szansę. Jak się okazało słusznie.
Jesteśmy razem już siedem lat, a ja jestem dla Remka raczej kumplem niż ojczymem, bo chłopak ma ojca, który utrzymuje z nim kontakt. Nie mam w sobie tej spinki, która mają ojcowie, że dziecko coś musi, że oni muszą, bo inaczej ich ojcostwo nie jest wystarczająco wartościowe. Marzena chciała mieć drugie dziecko. Ze mną. Przekonałem ją, że nie sprawdzę się w tej roli, a ona będzie rozczarowana. To mądra kobieta, bo zrozumiała, że jako przyszywany ojciec jestem świetny, a jako "prawdziwy" będę do niczego.
Leszek, lat 45, trener kierowców rajdowych
Wychowałem się w tradycyjnej rodzinie, gdzie ojciec zarabiał na cały dom, a matka zajmowała się mną i dwiema siostrami. Tata pracował w centrali rybnej, dużo jeździł na Wschód, miał nie tylko sporą pensję, ale też różne "boki". W domu kawior uważaliśmy za coś tak oczywistego, jak teraz dzieci szynkę. Choć oczywiście buntowałem się przeciwko naszej małej stabilizacji, uważam, że miałem szczęśliwe dzieciństwo. Jednak zawsze towarzyszyło mi przekonanie, że matka z naszą trójką na głowie jest w trudnej sytuacji, że sama musi wszystko załatwiać, że gdyby pracowała, to może i by w tej pracy mogła od nas odpocząć. A tak, skoro ojca ciągle nie ma, a ona jest w domu, to cała odpowiedzialność za nas spoczywa na niej.
Pamiętam, jak byłem mały, to sobie myślałem, że ja to będę swoje dzieci uczył jeździć na rowerze, że będę z nimi oglądał bajki i pomagał im odrabiać lekcje. Mój ojciec tego nigdy nie robił. Jednak gdy sam stałem się dorosły, postanowiłem nie mieć dzieci w ogóle. Wiem, jaki to wysiłek emocjonalny, fizyczny, finansowy… Patrzę na moją mamę i bardzo jej współczuję, jaka jest zmęczona życiem. Nie chciałem takiego losu dla siebie. Tymczasem okazało się, że dane mi było poznać smak ojcostwa, ale taki połowiczny.
11 lat temu związałem się z kobietą z dwójką dzieci. Jej partner życiowy i ojciec teraz 16-letniej córki i 13-letniego syna odszedł, wyjechał chyba do Azji i tyle go widziała. Nie płaci alimentów, nie kontaktuje się z dziećmi. Zakochałem się i mimowolnie stałem się ojcem dla jej dzieci. Absolutnie tego nie żałuję, to jest super doświadczenie. Jednak gdy syn ma problemy w szkole czy z kolegami, to nie ja muszę podejmować decyzję, co robić, nie ja muszę znosić ten trudny okres dojrzewania u dwójki nastolatków. Jestem z boku, mogę się wtrącać, ale najchętniej tego nie robię.
Miłosz, lat 33, dentysta
Kocham dzieci, ale najbardziej smażone z cebulką (śmiech). A tak naprawdę uwielbiam maluchy. Dla potomków wszystkich znajomych i przyjaciół sprawdzam się jako najlepszy wujek na świecie. Taki, co to udaje lwa i goni po całym mieszkaniu na czworaka, lubi bawić się w każdą zabawę i nigdy się nie nudzi, zna sztuczki jak iluzjonista (niestety te najprostsze). Mogę to robić przez dwie, trzy godziny, ale nie przez całe życie.
Początkowo szukałem kobiety, która, tak jak ja, nie będzie chciała mieć dzieci. Jednak moja mądra, stara ciotka, o której wszyscy mówią, że jest wiedźmą, przestrzegła mnie przed tym. Powiedziała, że nawet jak kobiecie wydaje się, że nie chce mieć dzieci, to nigdy nie ma gwarancji, że nie zmieni zdania. A jak zmieni zdanie, a ja jej uniemożliwię zostanie matką, to nie zapomni mi tego do końca życia i będzie głęboko nieszczęśliwa. Wziąłem sobie to do serca i postanowiłem być sam. Ale to też nie jest metoda. Bo mam ogromną potrzebę miłości, bliskości, szybko się przywiązuję.
Idealnym rozwiązaniem – że tak brzydko powiem – okazała się dla mnie kobieta z dzieckiem. Na dodatek już takim, które wyszło z pieluszek i nie ryczy z byle powodu. Zacząłem się spotykać z koleżanką po fachu, mamą pięciolatka. Ona wyobrażała sobie moją rolę zupełnie inaczej niż ja. Chciała, bym jej syna usynowił, dał mu nazwisko. Nie mogłem się na to zgodzić, bo nie chcę w niczyim życiu odgrywać takiej roli.
Jakiś czas temu poznałem Magdę, która ma dwoje dzieci, na dodatek jedno ma zaledwie cztery lata, ale to bardzo fajna i rezolutna dziewczynka. Widzę światełko w tunelu. Niedawno syn kolegi wpadł pod samochód. Wielomiejscowe złamanie obu nóg, uszkodzona miednica, pęknięta wątroba. Ledwo uszedł z życiem. Teraz czeka chłopaka wielomiesięczna rehabilitacja. Pomyślałem sobie, że gdyby moje dziecko zginęło w wypadku, nie przeżyłbym tego. A tak nie mam tego problemu.
Joanna Popławska, psycholożka: Mężczyźni często znacznie ostrożniej podejmują decyzję o posiadaniu potomstwa. Częściowo wynika to z biologii – chłopcy dojrzewają później niż dziewczynki, nie są wyposażeni w tzw. instynkt macierzyński, którego istnienie jest co prawda kwestionowane, ale używam go tutaj w znaczeniu potrzeby bycia matką. Ta u kobiet pojawia się częściej i wcześniej. Dla wielu mężczyzn bycie ojcem równoznaczne jest – nie bez uzasadnienia – z utratą wolności, swobody, z dużą liczbą nowych obowiązków, które zdają się ich przerastać. Odgrywanie roli ojczyma powoduje, że te obawy stają się mniejsze, swoboda nie tak bardzo ograniczona, a odpowiedzialność zdecydowanie na tak duża, jak w przypadku bycia biologicznym ojcem.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl