Blisko ludzi"Gdy nie ma dzieci w domu, to jesteśmy niegrzeczni". A czasem nawet gdy są

"Gdy nie ma dzieci w domu, to jesteśmy niegrzeczni". A czasem nawet gdy są

"Gdy nie ma dzieci w domu, to jesteśmy niegrzeczni". A czasem nawet gdy są
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Helena Łygas
25.05.2019 14:28, aktualizacja: 31.05.2019 19:55

Za określenie naszej pociechy mianem "kuli u nogi" nie jedna i nie dwie matki byłyby gotowe skoczyć sobie do gardeł. Jednak hasło "z dzieckiem robię wszystko" jest przekłamaniem. Kobiety, które po zakończeniu karmienia piersią marzą o ulubionym drinku, ale nie mają na podorędziu babci, muszą kombinować.

Rodzic musi być zorganizowany i przezorny. Z nerwami na wodzy i w pełni sił umysłowych i fizycznych. Sęk w tym, że nie wszyscy rodzice tacy są. A nawet jeśli, to i najpoważniejsze jednostki muszą czasem nieco spuścić z tonu. No ale kto będzie wtedy dawał ten przeklęty i mityczny PRZYKŁAD. Dlatego rodzice kombinują. Najczęściej, jak w piosence Kultu, gdy nie ma w domu dzieci, są niegrzeczni.

Kebab i piwo z sokiem

Kasia jest mamą 2-letniego Julka. Pracuje na pół etatu. A że Julek często choruje, kiedy nie idzie do biura, siedzi z synem w domu. W tym roku może pożegnać się z urlopem dłuższym niż tydzień. Do grudnia zostało jej 6 dni urlopu. Podobnie było w zeszłym roku.

Kasia pracuje w agencji reklamowej. To branża, w której 35-latkowie żyją jak ich o dekadę młodsi koledzy. Imprezy, niemal codzienne spotkania ze znajomymi na mieście, wypady co weekend. Zanim Kasia zaszła w ciążę, też prowadziła bogate życie towarzyskie i nie ukrywa, że po 3 latach trochę już za nim tęskni.

- Dzielimy się z partnerem obowiązkami, ale i tak starcza nam czasu wyłącznie na jako-takie ogarnięcie domu, pracy i naszego związku. Czasem śmieję się, że odpoczywam u fryzjera i w drodze do pracy - opowiada 33-latka.

Po majówce spędzonej nad łóżkiem Julka, Kasia postanowiła, że dłużej nie wytrzyma i musi wziąć chociaż jeden wolny dzień. To samo zrobił jej narzeczony, Marcin. Oddali synka pod opiekę niani i poszli w miasto. Była 10 rano.

- Rozrywki mieliśmy jak typowi licealiści i jak na licealistów przystało, czuliśmy się jak na wagarach. Zaczęło się od tego, że nie mogliśmy sobie przypomnieć, kiedy ostatnio piliśmy jakikolwiek alkohol, więc postanowiliśmy iść na piwo. Problem polegał na tym, że żaden pub nie otwiera się o 11 - śmieje się Kasia.

Wylądowali w lokalu w stylu "speluna", gdzie raczyli się piwem w towarzystwie praskich pijaczków. Po trzecim piwie Kasię dopadły wyrzuty sumienia matki Polki i zaczęła obliczać, czy wytrzeźwieją do wieczora. Na pocieszenie Marcin wziął ją na kebab.

- W domu jemy zdrowo. Mało cukru, dużo warzyw, żadnych fast foodów. Jadłam kebab na murku i chciało mi się śmiać. Kto by pomyślał, że kawał ociekającej sosem buły z podejrzanym mięsem może sprawić człowiekowi tyle radości - podsumowuje. I dodaje, że jest pewna, że gdyby poszli do dobrej knajpy i dajmy na to, na wystawę, nie bawiłaby się nawet w połowie tak dobrze. Kebab i piwo przed południem, choć obiektywnie obrzydliwe, przypomniały jej o studenckich czasach.

Na wakacje z drinkiem i dzieckiem

Trochę inaczej wygląda kwestia spożywania tzw. napojów wyskokowych, jeśli ma się starsze dzieci, które nie wymagają nieustannej opieki. Tomek jest po rozwodzie. Nie jest jednak jednym z weekendowych tatusiów. Odprowadza swoje dwie córki do szkoły i przedszkola, regularnie chodzi z nimi do kina i na zajęcia z rysunku. A kiedy spędza z nimi czas i ma ochotę na drinka - nie krępuje się. Nie chodzi oczywiście o upijanie się, raczej wino do obiadu, piwo na wakacjach czy herbatę z rumem na stoku.

- Moja była żona ma z tym ogromny problem, ale uważam, że tabuizowanie alkoholu prowadzi do tego, że dzieci wyrastają w przekonaniu, że to zakazany owoc. A jak to jest z zakazanymi owocami, wszyscy wiemy. Potem dziewczynki będą nastolatkami i kiedy tylko nadarzy się okazja, będą chciały spróbować, tak niezwykłym i ekscytującym zjawiskiem będzie dla nich dostępność alkoholu na wyciągnięcie ręki - wyjaśnia swoje stanowisko 40-letni Tomek.

Za dobrze pamięta ekscesy kolegów z rodzin surowo podchodzących nawet do picia cydru pod gruszą. Pili aż urwał im się film, tak ekscytowali się samą "zakazaną" czynnością.

- Picie alkoholu przy dzieciach nie jest czymś niewłaściwym, ale nie zapominajmy stawiać wyraźnej granicy, tłumacząc dzieciom, że jest to zarezerwowane wyłącznie dla dorosłych. Warto pić alkohol przy dzieciach w minimalnych ilościach, a jeśli mamy choć niewielkie kłopoty z kontrolowaniem picia, zachowajmy abstynencję - komentuje psycholożka Katarzyna Kucewicz.

Tomek uważa ponadto, że w Polsce pije się dużo, nie ma za to kultury picia. Jeśli dzieci nie wyniosą jej z domu, będą miały niewłaściwy stosunek do alkoholu i umiejętnego korzystania z jego działania.

- Nie podoba mi się też podział na to co "wolno" robić przy dzieciach, a czego robić nie wolno. 7-latka jest takim samym człowiekiem, jak ty czy ja, tyle że ma mniejsze doświadczenie. Jestem raczej za tłumaczeniem niż kryciem się. Mówię córkom, że alkohol w dużych ilościach jest niezdrowy, a poniżej 18. roku życia nie można go nawet próbować, bo mózg i ciało jeszcze się rozwijają i to bardzo szkodliwe. One naprawdę są to w stanie zrozumieć - twierdzi Tomek.

- Alkohol jest elementem życia dorosłych, ale i używką. Pijąc go, dajemy dziecku informację, że to jest coś przyjemnego, odstresowującego. Od czasu do czasu nie ma w tym nic nagannego. Jednak jeśli dziecko ciągle widzi nas z kieliszkiem, szybko nauczy się, że to coś tak normalnego, jak poranna kawa. Potem możemy mieć kłopot z przestrzeżeniem dziecka, by jednak nie eksperymentowało jako nastolatek - podsumowuje Kucewicz.

Przeczytaj także:

Przerwa na czułość

Ewelina przy synu sięga po alkohol tylko na grillach i spotkaniach rodzinnych. Prędko się to nie zmieni. 30-latka żartuje czasem, że może nawet do jego osiemnastki.

- Mam przed oczami jakieś straszne wizje, mój mąż mówi, że się nakręcam. Wyobrażam sobie, co by się stało, gdybyśmy oglądali serial przy winie, a Tadkowi nie daj Boże coś by się stało. Ma 5 lat, umie bawić się sam. No i potem co? Jedziemy do szpitala, ktoś wzywa policję i okazuję się, że matka i ojciec mają po promilu we krwi? Sprawa o opiekę nad dzieckiem gotowa - zwierza się Ewelina.

Raz w tygodniu odprowadza syna na 3 godziny do sali zabaw. Są tam baseny z piłeczkami, zjeżdżalnie, zabawki. Tadka ciężko stamtąd wyciągnąć.

- Mieszkamy w starym bloku, ściany są cienkie. W 9 na 10 przypadków, kiedy zaczynaliśmy się kochać, w drzwiach stawał Tadek. Nasi rodzice mieszkają daleko, no więc mój mąż wymyślił tę salę zabaw. Ktoś mógłby powiedzieć, że to zabija spontaniczność. Może i tak, ale my czekamy na 17 we wtorek jak na Gwiazdkę. Mieszkanie jest własnościowe i czasem martwimy się, co będzie, kiedy Tadkowi znudzi się chodzenie na salę - dodaje pół żartem, pół serio Ewelina.

Gros kobiet w sekcji "zawód" wpisuje sobie na Facebooku "mama na pełen etat". I choć dziewczyny, które łączą pracę zawodową z opieką nad dzieckiem, pewnie skrzywiłyby się na takie przedstawienie macierzyństwa, oddaje ono charakter tego, z czym mierzą się na co dzień młode matki.

A właściwie nie do końca - etat to w końcu "zaledwie" 40 godzin. Po pracy można się zajmować, czym dusza zapragnie. Matki kilkulatków często nie mają czasu nawet na ulubiony serial, a wizja lampki wina, kiedy siedzą z pociechą przyprawia je o palpitacje serca. Jak to w przypadku większości spraw, chodzi tu tylko o to, żeby nie przesadzać w żadną ze stron.

- Dla dziecka pijany rodzic to widok przykry i bardzo stresujący, często pamiętany potem przez wiele lat. Dzieci są zwykle przerażone alkoholem, bo mają poczucie, że rodzice tracą kontrolę, a tego nie rozumieją. Czują, że w pijanym dorosłym nie mają oparcia - konkluduje psycholożka Katarzyna Kucewicz.

Przeczytaj także:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (71)
Zobacz także