Blisko ludziGdy zazdrość jest jak tajfun. Artur długo nie mógł się otrząsnąć

Gdy zazdrość jest jak tajfun. Artur długo nie mógł się otrząsnąć

Gdy zazdrość jest jak tajfun. Artur długo nie mógł się otrząsnąć
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta
13.10.2019 12:21, aktualizacja: 19.01.2022 09:35

Mówi się, że zazdrość dodaje związkowi pikanterii, a jej brak świadczy o braku uczucia i zainteresowania. Choć psychologowie nie zgadzają się z tą opinią, chętnie przymykają oko na odrobinę zazdrości, która wszak jest ludzkim uczuciem. Zdarza się jednak, że zazdrość przybiera na sile jak karaibski tajfun.

Artur na słowo "zazdrość" dostaje, jak sam mówi, wysypki i drgawek. Kiedyś myślał, że skąpstwo to najgorsza przywara człowieka. Teraz nie ma wątpliwości, że zazdrość. – Przeczytałem kiedyś takie zdanie, że zazdrość to jeden z objawów niewiary w samego siebie – opowiada 35-letni redaktor w małym wydawnictwie książkowym. – Wtedy takie mądrości życiowe mnie śmieszyły. Do momentu aż na własnej skórze przekonałem się, jak bardzo potrafią być prawdziwe.

Film klasy B

Dominikę poznał przez przypadek. – Jak w komedii romantycznej klasy B – wspomina. – Wysiadła z samochodu, targając jakieś wielkie siaty nie wiadomo czego. Jedna z toreb pękła i na ulicę wysypała się zawartość wszystkich, bo zaczęły spadać lawinowo. Dokładnie pod moje nogi. Tony ciuchów. Nie dało się odwrócić wzroku i udać, że tego nie widzę. Pomogłem pozbierać te ubrania. Opowiedziała mi, że jest stylistką i wiezie te ciuchy na sesję zdjęciową. Nic a nic mnie to nie obchodziło, chciałem jak najszybciej odejść, ale Dominika uparła się, że zrewanżuje mi się za pomoc i zaprosi mnie na kawę. Odmówiłem sto razy, ale ona była uparta. Później miałem okazję przekonać się jak bardzo.

Artur zapewnia, że zgodził się dla świętego spokoju. Wymienili się telefonami, a on liczył, że Dominika nie zadzwoni. Sam nie planował tego robić. Ona jednak dotrzymała słowa i zaprosiła go na kawę. – Było bardzo miło, co rzadko mi się w tamtym czasie zdarzało – opowiada Artur. – Zwolnili mnie wtedy z pracy, mój długoletni związek rozpadł się parę miesięcy wcześniej, nie bardzo wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. A na dodatek zaczęły pojawiać się problemy zdrowotne. Byłem w złym stanie. Dominika to wyczuła i postanowiła mnie rozbawić, wesprzeć, oderwać od codziennych kłopotów.

Artur sam nie wie, jak to możliwe, ale po miesiącu spotykania przeprowadził się do mieszkania Dominiki. – Pamiętam, jak powiedziała słodkim głosem: "Jak będziesz nudził, sama spakuję ci walizki. A jak nie będzie ci się tu podobać, to droga wolna". To uśpiło moją czujność – opowiada mężczyzna. – Fajnie było trzy miesiące. Super seks, wspólne śniadanka i kolacyjki, słodkie liściki w kanapce do pracy, bogate życie towarzyskie i kulturalne. Potem pętla wokół mojej szyi zaczęła się zaciskać.

Talerze poszły w ruch

Zaczęło się od ograniczania kontaktów z jego znajomymi, od rezygnowania z imprez. Wszędzie musieli chodzić sami i zawsze we dwoje. Potem inwigilacja. Artur mówi, że nie jest w stanie zapomnieć marcowego dnia, gdy wrócił wyjątkowo zmęczony do domu. Dominika siedziała przy stole w kuchni z głową w dłoniach. Płakała.

– Zapytałem, co się stało – opowiada mężczyzna. – Okazało się, że – jak mówiła – zdradzam ją, obrażam i wyszydzam. To były tak absurdalne zarzuty, że myślałem, że żartuje. Tymczasem okazało się, że podobno nie wyłączyłem komputera, co zawsze robię, i ona niechcący zajrzała do mojej poczty. Tam natrafiła na korespondencje z moją wieloletnią kumpelą na temat wspólnej imprezy. Gdy podniosłem głos, ze złości, że przeczytała moją pocztę, dostała szału. Zaczęła rzucać wszystkimi sprzętami, potłukła kilkanaście talerzy, w ruch poszły też meble: taboret i mały stolik. Chciałem wzywać pogotowie, bo nie byłem jej w stanie uspokoić. Zrobiła to dopiero wtedy, gdy obiecałem, że nie pójdę na tę imprezę.

Takie napady histerii zdarzały się jeszcze kilkakrotnie: gdy Artur musiał wyjechać służbowo do Barcelony (koniec końców zabrał Dominikę ze sobą), gdy chciał pójść do przyjaciółki na urodziny, a Dominika nie chciała ani z nim iść, ani puścić go samego (nie poszedł, wyjechali razem na Mazury), gdy wyszedł na papierosa z przyjaciółmi bez Dominiki w czasie wakacji w Chorwacji. – Dałem się zastraszyć tymi napadami histerii – opowiada. – Bo przecież wszelkie jej zarzuty dotyczące baku mojej wierności i zainteresowania jej osobą były absurdalne. Najgorsze jest to, że w chwilach, gdy nie urządzała scen, była najfajniejszą kobietą pod słońcem.

Na podsłuchu

Artur po roku wspólnego mieszkania zorientował się, że zarówno na jego telefonie, jak i komputerze, są zainstalowane programy szpiegujące. Nie mógł w to uwierzyć, bo Dominika zawsze sprawiała wrażenie osoby, która ma problem z podłączeniem DVD do telewizora, a co dopiero z zainstalowaniem "tajnego oprogramowania" na komórce. Okazało się, że partnerka monitoruje także jego profile społecznościowe, kalendarz, ma dostęp do wyników badań lekarskich, zna wszystkie SMS-y, e-maile, rozmowy na czacie. – Wtedy ja dostałem szału – wspomina. – A najbardziej mnie zdenerwowało, że ona wszystkiemu zaprzeczyła, wszystkiego się wyparła, choć udowodniłem jej, że raporty z mojej aktywności komputerowej trafiają na jej pocztę.

Wtedy Artur zdecydował wycofać się z relacji z Dominiką. Utwierdzili go w tym jego bliscy. – Pamiętam, jak przyjaciele poprosili mnie o spotkanie, ale bez Dominiki – mówi. – Powiedzieli, że chcą ze mną pogadać, że sprawa jest poważna. Skłamałem w domu, że muszę jechać na spotkanie służbowe, żeby Dominika nie chciała mi towarzyszyć. Na dodatek termin spotkania wyznaczyliśmy na dzień i godzinę, kiedy ona miała jogę.

Przyjaciele Artura powiedzieli mu, że Dominika całkowicie zawładnęła jego życiem. Uwięziła go, odcinając od wszystkich i wszystkiego. – Moja kumpela, Ania, która jest psychoterapeutką, powiedziała, że jej zdaniem Dominika jest chorobliwie zazdrosna. Do tego stanu, że wpada w psychozy. I że niezbędne jest jej leczenie – tłumaczy Artur. – Tymczasem Dominika, gdy jej o tym powiedziałem, ponownie dostała histerii, zdemolowała cały pokój, tym razem hotelowy. Pojechaliśmy do Sopotu na weekend. Nasz ostatni. Po powrocie do Warszawy wyprowadziłem się od niej. Jeszcze przez ponad dwa lata nachodziła mnie, straszyła, że popełni samobójstwo. Nie uległem.

Siła, która niszczy

– Zazdrość jest uczuciem naturalnym, wszyscy ludzie odczuwają ją w mniejszym lub większym stopniu – uspokaja psycholożka Joanna Puławska. – W większości przypadków nie jest groźna. Czasami jednak może przybrać niebotyczne rozmiary i stać się chorobliwą oraz niszczycielką siłą. Trudno jednoznacznie powiedzieć, co jest przyczyną tego typu zazdrości – czasami są to przykre doświadczenia z dzieciństwa lub okresu wczesnej młodości, związane z byciem porzuconym – wyjaśnia.

– Zazdrości często towarzyszy niskie poczucie własnej wartości. Osoba zazdrosna, mówiąc w dużym skrócie, nie wierzy we własną atrakcyjność i podświadomie zakłada, że partner woli kogoś innego, bardziej atrakcyjnego, bo jest ładniejszy, mądrzejszy, lepszy. Jeśli zazdrość wymyka się spod kontroli, tak jak w tym przypadku, potrzebne jest leczenie psychiatryczne, często długotrwała terapia. W takich sytuacjach nie leczy się zazdrości, ale najpierw trzeba odkryć, co jest jej podłożem. A przy takim nasileniu są to często trudne, traumatyczne doświadczenia, czasami może też być to choroba psychiczna – dodaje Puławska.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (223)
Zobacz także