Hanka Bielicka - humor w wielkim kapeluszu
Przez wiele dziesięcioleci rozśmieszała kolejne pokolenia Polek i Polaków. Jej charakterystyczny, lekko zachrypnięty głos, koledzy z warszawskiego Teatru Syrena nazwali „najpiękniejszą chrypką świata”. Mieli rację, ale nie tylko dzięki niemu artystka zrobiła karierę w polskim show-biznesie.
09.03.2017 | aktual.: 09.03.2017 10:44
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
9 marca 2006 roku zmarła Hanka Bielicka, jedna z najsłynniejszych polskich artystek kabaretowych, znana także z licznych występów w filmie i w teatrze. Gdy odeszła, miała ponad 90 lat, ale do końca zachowała klasę i maniery wielkiej damy, a także to „coś”, co powodowało, że była duszą każdego towarzystwa.
Dziunia Pietrusińska z „Podwieczorka przy mikrofonie”
Urodziła się 9 listopada 1915 roku. Mając 2,5 roku zamieszkała z rodziną w Łomży, z którą związana była przez większość okresu międzywojennego. W 1939 roku skończyła studia z filologii romańskiej na Uniwersytecie Józefa Piłsudskiego w Warszawie oraz Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej. Rozpoczynającą się karierę na deskach scenicznych przerwał wybuch wojny.
Po 1945 roku występowała w teatrach w Białymstoku, Łodzi i w Warszawie. Prawdziwą sławę przyniósł jej jednak kabaret. Stworzyła nieśmiertelną postać Dziuni Pietrusińskiej, pełnej werwy paniusi ze swadą komentującej, w warszawskiej gwarze, realia życia w Polsce Ludowej. Dziunia przez 25 lat bawiła słuchaczy „Podwieczorka przy mikrofonie”.
Bielicka wystąpiła także w ponad dwudziestu fillmach kinowych i telewizyjnych. Były to role komediowe. Zagrała między innymi w serialu „Wojna domowa” i kultowej komedii „Gangsterzy i filantropi”, w której stworzyła wspaniały duet z Wiesławem Michnikowskim. Aktorka wystąpiła także w „Zakazanych piosenkach” i „Panu Wołodyjowskim”.
W 1977 roku przeszła na emeryturę, ale kontynuowała występy.
Nigdy nie wychodziła z domu bez kapelusza
Dbała o wygląd aż do przesady (nawet w mieszkaniu nie pozwalała sobie na słabość w tej kwestii). Nigdy nie wychodziła z domu bez starannego makijażu i uczesania. Złośliwi mawiali, że tego ostatniego mogła sobie oszczędzić, gdyż i tak głowę Bielickiej niemal zawsze skrywał potężnych rozmiarów kapelusz (podobnie zresztą, jak i reszta garderoby, starannie dobrany). O kapeluszach, tak związanych z jej osobą, mawiała: „Ja mam mniej lat niż kapeluszy, bo lata lecą, a kapelusze wychodzą z mody, ale kapelusze nie przysparzają zmarszczek”.
Nie była klasyczną pięknością, ale swego czasu zdobyła Jerzego Duszyńskiego, czołowego amanta polskiego kina. Małżeństwo trwało trzynaście lat i zakończyło się rozwodem. Artystka po latach przyznała, że choć męża kochała, to seks nie miał dla niej istotnego znaczenia. - Istniałam tylko od pasa w górę, a w dół to były zakazane rejony - wyznała w jednym z wywiadów. W dodatku nie chciała mieć dzieci, których Duszyński bardzo pragnął.
Z tym wszystkim aktor może jednak w końcu by się pogodził. Oziębłość małżonki rekompensował sobie licznymi „skokami w bok”, ale Bielicka boleśnie ugodziła w jego męską dumę. Zarabiała znacznie więcej od niego i faktycznie utrzymywała dom. W latach pięćdziesiątych małżonkowie rozstali się. Bezpośrednim powodem rozwodu był romans artystki z satyrykiem Jerzym Baranowskim.
Mimo rozwodu para pozostawała w serdecznych relacjach. Były one tak serdeczne, że gdy rozpadł się związek z Baranowskim, Bielicka chciała zaproponować Duszyńskiemu powtórne małżeństwo. Miała te oświadczyny już na końcu języka, gdy aktor poinformował ją, że... wkrótce się żeni.
Miłość aż po grób
Ten mimowolny „kosz” nie osłabił relacji z dawnym małżonkiem. Hanka Bielicka była w nim zakochana aż do jego śmierci. Gdy umierał, w 1978 roku, na raka, czuwała razem z synem Duszyńskiego z drugiego małżeństwa i jego siostrą przy szpitalnym łóżku. Chciała także zabrać byłego męża do swojego domu, by tam otoczyć go opieką. Duszyński jednak nie zgodził się na to. Zmarł 24 lipca 1978 roku w warszawskim szpitalu.
Bielicka mocno przeżyła tę śmierć, ale z występów nie zrezygnowała. Była, jak zawsze, wszechstronna. Po latach, w roku 2002, nagrała nawet własną płytę pt. „Kazali mi śpiewać”. Tytuł albumu był kolejnym dowodem na duży dystans artystki w stosunku do własnej osoby.
1 marca 2006 roku po raz ostatni wystąpiła publicznie. W programie „Szymon Majewski Show” powiedziała wówczas prorocze słowa: „Dzisiejszy wieczór będzie pod nazwą: Bawcie się dzieci, nim babcia odleci”. Osiem dni później już nie żyła.