#herstory. Heather Penney, najodważniejsza z nieznanych kobiet. 11 września dostała rozkaz powstrzymania Lotu 93
Heather „Lucky” Penney miała 26 lat, gdy usłyszała rozkaz, który mógł zadecydować o jej życiu lub śmierci. To było 11 września 2001, a jej misją było powstrzymanie porwanego przez terrorystów samolotu zmierzającego do Waszyngtonu.
11.09.2016 | aktual.: 21.04.2019 20:20
Penney należała do pierwszego pokolenia kobiet Amerykańskich Sił Powietrznych, które zostały wyszkolone na pilotów bojowych. Przez wiele lat nie ujawniała szczegółów dotyczących tamtego tragicznego dnia.
Odbywała właśnie kolejne ćwiczenia na F-16, gdy do bazy dotarły informacje o zamachach. Dwa samoloty uderzyły w wieże World Trade Center w Nowym Jorku, trzeci w Pentagon, czwarty zmierzał w kierunku Waszyngtonu. Penney i drugi pilot, płk. Marc Sasseville, mieli powstrzymać porywaczy przed dotarciem do celu. W jaki sposób? To dobre pytanie, ponieważ nie mieli ani rakiet ani żadnej amunicji. Kolejne F-16 miały zostać uzbrojone w ciągu godziny, ale ktoś musiał lecieć natychmiast, z amunicją, czy bez. Ich celem było dosłowne „staranowanie” maszyny.
- Od razu zdałam sobie sprawę z tego, że to misja samobójcza – mówiła Penney w wywiadzie dla Washington Post. – Miałam być pilotem-kamikadze.
Nawet dla wyszkolonego żołnierza, ta decyzja musiała być bardzo trudna. Dla porucznik Penney tym bardziej, że w tym czasie, wzdłuż wschodniego wybrzeża USA, jako pilot samolotów pasażerskich latał jej ojciec. Nie mogła mieć pewności, że nie zasiada właśnie za sterami maszyny, którą miała za zadanie strącić. Gdy po 10 latach wszystkie te fakty dotarły do mediów, Heather zaczęto nazywać najodważniejszą z nikomu nieznanych kobiet.
Penney nigdy nie sądziła, że zostanie cichą bohaterką, mimo że jak sama mówi, dorastała wdychając zapach paliwa wlewanego do samolotów. Jej ojciec był pilotem odrzutowców w trakcie wojny w Wietnamie, ona zdobyła licencję jeszcze podczas studiów literaturoznawczych. Miała zostać nauczycielką, ale gdy kongres zdecydował o przyjmowaniu kobiet do Lotnictwa Bojowego, Heather zgłosiła się jako jedna z pierwszych.
- To nie wymagało zastanawiania się – twierdzi Penney. – Chciałam być żołnierzem tak jak mój tata.
Gdy we wtorkowy poranek do bazy wojskowej dotarła informacja, że samolot rozbił się o World Trade Center, wszyscy myśleli, że to Cessna z niedoświadczonym pilotem na pokładzie. Gdy w drugą wieżę uderzyła kolejna maszyna, wiadomo było, że to początek wojny. Mimo to odrzutowce nie były przygotowane, a ćwiczenia odbywały się przy użyciu „ślepaków”. Od tego czasu sporo musiało się zmienić, również w amerykańskiej armii: co najmniej dwa samoloty bojowe, są w ciągłej gotowości na wypadek ponownych ataków.
Jednak Sasseville i Penney lecieli na spotkanie zamachowców bez uzbrojenia. Jeszcze w trakcie lotu porozumiewali się i ustalali najlepszą strategię. Z nagranych rozmów wiadomo dziś, że bardziej niż własnej śmieci obawiali się, że chybią i nie uda im się strącić maszyny. Wiedzieli, że uderzenie w silnik może nie powstrzymać Boeinga 757, który i tak będzie miał szansę na wylądowanie u celu. Zdecydowali, że on uderzy w kokpit, ona w ogon samolotu.
Jak wkrótce się okazało nie musieli ani celować w maszynę pełną zwykłych obywateli, rodzin z dziećmi, ani sami ginąć w samobójczej misji. Około 20 minut przed osiągnięciem celu w Waszyngtonie, sterroryzowani i przepędzeni na tył pokładu pasażerowie, „uzbrojeni” jedynie w sztućce i wrzątek, próbowali odbić samolot z rąk terrorystów. Jednego z nich udało im się unieszkodliwić. Boeing lecący już w tym momencie z prędkością 930 km/h, tak nisko, że zahaczał o drzewa, rozbił się na terenie nieczynnej kopalni węgla w Pensylwanii.
- Prawdziwymi bohaterami tego dnia są pasażerowie Lotu 93, którzy poświęcili swoje życia – mówi Penney. – ja byłam tylko przypadkowym świadkiem tej historii.