Historia sprzątania – jak to robiły nasze mamy, babcie i prababcie?

Codzienne obowiązki były na pewno większym wyzwaniem dla naszych babć czy mam niż dla współczesnych pań (i panów!) domu. Z powodu braku detergentów do sprzątania używano naturalnych składników, mopy budowano samodzielnie, a zamiast szmatek wykorzystywano gazety. Sprawdź, które z babcinych sposobów warto wypróbować także dzisiaj.

Historia sprzątania – jak to robiły nasze mamy, babcie i prababcie?
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com

19.09.2017 | aktual.: 20.09.2017 12:45

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

2 tys. lat temu…
Nie tylko współczesnym gospodyniom zależy na tym, żeby ich dom lśnił czystością. Historia sprzątania sięga starożytności. Na długo zanim odkryto detergenty, do czyszczenia używano wyłącznie wody. Ale już ponad 2 tys. lat p.n.e Babilończycy odkryli skuteczniejszy sposób na mycie nie tylko swojego ciała, ale także otaczających sprzętów. Łącząc wodę z tłuszczem oraz prochem uzyskali pierwsze mydło. Egipcjanie ulepszyli skład mydła, stosowanego wtedy także do prania ubrań, łącząc wodę z olejkami roślinnymi. Grecy z kolei nie używali... wody. Najpierw wycierali naskórek pumeksem, piaskiem albo popiołem, a potem nawilżali olejkami. W starożytnym Rzymie mydło powróciło do łask, ale wraz z upadkiem Imperium pamięć o nim zaginęła. Aż do początku XVII w. w Europie obywano się bez mydła.

O czystość zaczęto ze współczesną pieczołowitością dbać dopiero w XIX w. B.J. Johnson stworzył wtedy mydło w płynie "Palmolive", nazwane tak od jego podstawowych składników – oleju palmowego i innych olejów roślinnych. Podczas I wojny światowej dokonano kolejnego przełomowego odkrycia. Brakowało oleju, mydło zaczęto wytwarzać syntetycznie. Skutkiem ubocznym było powstanie pierwszych detergentów do sprzątania domu. Chociaż płyny do podłóg weszły do powszechnego użytku już w latach 40. za sprawą Procter & Gamble, polskie panie domu jeszcze przez długi czas wolały sprzątać przy użyciu naturalnych substancji, zwłaszcza że te nie powodowały alergii, były bardziej ekologiczne i mniej kosztowne.

Podczas gdy w Stanach Zjednoczonych w latach 50. dostępne już były proszki do zmywarki, w latach 70. zmiękczacze tkanin, a w latach 80. proszki do prania w niższych temperaturach, w Polsce radzono sobie, czyszcząc, myjąc i piorąc z użyciem szarego mydła, octu, boraksu (wybiela, odplamia, odtyka rury), sody oczyszczonej czy kwasku owocowego. Te babcine patenty przetrwały próbę czasu. Mimo że niedobory przestały być dla gospodyń domowych problemem, wzrosła świadomość ekologiczna, a wraz z nią sprzeciw wobec szkodliwego działania detergentów.

Babcine patenty zawsze w cenie
Najważniejsze przepisy na czystość z czasów PRL-u? Do mycia podłóg i innych gładkich powierzchni wykorzystywało się roztwór z połowy szklanki białego octu winnego (nie pozostawia smug, więc nadaje się np. do blatów), połowy szklanki wody, dwóch łyżek sody oczyszczonej oraz łyżeczki olejku, np. o zapachu sosny. Kafelki, brudzące się bardziej z powodu wilgoci, wymagały środków o mocniejszym działaniu, np. roztworu z wody utlenionej, sody oczyszczonej (pochłania przykre zapachy) i mydła w płynie. Ocet służył do mycia armatury, bo nabłyszczał metalowe powierzchnie i likwidował kamień. Soda oczyszczona połączona z wodą wystarczała do mycia szyb. Zamiast szmatki do przetarcia używało się gazety, która nie pozostawiała na oknach smug. A woda, ocet winny i sok z cytryny (ma właściwości wybielające, odkamieniające i czyszczące) sprawiały, że naczynia błyszczały na długo przed tym, jak w polskich domach zagościła popularna już na zachodzie zmywarka. Następny stopień wtajemniczenia? Przypalone garnki szorowało się zwykłym piaskiem.

Era czystej podłogi
W Stanach Zjednoczonych od lat 30. w domowych porządkach pomagał także odkurzacz. W Polsce po wojnie stosowano raczej legendarną już "Kasię", czyli odkurzacz ręczny, a właściwie "szczotkę na kiju". "Kasia" zbudowana była z blaszanego pojemnika z obrotową szczotką. Podczas przesuwania po powierzchni dywanu czy podłogi, zamontowane koła wprawiały włosie w ruch, zbierając kurz. Jego wycieranie z półek też stanowiło dla PRL-owskich pań domu wyzwanie. Nie dysponowały bowiem jeszcze specjalnymi antyseptycznymi szmatkami, używały więc skrawków bawełnianych ubrań, zmiotek z piórami albo papierowych chusteczek.

Czyszczenie podłóg o dużych powierzchniach trudno wyobrazić sobie bez użycia mopa. Bohaterka filmu "Joy", którą zagrała Jennifer Lawrence, wymyśliła mopa, który sam się czyści. Kolejnymi etapami rozwoju tego narzędzia są m.in. parownice, mopy parowe i elektryczne, z funkcją automatycznego zbierania zanieczyszczeń i samooczyszczania. Ale nasze babcie były równie sprytne, bo potrafiły zbudować mopa własnoręcznie. Wystarczyły skrawki materiału, kilka gwoździ i drewniany kij. Takie narzędzie pozwalało myć podłogi dokładniej niż przy użyciu miotły i wygodniej niż ze szmatą na klęczkach.

Obraz
© Karcher

Chociaż nie warto rezygnować ze wszystkich zdobyczy cywilizacji na rzecz sentymentalnego powrotu do czasów naszych babć, korzystając z ich kilku sprytnych patentów na czystość nie tylko oszczędzamy pieniądze, ale przede wszystkim sprzątamy bardziej ekologicznie. Stare modele "Kaś" niech pozostaną w muzeum, ale następnym razem, gdy przyjdzie nam umyć blat, zamiast po chemię sięgnijmy po sprawdzony ocet, który każda gospodyni ma w swojej kuchennej szafce.

Artykuł powstał we współpracy z marką Kärcher

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (5)