Idź do ginekologa, choroby nie poczekają. Lekarz apeluje do kobiet
Bez ufarbowanych odrostów można przetrwać każdą kwarantannę, ale pandemia bez wizyt w przychodniach specjalistycznych może przynieść jeszcze więcej ofiar. Rak nie poczeka, aż skończy się lockdown.
06.06.2020 | aktual.: 30.06.2020 13:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kalina przed kwarantanną miała zły wynik cytologii, pobrano od niej wycinki z szyjki macicy. – Wynik przyszedł w czasie pandemii, był zły, zaleceniem było usunięcie fragmentu szyjki. Wszystko zamknięte. Po dwóch tygodniach dostałam telefon – w drodze wyjątku, powiedzieli, że mi usuną. Byłam na zupełnie pustym oddziale w Centrum Profilaktyki Raka Szyjki Macicy. Kosmiczne wrażenie. Musiałam mieć maseczkę, rękawiczki, ochraniacze na buty, zmierzono mi temperaturę, podpisałam oświadczenie, że nie miałam kontaktu z zakażonymi osobami – wyjaśnia.
"Oddział tylko dla mnie"
– Otworzyli oddział tylko dla mnie. Czułam się bardzo bezpiecznie, to było na początku pandemii, kiedy obostrzenia traktowano bardzo serio. To trochę przypominało sceny filmowe, dostałam bardzo precyzyjną instrukcję co mam mieć ze sobą i jak się zachowywać – wspomina.
– Bardziej bałam się samego zabiegu niż Covidu. Byłam zdołowana perspektywą raka, cały ta pandemia najmniej mnie martwiła. Teraz umawiam się na USG piersi. Trzeba o siebie dbać. Kwarantanna to nie święta, to nie minie po trzech dniach, trzeba nauczyć się żyć mimo tego. Dziewczyny na fotele ginekologiczne! Dbajcie o siebie! – apeluje Kalina.
Zobacz także
– Pandemia nie oznacza tego, że pacjentki mogą rezygnować z profilaktyki ginekologicznej – mówi Grzegorz Południewski, ginekolog i położnik. – Nie można koncentrować się w medycynie tylko na jednym zagadnieniu – koronawirusie, trzeba dbać i leczyć też inne przypadłości – prosi.
"Nie wiem, czy bym poszła"
Grażyna w czasie pandemii wyczuła u siebie guzek w piersi. – Zastanawiałam się co zrobić, najpierw trudno było się dodzwonić do mojej poradni, potem zbywano mnie teleporadą. W końcu udało mi się zarejestrować do swojego lekarza, takiego, którego znam od lat, któremu ufam. Jeżeli nie miałabym "swojego" ginekologa, to nie wiem, czy zdecydowałabym się na wizytę – wyznaje.
Grażyna zostałam zapisana na konkretną godzinę, dostała SMS-a informującego, że jest opóźnienie i poczekała w aucie. W przychodni – dezynfekcja rąk, kwestionariusz, pomiar temperatury. – Sama wizyta wyglądała tak samo jak przed pandemią – tyle tylko, że i ja i lekarz mieliśmy maseczki. Na USG mam pójść już po pandemii – dodaje.
Lekarz uspokaja i tłumaczy jak wygląda wizyta w klinice, w czasie pandemii. – Zaniepokojonym sytuacją pandemii pacjentkom wyjaśniam, że teraz wizyta nie różni się zbytnio od tego, co było wcześniej. W gabinetach jedynie przybyło stanowisko do dezynfekcji rąk, prosimy pacjentki o wypełnienie kwestionariusza jak również, o to, żeby miały maseczki – mówi.
Dodatkowo w rejestracji bezdotykowo jest mierzona temperatura. To jedyne zmiany, samo badanie przebiega tak jak wcześniej, lekarz ma także maseczkę. Czyli tak naprawdę niewiele się zmieniło. Julia w drugim tygodniu lockdownu miała operację. – Zaliczyłam wizytę w szpitalu ginekologicznym z powodu usunięcia jajowodu z ciążą pozamaciczną. Nie miałam żadnych testów, to było dokładnie trzeciego kwietnia, nie było izolatki, dostałam jedynie maseczkę. Nie miałam poczucia, żeby jakoś specjalnie przestrzegano zasad, to był początek pandemii. Ja skupiałam się na tym, żeby jak najszybciej wyjść ze szpitala. Wypuścili mnie po dobie, to podobno szybciej niż normalnie – relacjonuje.
– Żal mi było położnej, ja po zabiegu nie mogłam nic ciężkiego podnieść ani nosić, mój mąż nie mógł wejść na oddział, więc aż do auta walizki niosła za mnie położna. Nie wiem, jak wcześniej przebiegały takie zabiegi, dla mnie inne było tylko to, że miałam mieć maseczkę i że moja ginekolożka też miała cały czas maseczkę na twarzy. To tyle – wspomina Julia.
Doktor Południewski zwraca uwagę także na inny efekt pandemii. – Zajmuję się leczeniem niepłodności i zauważyłem, że teraz w czasie pandemii więcej par rozpoczyna leczenie. Okazuje się, że pary szybciej decydują się na podjęcie działań, chcą zostać rodzicami – słyszymy.
– Pandemia zmienia ich postrzeganie świata, życie ulega przewartościowaniu, nie chcą czekać. Tak, jest to zjawisko dość niecodzienne. Może wynika z tego, że z powodu zamknięcia pary spędziły ze sobą więcej czasu? Może w wyniku rozmów decydują się na leczenie, bo orientują się, że nie ma, na co i z czym czekać – zastanawia się lekarz.
Doktor Południewski podsumowuje: Wizyt nie można odwlekać, bo to jest strata czasu. Niezależnie od tego czy jest pandemia, czy nie.