Blisko ludziGinekolog dziecięcy poszukiwany. Wiele nastolatek długo szuka pomocy

Ginekolog dziecięcy poszukiwany. Wiele nastolatek długo szuka pomocy

Ginekolog dziecięcy poszukiwany. Wiele nastolatek długo szuka pomocy
Źródło zdjęć: © East News
Klaudia Stabach
02.03.2020 15:20, aktualizacja: 02.03.2020 20:02

Miesiączki u 15-letniej córki Ewy z Rybnika trwały nawet po kilka tygodni. Ginekolog w rodzinnym mieście nie mógł jej przyjąć. W końcu pediatra wypisał skierowanie do ginekologa dziecięcego. – Najbliższy był 50 km dalej, w Katowicach. Za każdym razem musiałam zwalniać córkę z lekcji i brać dzień wolny w pracy – mówi Ewa.

Na tysiąc Polaków przypada 2,4 lekarza. Z raportu OECD "Health at a Glance 2019" wynika, że to najgorszy wyniki w Unii Europejskiej i jeden z najgorszych wśród wszystkich krajów europejskich.

Piętą achillesową polskiej służby zdrowia są m.in. ginekolodzy. Nie dosyć, że Polki muszą swoje odczekać, aby móc skorzystać z wizyty, to gdy chcą zapisać swoją niepełnoletnią córkę, często muszą jechać z nią do większego miasta.

Powód? Po pierwsze, w Polsce nieletnia osoba nie może pójść sama do jakiegokolwiek lekarza bez zgody rodzica lub prawnego opiekuna. Po drugie, wiele poradni dla kobiet nie chce przyjmować niepełnoletnich pacjentek, nawet gdy mają one zgodę od rodziców, tłumacząc to faktem, że nie każdy ginekolog może zajmować się problemami występującymi u dzieci.

Gdy nastolatka potrzebuje pomocy, musi udać się do ginekologa dziecięcego. A tam lista oczekujących często jest bardzo długa.

Wyprawa na cały dzień

W takiej sytuacji znalazła się Ewa z Rybnika, której 15-letnia córka miała niepokojące wyniki badań krwi i miesiączki trwające nawet po kilka tygodni. – Zadzwoniłam do jednej z poradni w moim mieście i dowiedziałam się, że nie mogą mi pomóc. Pediatra wypisał nam skierowanie do ginekologa w Katowicach – wspomina w rozmowie z WP Kobieta.

Kobieta nie ukrywa, że to bardzo uciążliwe. – Do Katowic mamy z Rybnika ponad 50 kilometrów, a musiałyśmy jechać najpierw na wizytę, a później drugi raz na USG. Ponadto za każdym razem musiałam zwalniać córkę z lekcji i brać dzień wolny w pracy, ponieważ lekarz przyjmuje tylko do południa – wylicza. – To dla mnie chora sytuacja, bo córka wymagała natychmiastowej pomocy – dodaje.

Marcie z Warszawy nawet nie wskazano miejsca, do którego mogłaby udać się z córką. – Poszłam z nią do jednej z poradni NFZ, gdzie na co dzień przyjmuje trzech ginekologów. Dziewczyna za miesiąc, podkreślam miesiąc, kończyła 18 lat – opowiada.

– Nie wolno nam przyjmować niepełnoletnich, proszę poszukać ginekologa dziecięcego – podkreśliła pani rejestrująca pacjentów.
– Gdzie mamy się zwrócić? – dopytała Marta.
– … nie wiem – ucięła.

Byle do osiemnastki

Z podobną sytuacją spotkała się Katarzyna z Łodzi, która próbowała zapisać 17-latkę na pierwszą wizytę ginekologiczną. – Córa sama poprosiła mnie o to, żebym znalazła jej lekarza. Nie miała żadnych dolegliwości, po prostu uznała, że to najwyższy czas. Stwierdziłam, że dobrym wyborem będzie pewna pani ginekolog, która zaczynała swoją karierę, gdy ja byłam nastolatką. Pamiętam jej świetne podejście do młodych dziewczyn: delikatne, wyrozumiałe, z sympatią – wylicza łodzianka.

Lekarka odmówiła przyjęcia córki Katarzyny. – Podeszłam jeszcze w rejestracji i tam też powiedzieli mi, że nie mogą przyjmować niepełnoletnich – zaznacza. – Obecnie czekamy, aż córka za dwa miesiące skończy 18 lat – dodaje.

Pediatra zamiast ginekologa

Córka Joanny Cichewicz z Płońska nie mogła czekać. Tym bardziej, że ma 13 lat i cztery miesiące temu potrzebowała pilnej konsultacji ginekologicznej. – Od maja nie ma w naszym mieście żadnej ginekolożki, która przyjmowałaby nastolatki w ramach NFZ. Do mężczyzny moja córka nie chciała iść – opowiada.

W końcu Joanna zabrała dziecko do lekarki rodzinnej. – To starsza pani, ale mam do niej zaufanie. Stwierdziła, że córka ma problem z jajnikiem. Przypuszczała, że to torbiel i dała antybiotyk – opowiada.

W międzyczasie kobieta bezskutecznie próbowała zapisać córkę do innego ginekologa, który mógłby ją przyjąć. W końcu ktoś ze znajomych polecił Joannie ginekolożkę z Ciechanowa, która przyjeżdża do Płońska. – Oczywiście wizyta i wszystkie badania są płatne, ale przynajmniej jakiś specjalista zajął się moją córką. Stwierdzono u niej dwa torbiele, z czego jeden pękł w międzyczasie – dopowiada.

Udało mi się dodzwonić do dwóch z wyżej wymienionych przychodni. Panie pracujące w recepcji potwierdziły słowa moich bohaterek.

Nie ma specjalizacji

Polskie nastolatki mają utrudniony dostęp do ginekologów, chociaż stanowisko ekspertów Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego jest jasne. "Pierwsza rutynowa wizyta w Poradni Ginekologicznej dla Dziewcząt powinna odbyć się w przedziale wiekowym 12.–15. rok życia, zazwyczaj po pierwszej miesiączce, celem oceny przebiegu cyklu miesiączkowego i wdrożenia profilaktycznych szczepień przeciwko wirusowi HPV" – czytamy w raporcie przygotowanym przez ginekolożki dziecięce Violetta Skrzypulec-Plintę i Agnieszkę Drosdzol-Cop.

Jednak często u młodszych dzieci, a nawet niemowląt, pojawia się konieczność pójścia na wizytę. Powodem może być nieprawidłowa wydzielina z pochwy, powiększone gruczoły sutkowe czy zaczerwienienie sromu.

Problemów jest wiele, ale lekarzy specjalistów niewielu. Według danych Naczelnej Izby Lekarskiej w Polsce zostało zarejestrowanych 7791 ginekologów-położników. Niestety nie wiadomo, ilu dokładnie lekarzy z tej grupy zajmuje się dziećmi. Naczelna Izba Lekarska nie prowadzi takich statystyk, m.in. dlatego, że w Polsce nie ma specjalizacji z zakresu ginekologii dziecięcej i dziewczęcej. Obecnie można ją uzyskać jedynie na gruncie międzynarodowym. W Polsce jest tylko kilku lekarzy, którzy posiadają dyplom International Fellowship on Pediatric and Adolescent Gynecology.

Zdaniem edukatorki seksualnej z Fundacji Nowoczesnej Edukacji "SPUNK", bardzo ważne jest, aby nastolatki trafiały do kompetentnych lekarzy. – Ginekolog dziecięcy nie tylko posiada szerszą wiedzę na temat leczenia problemów ginekologicznych wśród nieletnich, ale również wyróżnia się większą empatią, która jest niezbędna podczas badania młodych dziewcząt – mówi Anna Jurek w rozmowie z WP Kobieta.

Edukatorka oczywiście chciałaby, aby w Polsce było więcej ginekologów dziecięcych. Dzięki temu dziewczęta z małych miejscowości nie musiałyby dojeżdżać po kilkadziesiąt kilometrów. Jednak Anna Jurek zwraca uwagę na inną kwestię, której poprawa z pewnością przyczyniłaby się do zmniejszenia kolejek. – W naszym kraju bardzo kuleje edukacja seksualna. Za mało mówi się nawet o czymś tak oczywistym jak miesiączka. Ja, jako edukatorka, cały czas dostaję różne pytania w tej kwestii – przyznaje Anna Jurek.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (194)
Zobacz także