Iwona i Natalia wzięły ślub humanistyczny. W Polsce
Wystrojone w białe suknie stanęły naprzeciwko siebie i wypowiedziały słowa przysięgi. Gościom popłynęła niejedna łza wzruszenia, bo uroczystość złudnie przypominała tradycyjną. - Wciąż nie mogę oswoić się z myślą, że od tygodnia mam żonę! – mówi Iwona, spoglądając z uśmiechem na swoją dłoń ozdobioną obrączką.
Kobiety tworzą związek od siedmiu lat i długo marzyły o jego przypieczętowaniu. Polskie prawo nie pozwala na zawarcie związku małżeńskiego parom jednopłciowym, ale jednocześnie nie zabrania organizacji ślubu humanistycznego.
Ta forma nie jest unormowana prawnie, ale i tak staje się coraz bardziej popularna. W Szkocji liczba ślubów humanistycznych przekroczyła liczbę katolickich. W Polsce to dopiero raczkujący zwyczaj.
Ślub humanistyczny pozwala zakochanym na pełną swobodę działania. Para sama decyduje, jaki będzie plan wydarzeń. Iwona długo szukała przykładowych scenariuszy w sieci, ale nie udało jej się znaleźć żadnego planu zaadaptowanego do polskich realiów. - Trafiłam na rozpiskę ślubu humanistycznego np. w stylu hawajskim. Ciekawy pomysł, ale raczej niewykonalny u nas – uśmiecha się i dodaje, że nie było innego wyjścia niż samodzielne przygotowanie scenariusza.
- Zaplanowałyśmy każdy krok, napisałyśmy dla siebie spersonalizowane przysięgi i wyszukałyśmy firmę weddingową, która pomogła nam udekorować salę – dodaje Natalia.
- Pochodzimy z tradycyjnych rodzin, szanujemy naszą kulturę i dlatego zależało nam, aby uroczystość chociaż pozornie wyglądała jak zwyczajny ślub – podkreśla Natalia. – Myślę, że wyszło nam to całkiem dobrze – dodaje Iwona.
Ojcowie odprowadzili dziewczyny na środek sali, gdzie czekał ubrany w czarny garnitur mężczyzna prowadzący uroczystość. Zaproszenie księdza czy urzędnika stanu cywilnego nie wchodziło w grę, dlatego Iwona i Natalia zaproponowały tę funkcję DJ-owi.
– Ucieszył się z propozycji i przyłożył się do zadania – wspomina Iwona. – Poza tym wypowiedziałyśmy przysięgę przede wszystkim do siebie nawzajem, a to, kto stał obok nas, nie miało już tak dużego znaczenia – dodaje Natalia.
Później para oraz ich goście udali się na małe przyjęcie. – Jest pandemia, dlatego nie mogłyśmy wyprawić hucznego wesela. Zaprosiłyśmy tylko naszych rodziców i kilkoro najbliższych osób – podkreśla Iwona.
- Okazało się, że nawet garstka wystarczyła do stworzenia weselnego klimatu. Na wejściu przywitano nas chlebem i solą, później wspólnie wznosiliśmy toasty, jedliśmy tort i szaleliśmy na parkiecie w kilka osób - cieszy się Natalia.
Na sali był obecny również notariusz z przygotowaną dla nich umową partnerską. – Właściwie to podpisałyśmy umowę małżeńską, ponieważ zorientowałyśmy się, że taka nazwa nie jest zabroniona – doprecyzowują kobiety.
Dyskryminacja ekonomiczna
Złożenie podpisów pod pełnomocnictwem uprawniło Natalię i Iwonę m.in. do otrzymywania informacji o stanie zdrowia partnerki, odbioru korespondencji, reprezentowania w banku, rejestrowania samochodu czy decydowania o miejscu i sposobie pochówku drugiej osoby.
- Formalnie mam prawo odebrać za Natalię list na poczcie czy uzyskać informacje od jej lekarza, ale podejrzewam, że w praktyce nie będzie to tak oczywiste. Raczej niewiele osób uwierzy mi na słowo, że mam formalną umowę, a noszenie przy sobie kilkustronicowego odpisu aktu notarialnego może być kłopotliwe – zauważa Iwona. - Trzeba będzie przy każdej tego typu sytuacji pamiętać o zabraniu dokumentów z mieszkania – dodaje Natalia.
Iwona wiele razy znalazła się w przykrej sytuacji ze względu na swoją orientację seksualną, dlatego postanowiła maksymalnie zabezpieczyć się przed wścibskimi pytaniami i krzywdzącymi komentarzami. Oprócz przekazania pełnomocnictwa partnerskiego zmieniła swoje nazwisko w akcie urodzenia. Teraz ma podwójne: swoich rodziców oraz nazwisko Natalii.
- Mam nadzieję, że dzięki temu urzędnicy czy lekarze w nagłych sytuacjach będą traktować nas chociaż jak osoby z jednej rodziny – tłumaczy Iwona.
Kobiety cieszą się, że w pewnym stopniu sformalizowały związek, jednak podkreślają, że i tak będą w o wiele gorszej sytuacji niż małżeństwa z podpisem urzędnika stanu cywilnego.
- Mamy utrudniony start. Obowiązuje nas najwyższy próg podatkowy, nie przysługują nam żadne ulgi, nie możemy wspólnie rozliczać PIT-u, nie dostaniemy atrakcyjnego kredytu na mieszkanie – wylicza Natalia. – Byłyśmy niedawno w banku i okazało się, że jako "nie małżeństwo" ja ze swoimi niższymi zarobkami nie byłabym traktowana jako dochód, tylko jako wydatek, który pomniejsza kwotę ewentualnie przysługującego nam kredytu – dopowiada Iwona.
Ponadto w przypadku śmierci Natalii lub Iwony, ta druga będzie musiała np. odprowadzić wysoki podatek od części wspólnego mieszkania. – To przykre i niesprawiedliwe, bo przecież formalnie wskazałyśmy siebie nawzajem jako najbliższe osoby. Jeśli w Polsce nic się nie zmieni, to będziemy musiały odkładać pieniądze na podatek od spadku, żeby móc się zabezpieczyć – mówią.
Słysząc te słowa trudno wyłapać chociaż cień nadziei. – Mam wrażenie, że od kilku lat robi się coraz gorzej w naszym kraju. Gdy byłam nastolatką, częściej okazywałam swojej ówczesnej dziewczynie uczucia. Teraz po prostu boję się złapać moją żonę za rękę w miejscu publicznym, bo istnieje duże ryzyko, że ktoś nas zwyzywa lub posunie się do czegoś nieprzyjemnego – twierdzi Iwona.
- Życie w ciągłym ukryciu jest uciążliwe. Zważam na słowa, gdy ktoś pyta mnie, czy jestem w związku. Siedzę cicho, gdy koleżanki z pracy opowiadają o swoich małżeństwach lub rodzinnych planach wakacyjnych. Oczywiście nikt mnie do tego nie zmusza, ale nie należę do osób, które chcą się narażać – dodaje Iwona.
- Dobrze, że mamy wsparcie chociaż wśród bliskich. Rodzice, dziadkowie czy znajomi są po naszej stronie. Na początku potrzebowali czasu, żeby oswoić się z prawdą, ale nigdy nie odwrócili się od nas – mówi Natalia.
- To bardzo ważne dla wszystkich osób takich jak my – dodaje Iwona.