GwiazdyJak przetrwać w związku? "Oszukuj go i bądź szczęśliwa"

Jak przetrwać w związku? "Oszukuj go i bądź szczęśliwa"

Oszustwo w związku to nie tylko zdrada i brak lojalności. Kobiety, żeby przetrwać w relacji i być w niej szczęśliwe, uciekają się do różnych trików. Okłamywanie w sprawie antykoncepcji i wydatków? Dla wielu dziewczyn to podstawa dobrego pożycia. Mówiła tak nawet babcia Krystyny Jandy.

Jak przetrwać w związku? "Oszukuj go i bądź szczęśliwa"
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Katarzyna Chudzik

"Czy gdybym w tajemnicy przed nim stosowała prawdziwą antykoncepcję, a nie jakieś durne wymysły z kalendarzykami, to byłoby to bardzo złe w stosunku do niego?" – pyta na forum dziewczyna, której oblubieniec jest bardzo wierzący i jako metodę antykoncepcyjną uznaje jedynie naturalne planowanie rodziny. Ona tymczasem dzieci w ogóle nie chce mieć – chyba że adoptowane. W odległej przyszłości.

Kobieta pisze, że swojego mężczyznę bardzo kocha. Jakim prawem zastanawia się więc nad tak podstawową kwestią, jak to, czy można kłamać w fundamentalnej dla każdego związku kwestii? Pytania o to, czy w ogóle chcemy mieć dzieci, czy wolimy je począć, czy adoptować i czy stanie się to dziś, czy za 10 lat, są pytaniami na które trzeba mieć wspólną odpowiedź. Jeśli jej nie ma – można zawsze dyskutować i wspólnie szukać rozwiązania.

O ile nie jest to kwestia wyboru nowych kafeków do łazienki, to mijanie się z prawdą w zakresie fundamentalnych ustaleń związku może być rozważane pod kątem (nie)moralności. Jak czytam dalej, większość komentujących kobiet nie poszło w tym kierunku, lecz doskonale zrozumiało sytuację forumowiczki i wiążące się z jej sytuacją obiekcje. Dlatego wyszły z podpowiedziami.

"Bierz tabletki, tylko wybierz tę porę dnia, kiedy on jest w pracy, żeby nie zobaczył", "Daj spokój i weź na luz. Nie zdradzasz go. Chcesz się po prostu zabezpieczać jak człowiek, a nie jak za czasów starożytnych", "Ty musisz dbać przede wszystkim o siebie i mieć (lub nie mieć) dzieci, kiedy na to jesteś gotowa. Jak boisz się, że z tabletkami się wyda, poproś lekarza o zastrzyk raz na pół roku" – przerzucają się pomysłami komentatorki.

- Ja, jeżeli w ogóle byłabym w stanie zaakceptować tak radykalne poglądy mojego mężczyzny, to najpierw przekonywałabym go argumentami naukowymi. To znaczy tym, że kalendarzyk małżeński działa dopiero po roku badania swojego cyklu, i tak naprawdę dopiero po trzydziestce, kiedy cykl jest już uregulowany. Dlatego zaproponowałabym na razie zabezpieczanie się i wrócenie do tej rozmowy po roku czy dwóch. Być może w tym czasie coś we mnie by się zmieniło – mówi Asia, mężatka z czteroletnim stażem. – A jeśli to by go nie przekonało, to skłamałabym i dalej bym się zabezpieczała. W końcu to ja byłabym w potencjalnej ciąży, a nie on – dodaje.

Jak widać, kłamstwo rośnie w naszym społeczeństwie zdrowe i tłuściutkie. Być może przodują w nim kobiety, które czują, że wraz ze swoim facetem złapały za nogi pana Boga, więc puścić go absolutnie nie zamierzają. Dlatego choćby dzieliły ich światopoglądowe różnice nie do pogodzenia – i tak się nie rozstaną. I choć słuszna jest idea, żeby nie kończyć związku wraz z pierwszym czy nawet setnym nieporozumieniem, bo te zdarzają się zawsze i wszędzie, to życie w kłamstwie chyba nie jest żadnego związku warte.

***

Polem do innej dyskusji są kobiety, które oszukują swoich mężczyzn pod względem ekonomicznym. Kiedyś było to całkowicie normalne – sama Krystyna Janda popełniła w 2004 felieton ("Pieniądze"), w którym opisała, jak sprawę finansów w rodzinie widziała jej babcia i jakie zasady postępowania w tej kwestii z mężczyznami przekazała swojej wnuczce.

"- Nigdy nie mówić mężczyźnie prawdy o kosztach prowadzenia domu. Żeby darł na pasy, nie wiadomo co robił, kłamać, dla zasady i na wszelki wypadek. Choćby po to, żeby Go zmylić, zdezorientować.
- Każda rzecz kupiona dla kobiety kosztuje grosze, każda kupiona dla Niego – majątek. Rzeczy kupowane dla dzieci generalnie są drogie, z zasady, żeby wiedział, że utrzymać i wychować dziecko nie jest łatwo i to wielki Jego obowiązek.
- Nigdy przed nim nie zdradzić prawdziwej ceny niczego. Dla zasady.
- Odkładać pieniądze zaoszczędzone systematycznie na bok, nie zdradziwszy się z tym pod żadnym pozorem.
- Nie bać się niczego, kłamać dla dobra domu i rodziny, on nie jest w stanie zauważyć czy odkryć nawet najgrubszymi nićmi szytego łgarstwa" – tak słowa babci zapamiętała artystka.

Zasady babci Krystyny Jandy wiążą się z traktowaniem mężczyzny jak nieszkodliwego głupka, a takie przekonanie kłóci się z ogólnie przyjętą wizją nowoczesnego społeczeństwa - czyli przeświadczeniem o konieczności wzajemnego szacunku i zaufania w związku. Nie zmienia to faktu, że podobnych jak ona reguł przestrzega gro kobiet. I to nie w następstwie lektury tego felietonu. - Zdarza się, że takie zasady przechodzą z pokolenia na pokolenie. Skoro mama tak robiła, to ja też tak robię. Często jest to nawet nieuświadomione - mówi psychoterapueta dla par, Monika Dreger.

Są zatem żony i konkubiny różnej maści, które zarabiając mniej od faceta i robiąc domowe sprawunki za jego pieniądze, zawsze twierdzą, że wydały więcej niż w rzeczywistości. Różnicę odkładają na oddzielne – tajne – konto, albo kupują sobie za nie coś ekstra. – Mój mąż zarabia na tyle dużo, że ja nigdy nie musiałam pracować. Zajmowałam się wychowywaniem dzieci, które już dorosły. Mąż nigdy nie daje mi pieniędzy na "fanaberie", bo nie uważa, żeby piąta szminka była koniecznością. Mówi mi, żebym "sama sobie na to zarobiła" i daje mi kilka stówek na tydzień, które mam rozdysponować na jedzenie czy artykuły higieniczne – opowiada Malwina.

Nie kupuje jednak wszystkiego, co powinno znaleźć się w lodówce lub łazience – sporą część "tygodniówki" odkłada na comiesięczne zakupy w butikach w Warszawie. Kiedy mąż pyta czemu znów nie kupiła papieru toaletowego, twierdzi, że jej nie wystarczyło. I że on, prowadząc własną firmę budowlaną, nie wie przecież jakie są ceny żywności i jak wszystko ostatnio podrożało.

Choć kłamstwo nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem, to w podobnej sytuacji siłą rzeczy nasuwa się problem przemocy ekonomicznej, którą stosuje zamożniejszy mąż Malwiny. - Jeśli ta para wiele lat temu umówiła się, że on zajmie się karierą, a ona wychowywaniem dzieci, a teraz poniża ją, mówiąc, żeby "sama sobie zarobiła", to jest to forma przemocy ekonomicznej. Ona zazwyczaj wiąże się z lekceważeniem i poniżaniem drugiego człowieka, przemocą psychiczną - tłumaczy Monika Dreger.

Wyjaśnia jednak, że są gorsze formy takiej przemocy - istnieją bowiem mężowie, którzy rozliczają swoje partnerki z tego, że kupiły 5 dag szynki za dużo, a wieczorem otwierają tabelkę w Excelu i analizują każdą wydaną przez nie złotówkę. W takich przypadkach udawanie, że wydało się mniej niż w rzeczywistości nie ma racji bytu. Mąż na słowo przecież nie uwierzy - trzeba mu zaprezentować rachunki.

W przypadku Malwiny wiadomym jest, że czterdziestopięciolatka bez żadnego doświadczenia zawodowego nie znajdzie dobrze płatnej pracy w małej miejscowości. Jeśli zaś zatrudni się w pierwszej lepszej Żabce, to nie tylko kokosów nie zarobi, ale również nie będzie miała tyle czasu na zajmowanie się domem, co do tej pory. A to nie leży w interesie jej męża, który przyzwyczajony jest do obiadu z trzech dań i podłóg wypastowanych na błysk.

Jeśli zatem rozmowa z mężem nie działa, to jakie ona ma wyjście? Założyć wór pokutny i zająć się wyłącznie wyszukiwaniem nowych przepisów na obiad dla męża?

Są też oczywiście kobiety, które w ten sposób uprawiają czyste kombinatorstwo i myślą w kategoriach "jemu nie ubędzie, a mi będzie lepiej". To łechtanie własnego hedonizmu kosztem drugiego człowieka. - Jeśli nie mamy do czynienia z przemocą psychiczną, to takie zachowanie jest po prostu wykorzystywaniem współmałżonka. Deficyty wówczas leżą po stronie kobiety - mówi Monika Dreger.

***

Zdarza się jednak dość często, że kobieta zarabia i wydaje na zachcianki własne, często ciężko zarobione pieniądze. Mimo to, nie zdradzają swoim mężczyznom swoich wydatków. Zwłaszcza jeśli ów mężczyzna jest od niej bardziej oszczędny i rozsądny. I potrafi wypomnieć to w momencie, kiedy okazuje się, że jego kobieta nie ma za co jechać na wspólnie zaplanowane wakacje, bo wydała resztkę pieniędzy na trzy pary markowych sandałków. – Dwa lata temu mój chłopak zrobił mi o to ogromną awanturę, bo rzeczywiście zabrakło mi pieniędzy, a umawialiśmy się, że będziemy po równo odkładać na wakacje. Od tej pory nie mówię mu, ile wydaję albo zaniżam koszty, żeby więcej nie usłyszeć, jaka to jestem nieodpowiedzialna – śmieje się Anka, dziennikarka z pięcioletnim stażem związku. Podkreśla, że robi tak co druga jej koleżanka.

Jak mówi polskie przysłowie: "za pieniądze ksiądz się modli, za pieniądze lud się podli". Stare, lecz niestety - nieprzestarzałe.

Jest jeszcze wiele sposobów na oszustwo w związku. Ale – jak głosi znana reklama – nie róbcie tego w domu.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (138)