Blisko ludziJak rodzić, to tylko w USA. Turystyka porodowa popularna również wśród Polek

Jak rodzić, to tylko w USA. Turystyka porodowa popularna również wśród Polek

Jak rodzić, to tylko w USA. Turystyka porodowa popularna również wśród Polek
Źródło zdjęć: © 123RF
Klaudia Stabach
04.02.2019 17:31, aktualizacja: 04.02.2019 20:41

Zapewnienie dziecku obywatelstwa amerykańskiego jest dla wielu matek równoznaczne z wręczeniem im klucza do bram lepszego życia. - Może podróżować swobodnie po prawie całym świecie, a gdy, dorośnie samo wybierze, gdzie chce mieszkać - mówi Alicja, która urodziła pierwsze dziecko w Kentucky, a drugie w Michigan.

Joanna Kulig, obecnie najjaśniejsza gwiazda polskiej kinematografii, od kilku miesięcy przebywa w Stanach Zjednoczonych. Aktorka zajmuje się promowaniem nominowanej do OscaraZimnej Wojny” oraz przygotowuje się do powitania na świecie pierwszego potomka.

Kulig rodząc w Stanach Zjednoczonych automatycznie zagwarantuje dziecku tamtejsze obywatelstwo. Na podstawie tzw. "prawa ziemi” każda osoba, która przychodzi na świat w USA otrzymuje amerykański paszport. Rok temu na podobny pomysł wpadła blogerka Anna Skura, która skrupulatnie zaplanowała swój poród w Nowym Jorku. "Narodziny w Stanach dają okno na świat, dużo więcej możliwości" - przyznała w rozmowie z mediami.

Koszty w Polsce i w USA

Z danych International Federation of Health Plans wynika, że poród w Stanach Zjednoczonych jest najdroższy na świecie. Jeśli nie posiada się ubezpieczenia zdrowotnego, trzeba być przygotowanym na spory wydatek. Średni koszt pobytu w szpitalu obliczono na równowartość 34 tys. zł. Jeśli dziecko ma przyjść na świat poprzez cesarskie cięcie, musimy dopłacić dodatkowe 19 tys. zł. Dla porównania poród w prywatnej klinice w Warszawie kosztuje od 7 do nawet 17 tys. zł.

Wysokie koszty nie odstraszają przyszłych matek z całego świata, dlatego turystyka porodowa kwitnie w najlepsze. Władze USA nie prowadzą oficjalnych statystyk dotyczących liczby urodzeń wśród imigrantów, ale jak wynika z danych Centrum Studiów nad Imigracją, w Stanach Zjednoczonych rodzi się w ten sposób rocznie około 36 tys. dzieci.

Najczęściej na poród w USA decydują się chińskie rodziny, które traktują to jako przepustkę do lepszego życia. Dzięki tzw. "kotwicowym dzieciom" rodzice mogą w przyszłości uzyskać pozwolenie na stały pobyt w Stanach Zjednoczonych. Gdy ich potomek skończy 21 lat i tym samym stanie się pełnoletni według amerykańskiego prawa, ci mogą starać się o uzyskanie zielonej karty dla siebie.

Chociaż turystyka porodowa nie łamie przepisów, Donald Trump dąży do wyeliminowania jej z Ameryki. Jako jeden z priorytetów swojej kadencji prezydenckiej, ogłosił doprowadzenie do usunięcia z konstytucji zapisu, dotyczącego nadawania dzieciom obywatelstwa wyłącznie na podstawie urodzenia w USA. Zasada sformułowana jest w 14. poprawce i można usunąć go bez konieczności zmiany konstytucji. "Jesteśmy jedynym krajem na świecie, do którego ktoś może sobie przyjechać, urodzić tu dziecko i to dziecko automatycznie staje się obywatelem Stanów Zjednoczonych, po czym przez kolejnych 85 lat korzysta ze wszystkich naszych benefitów"– mówił w rozmowie z amerykańskimi mediami.

Już teraz służby graniczne wnikliwiej kontrolują ciężarne kobiety próbujące wjechać na teren USA, a kilka dni temu media obiegła informacja o pierwszych aresztowaniach. Policja zatrzymała właścicielkę firmy, która za opłatą pomagała ciężarnym kobietom oszukać urzędy imigracyjne i wjechać do Ameryki.

Poród na poziomie

Na amerykańskich oddziałach położniczych nie brakuje również bogatych Rosjanek. W ich mniemaniu poród za oceanem to symbol wysokiego statusu społecznego. "Kiedy tu leciałam, na pokładzie było jeszcze z pięć takich kobiet” - mówiła Ekaterina Kuzniecowa w rozmowie z NBC News.

Kolejnym powodem jest wysoki poziom opieki medycznej w amerykańskich szpitalach. Kamila Modlińska mieszka od pięciu lat w mieście Des Plaines w stanie Illinois i 14 miesięcy temu tam rodziła. Kobieta była pod wrażeniem standardów w publicznej placówce. - W trakcie porodu był przy mnie lekarz i kilka pielęgniarek. Wszyscy bardzo mili, wyrozumiali i pomocni. Po porodzie każda kobieta otrzymuje swój pokój z łazienką, który trochę przypomina hotel – wspomina w rozmowie z WP Kobieta. Ponadto, dla każdej rodzącej przygotowany jest zestaw niezbędnych rzeczy (pampersy, koszula nocna, jednorazowe majki, czapeczka i kocyk dla dziecka).

Obraz
© Archiwum prywatne
Obraz
© Archiwum prywatne

W szpitalnym pokoju, oprócz łóżka dla Kamili, stała też kanapa dla gości. – Bliscy mogli odwiedzać mnie o dowolnej porze i spędzać ze mną tyle czasu, ile chcieliśmy. Mój narzeczony spał z nami przez dwie noce – opowiada.

Polka dobrze wspomina również szpitalne posiłki. – Dostajesz menu jak w restauracji i wybierasz sobie danie, na które masz ochotę. Zamawiasz ile chcesz i nawet możesz poprosić o porcję dla partnera. Pamiętam, że pierwszego dnia na śniadanie jadłam omlet oraz muffinki z jogurtem, a na obiad wybrałam makaron z kurczakiem i pomidorami – mówi.

29-latka chwali sobie również pomoc szpitala przy załatwieniu niezbędnych formalności. – Wypełniłam wnioski niezbędne do wydania aktu urodzenia, a oni wysłali je do urzędu - opowiada - Cały pobyt w szpitalu był pokryty z ubezpieczenia, nic nie musiałam dopłacać - opowiada.

Alicja ma podobne wspomnienia jak Kamila, chociaż rodziła w zupełnie innej części Ameryki. – Pierwszy poród miałam w szpitalu w Kentucky, a drugi w Michigan – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – Na salach było bardzo czysto i przytulnie. Wszędzie wisiały telewizory, a bliscy mogli odwiedzać mnie kiedy chcieli – opowiada. – Trzy razy dziennie przychodziła pracownica szpitala, która zbierała zamówienie na posiłki. W menu były cztery dania do wyboru. Porcje były duże i nie narzucano mi żadnej diety – dodaje.

Alicja i Kamila podkreślają, że rodzenie w przyjaznych warunkach przyczynia się do miłych wspomnień związanych z porodem, a te w polskich realiach nie zawsze kojarzą się dobrze.

Każda z nich rozważa w przyszłości powrót do ojczyzny, ale jednocześnie obie cieszą się, że ich dzieci przyszły na świat w Stanach Zjednoczonych. - Może podróżować swobodnie po prawie całym świecie, a gdy dorośnie samo wybierze gdzie chce mieszkać – mówi Alicja. - Tutaj są bardzo dobre szkoły wyższe, po których zawód jest gwarantowany. Minusem są koszty studiowania, ale my już teraz otworzyliśmy konto oszczędnościowe, na którym odkładamy pieniądze dla synka. Dostanie je, gdy skończy 18 lat – dodaje Kamila Modlińska.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (90)
Zobacz także