Jego żona uknuła niebezpieczną intrygę. Teraz cała prawda wyszła na jaw
Pan Andrzej dwa lata walczył przed sądem o swoje dobre imię. Był oskarżony o znęcanie się nad żoną, mimo że ostatnie lata ich małżeństwa mieszkał za granicą, ale zeznania małżonki i opinie biegłych miały być koronnym dowodem potwierdzającym przemoc.
Jego żona przez kilka lat szukała potwierdzenia, że jest ofiarą przemocy domowej. On jest kierowcą, jego żona była pielęgniarką i kuratorem sądowym. Byli małżeństwem przez 20 lat. Od 2000 roku mężczyzna pracował za granicą, dom odwiedzał tylko w święta. Sześć lat temu postanowił wrócić do Polski na stałe. Z żoną już mu się nie układało.
- Pojawiły się żądania o przeniesienie całkowitej własności mieszkania na nią, przepisanie moich gruntów na jej własność. Pomyślałem, że coś jest nie tak. Po dwóch miesiącach dostałem wezwanie na policję i zaczęło się śledztwo w sprawie mojego znęcania się nad małżonką. Z tym że ja nigdy nie stosowałem przemocy wobec niej. Nigdy jej nie biłem ani nawet nie uderzyłem. Gdy byłem atakowany, posuwałem się jedynie do chwycenia jej za ręce i posadzenia na łóżku – opowiada.
Dowodów na znęcanie się nie było. Trudno byłoby o jakiekolwiek, bo mężczyzna ostatnie lata spędził kilometry od żony. W sierpniu 2011 roku małżonka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Gdy pan Andrzej wrócił do domu, kobieta miała zsunąć się z łóżka, po czym zabrała torbę i zgłosiła się do szpitala, twierdząc, że mąż ją zaatakował.
W szpitalu, w którym pracowała przez lata, lekarze zdiagnozowali pęknięcie kości podstawy czaszki. To ich zdanie było głównym punktem oskarżenia. Panu Andrzejowi groziło nawet pięć lat więzienia.