Blisko ludziJej dzieciństwo było koszmarem, dziś pomaga tysiącom bezdomnych dzieci

Jej dzieciństwo było koszmarem, dziś pomaga tysiącom bezdomnych dzieci

Jej dzieciństwo było koszmarem, dziś pomaga tysiącom bezdomnych dzieci
Źródło zdjęć: © www.cncf.org
Magdalena Drozdek
20.02.2016 17:03, aktualizacja: 25.02.2016 17:00

- Trudno opisać radość, jaką czuję za każdym razem, gdy mogę zmienić czyjeś życie na lepsze. Kiedy widzę dziecko, które zamiast żyć na ulicy, dostaje się na uniwersytet i buduje własną rodzinę, nie mogę zrobić nic innego, jak szeroko się uśmiechać – mówi Christina Noble, która po tym, co przeszła w dzieciństwie, postanowiła zmienić beznadziejny los ponad 700 tys. dzieci z Azji.

- Trudno opisać radość, jaką czuję za każdym razem, gdy mogę zmienić czyjeś życie na lepsze. Kiedy widzę dziecko, które zamiast żyć na ulicy, dostaje się na uniwersytet i buduje własną rodzinę, nie mogę zrobić nic innego, jak szeroko się uśmiechać – mówi Christina Noble, która po tym, co przeszła w dzieciństwie, postanowiła zmienić beznadziejny los ponad 700 tys. dzieci z Azji.

Jej historia zaczyna się w 1944 roku w Dublinie. Urodziła się w biednej rodzinie żyjącej w jednej z najgorszych dzielnic miasta, znanej jako Liberties. Miała 5 rodzeństwa, Andy’ego, Michaela, Johnny’ego, Kathy i Philomenę. Matka ciężko pracowała, by utrzymać rodzinę, ojciec był bokserem. Uwielbiał dwie rzeczy w swoim życiu. Worek treningowy i alkohol.

Miała 10 lat, gdy matka umarła. – Mówili mi, że miała gorączkę reumatyczną i że przez większość życia często krwawiła. Niewiele pamiętam z dnia, w którym umarła. Był marzec, padało, a ojciec był pijany. Poszłam wyciągnąć go z baru, gdy tylko dowiedziałam się, że lekarze muszą zabrać mamę. Kiedy zmarła, prosiłam tylko Boga, by mnie oszczędził – mówiła dla brytyjskiego „Express”.

Była dzieckiem, a musiała wcielić się w rolę matki dla swojego młodszego rodzeństwa. Ojciec alkoholik nie był w stanie zapewnić rodzinie podstawowych rzeczy, jak choćby jedzenia. – Sama starałam się ich wyżywić. Chciałam, żeby chodzili do szkoły i byli czyści. O 4 rano chodziłam na rynek, gdzie dostawałam resztki warzyw z poprzedniego dnia. Potem próbowałam zrobić z tego jakąś zupę. Jak miałam 11 lat, chodziłam śpiewać w pubach w zamian za jedzenie i węgiel na opał – wspomina w wywiadzie dla „Guardiana”.

Mimo jej starań, dzieci żyły w strasznych warunkach. Były wychudzone, miały świerzb i wszy. Wreszcie ktoś doniósł na rodzinę do opieki społecznej. Dzień, w którym razem z ojcem trafili przed sąd, pamięta doskonale. – Było dwóch sędziów. Pamiętam ich zimny wzrok, gdy mówili, że jesteśmy zaniedbani, trudni do kontrolowania, i co było najgorsze, że to ja mam na nich najgorszy wpływ. Mieliśmy trafić więc do różnych placówek. Wszyscy błagaliśmy ojca, żeby nie pozwolił nas zabrać, a on wtedy krzyknął, że nasza mama nie żyje, a on nie będzie się nami opiekować – wspomina.

Christina trafiła pod opiekę sióstr zakonnych w Clifden, na zachodnim brzegu Irlandii. O opiece trudno jednak mówić, bo dziewczyna była tam molestowana psychicznie i fizycznie. Siostry znęcały się nad nią, wreszcie któregoś dnia powiedziały, że jej rodzeństwo zginęło. Nie była w stanie tam żyć, więc uciekła. Miała 16 lat, gdy wróciła do Dublina. Nie miała gdzie pójść, ojciec mieszkał w hostelu, a jej jedynym schronieniem była budka na węgiel na tyłach jakiegoś starego domu. O tym, że ulica to nie miejsce dla nastolatek, przekonała się niedługo później. Któregoś dnia zgwałciło ją jednocześnie kilku mężczyzn. Wkrótce dowiedziała się, że jest w ciąży. Urodziła chłopczyka, ale dziecko odebrano jej i wysłano do adopcji.

- Po tym wszystkim nie mogłam zostać w Irlandii. Dowiedziałam się, że moje rodzeństwo żyje i mieszka w Birmingham, więc zrobiłam wszystko, by dostać się na prom do Anglii – mówi.

Wielka Brytania była jej nadzieją na nowe życie. Odnalazła bliskich, a kilka lat później poznała swojego pierwszego męża. Jak przyznaje, szybko zorientowała się, że jej życie w Birmingham nie różni się wiele od tego w Dublinie. Tak jak jej ojciec kochał alkohol, tak jej mąż inne kobiety.

Wszystko miał jednak zmienić jeden sen. Jeszcze będąc w związku, przyśnił jej się Wietnam. – Było tam mnóstwo dzieci, które biegły w moją stronę, próbowały mnie dosięgnąć. O Wietnamie i o wojnie mówiło się wtedy dużo w telewizji, ale nie oglądałam tego. Nie wiem skąd taki sen, ale to wszystko było tak intensywne, że nie mogłam przestać o tym myśleć – dodaje.

Jeszcze kilka lat nie mogła wcielić swojej wizji w życie. Chciała pomóc tym dzieciom, ale najpierw musiała uporządkować własne życie. Rozwiodła się z pierwszym mężem, potem poślubiła wykładowcę Simona Noble. Christina cierpiała wtedy na depresję i para nie była w stanie długo ze sobą wytrzymać. Zdecydowali się na separację i w 1989 roku kobieta wyjechała do Wietnamu z jedną walizką i kilkunastoma funtami w portfelu.

Nie była pewna, co tam zastanie. Setki bezdomnych dzieci żyło na ulicach. Nikt się nimi nie przejmował. Głodowały, były brudne i często wykorzystywane przez obcych. – Zaczęłam chodzić do tych malców, którzy mieszkali niedaleko mojego hotelu – wspomina. Kupowała im jedzenie i ubrania, część dzieci przemycała do swojego pokoju, gdzie mogły się umyć. – Nie miałam zbyt wiele pieniędzy i czasem sama głodowałam, by im pomóc, bo doskonale wiedziałam jak to jest, gdy jest się ofiarą i nie ma się dachu nad głową – mówi.

Może nie miała pieniędzy, ale za to dar przekonywania już tak. Udało się jej namówić jedną z firm działających w pobliżu, by zainwestowali w założenie centrum pomocy dzieciom. Chciała zbudować miejsce, gdzie mogłyby się uczyć, gdzie otrzymywałyby opiekę lekarską, miały normalne życie. I to się jej udało. Zaczęło się od kilku bezdomnych malców, skończyło na setkach.

Dziś Christina zarządza ogromną fundacją, która pomogła już ponad 700 tys. dzieciom. Wspiera ją kilkudziesięciu majętnych sponsorów z różnych zakątków świata i przedstawiciele mediów. Pomóc może jej każdy, bo jej Christina Noble Children’s Foundation organizuje wirtualne adopcje, dzięki którym można finansować np. naukę danego dziecka.

Noble na Wietnamie nie poprzestała. Jej fundacja zajmuje się także potrzebującymi w Mongolii, myślą też o rozszerzeniu swojej działalności na Liban. O Christinie powstały już trzy książki i pełnometrażowy film („Noble”), który właśnie wchodzi do kin w Wielkiej Brytanii.

- Miałam raka piersi i bajpasy, ale to tylko drobnostki, które dzieją się w życiu. Nie jestem bogata, ale szczęśliwa. Każdy dzień jest dla mnie jak wygrana na loterii – przyznaje.

Nigdy nie pogodziła się z tym, jak wyglądało jej dzieciństwo. Wie, że właśnie w tym tkwi jej siła. Do dziś wykorzystuje swoje doświadczenia z ulicy, by jak najmniej dzieci musiało cierpieć. – Najważniejsze w życiu jest to, by zrozumieć, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Nigdy nie będę przepraszać za to, że korzystałam z wiedzy zdobytej na ulicy w slumsach Dublina. To chyba najlepsze co mogłam z nimi zrobić, prawda? – dodaje.

md/ WP Kobieta

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (5)
Zobacz także