Jeśli urodzi - umrze, jeśli zdecyduje się na aborcję - pójdzie do więzienia
Ciężko chora mieszkanka Salwadoru być może będzie musiała wybrać pomiędzy pójściem do więzienia a dokonaniem nielegalnej aborcji, która pozwoli ocalić jej życie. Jak donosi Amnesty International, 22-letnia Beatriz jest w czwartym miesiącu ciąży i grozi jej śmierć, jeśli jej nie usunie.
26.04.2013 | aktual.: 02.10.2018 13:30
Prawo w jej kraju mówi jednak wyraźnie, że zabieg jest nielegalny bez względu na okoliczności.
U kobiety zdiagnozowano kilka poważnych schorzeń, wśród nich m.in. toczeń i chorobę nerek. Płód również nie rozwija się prawidłowo. Dziecko nie ma wykształconej znacznej części mózgu i czaszki i jest bardzo prawdopodobne, że umrze w ciągu kilku godzin lub dni po porodzie.
Jednak ani stan zdrowia Beatriz, ani kondycja płodu w obliczu salwadorskiego prawa nie stanowią żadnych argumentów za usunięciem ciąży. Aborcja jest tu nielegalna, nawet jeśli mogłaby ocalić życie matki.
„W Salwadorze aborcja jest nie tylko całkowicie zakazana, ale także czynnie działa aparat egzekwowania prawa – policja, śledczy, szpiedzy medyczni, sądowi inspektorzy i specjalny wydział prokuratury, zajmujący się Przestępstwami Wobec Mniejszości i Kobiet (Crimes Against Minors and Women)”, donosił w 2006 roku „The New York Times”.
Szpital, który prowadzi ciążę Beatriz, miesiąc temu wystosował do salwadorskiego sądu najwyższego petycję dotyczącą umożliwienia usunięcia ciąży w przypadku chorej 22-latki. Wciąż jednak nie nadeszła odpowiedź w tej sprawie.
„Sytuacja Beatriz jest rozpaczliwa”, pisze w oświadczeniu Esther Major, badaczka Amnesty International, zajmująca się rejonem Ameryki Środkowej. „Szansa kobiety na przeżycie zależy od decyzji władz. Odwlekanie jej jest okrutne i nieludzkie”.
Jak wynika z raportu Światowej Organizacji Zdrowia i Instytutu Guttmacher, w latach 1997-2008 siedemnaście krajów przyjęło bardziej elastyczne normy prawne, określające, w jakich sytuacjach dopuszczalna jest aborcja. W przeciwnym kierunku poszły natomiast władze trzech państw: Salwadoru, Nikaragui i… Polski, bardziej usztywniając przepisy.
W październiku zeszłego roku światem wstrząsnęła inna historia związana z aborcją. W Irlandii zmarła kobieta, której lekarze odmówili usunięcia ciąży, mimo że poroniła. Kiedy Hinduska Savita Halappanavar zgłosiła się do miejscowego szpitala w Galway, specjaliści stwierdzili, że serce dziecka wciąż bije i nie mogą przeprowadzić aborcji. „Irlandia to katolicki kraj”, tłumaczyli. Operacja nastąpiła dopiero po trzech dniach, kiedy praca serca płodu całkowicie ustała, wtedy jednak było już za późno, by ocalić matkę. Stan pacjentki był krytyczny, zmarła cztery dni po zabiegu. Przypadek Halappanavar rzucił światło na niejasne i sprzeczne przepisy dotyczące aborcji w Irlandii. Przerwanie ciąży dozwolone jest tu tylko w przypadku, gdy ta zagraża życiu matki. Nie jest jednak precyzyjnie określone, jakie to sytuacje. Rząd chce uściślić przepisy w tym zakresie.
W Polsce aborcja dozwolona jest jedynie w trzech przypadkach: kiedy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia matki, kiedy badanie prenatalne wykaże duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu lub gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego.
Tekst: na podst. Huffingtonpost.com/Izabela O’Sullivan
(ios/sr), kobieta.wp.pl