"Jestem dziewczyną ze zdjęcia". Nikt nie powinien nienawidzić siebie za to, jak wygląda
Nina Lipińska, charakteryzatorka i projektantka. Zapozowała do sesji, których nie znajdziecie wiele na polskim rynku. "Standardowa" modelka wciąga brzuch, ustawia się tak, żeby przypadkiem nie było widać niedoskonałości. Dziewczyny plus size wolą wypchnąć brzuszek, pokazać cellulit i odsłonić fałdki. Bo tak. Bo to jest ich ciało.
18.10.2017 | aktual.: 18.10.2017 14:06
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Magda Drozdek: Bez Photoshopa, bez ukrywania swoich kształtów. Zdjęcie, które zrobiła ci Zuza Krajewska, rozeszło się w sieci jak wirus. A potem twój wpis na grupie Dziewuchy Dziewuchom, w którym piszesz: "Jestem dziewczyną ze zdjęcia. Jeśli chociaż jedna kobieta popatrzy na mnie i stwierdzi, że skoro ja mogę sobie tam leżeć i czuć się piękna, to ona też - to jest to mój sukces". Dlaczego zdecydowałaś się wziąć udział w sesji?
*Nina Lipińska: *Zuzie poleciła mnie nasza wspólna znajoma, która stwierdziła, że będę idealnie nadawać się do tego projektu. Zawodowo zajmuję się upiększaniem ludzi. Pracuję jako charakteryzator, maluję, stylizuję, szyję, czeszę itd. W ciągu kilku lat pracy w telewizji i na planach zdjęciowych zauważyłam, jak często ludzie, a zwłaszcza my, kobiety, mamy zaburzony obraz siebie i swojego ciała. Odbieganie od wzorców rodzi kompleksy, a czasami wręcz nienawiść do samego siebie. Znam dziewczyny spragnione związków, miłości psychicznej i fizycznej, które mają tak zaburzony obraz własnego ciała, że chociaż chciały, nie potrafiły w wieku 20-25 lat rozpocząć nawet życia seksualnego. Znam osoby nienawidzące swojego ciała, nosa czy twarzy. Czy ktokolwiek powinien nienawidzić siebie za to, jak wygląda? Czy chciałabyś, żeby twoja mama, babcia, siostra, koleżanka czy chociażby miła pani Jadzia z pobliskiego sklepu nienawidziła siebie, bo teraz akurat waży 20 kg więcej niż 2 lata temu? Bo mi się wydaje, że nikt nigdy nie powinien myśleć o sobie w ten sposób.
Oczywiście, należy dążyć do zdrowia fizycznego, ale znacznie łatwiej jest to robić z miłości do siebie niż z nienawiści. W życiu i w internecie jest pełno wyzwisk i uwag na temat czyjejś wagi, a ja uważam, że należy zacząć traktować to tak samo, jak przejawy rasizmu, homofobii czy mizoginizmu.
Wiele dziewczyn w podobnej sytuacji pewnie wstydziłoby się zapozować do takiego zdjęcia. Zgodziłaś się od razu?
Kiedy dostałam propozycję, pierwszą myślą było oczywiście, że nie ma mowy. Kuse dwuczęściowe kostiumy, plaża i ciało. Ja - niedługo po powrocie z dłuższych wakacji w Stanach, najgrubsza w moim życiu. Próby w modelingu plus size w Polsce to ja miałam, ale jakieś 20 kg temu. Druga myśl - będziesz hipokrytką, jeśli z poglądami, że należy siebie kochać niezależnie od rozmiaru, który aktualnie nosi twoje ciało, odmówisz. Bo moje ciało miało już wszystkie rozmiary. Od dziecka borykałam się z zaburzeniami odżywiania, okresami głodówek i diet, po których bardzo trudno naprawić przemianę materii. Słyszałam już, że jestem za chuda, za gruba, za ładna, za brzydka, za seksowna czy zbyt aseksualna. Zapaliła się jakaś taka lampka z myślą, że coś tu jest nie tak. W środku siedzi ta sama osoba, warta tyle samo w wadze 60 kg, co 100.
Wypracowałyśmy w sobie takie naturalne odruchy jak wciąganie brzucha, wyciąganie się do zdjęć, by wyglądać szczuplej. Lubimy mówić o szanowaniu naturalności, ale same z tą naturalnością mamy problem.
To my sami wykreowaliśmy sobie wyidealizowane wzorce piękna - ciał i twarzy z okładek, z ekranu czy z filmów pornograficznych. Uważam, że piękną jest osoba, która jest szczęśliwa, dobra, która kocha siebie i ludzi. To powinien być wzorzec piękna, a nie podział na tych bardziej symetrycznych i mniej. Zwłaszcza że to okładkowe piękno to jeden wielki pic i w pracy codziennie udowadniam kobietom, że każda z nas może wyglądać przed obiektywem jak diva. Około 50-60 proc. osób w Polsce ma nadwagę. Można więc zakładać, że spotykamy się z tymi "nieokładkowymi" ciałami na co dzień.
Zuza Krajewska przyznała w rozmowie z "I-d", że zdrowe nastawienie to domena 20-latek, starsze dziewczyny zostały wychowane we wstydzie.
Wydaje mi się, że kiedyś było dużo więcej tych wszystkich "kobieta powinna...", "dziewczynce nie przystoi..." itd. Wzorce zachowań i wyglądu, jaki przystoi i nie przystoi kobiecie, mogły mieć duże znaczenie, zwłaszcza w dobie konserwatyzmu. Wiele osób mówiło mi, że to odważne, że pokazałam się w takiej sesji. Ja myślę, że powinno to być po prostu normalne.
A wstydziłaś się siebie? Często musiałaś opowiadać ludziom, że to, ile ważysz, to twoja sprawa, twój organizm?
Urodziłam się z dziecięcą miłością do wszystkiego, bez szufladek na ładne i brzydkie, jednak jako nastolatka z ciągłymi wahaniami wagi, zagubiona w szale coraz to nowych diet, byłam narażona na bardzo dużo komentarzy. Były tak częste, że zaczęłam w nie wierzyć. W okresie nastoletnim sami nie wiemy, kim jesteśmy, a nasze ciało ulega zmianom, dlatego to często młode osoby są bardziej podatne na kanony piękna i cierpią bardziej, gdy się w nie nie wpisują. Moim zdaniem waga powinna być taką samą, prywatną sprawą, jak np. orientacja seksualna. Nikt oprócz naszego lekarza, jeśli do niego pójdziemy, nie ma prawa rozliczać nas z naszego zdrowia czy wagi. To osoby zawstydzające innych i komentujące to, czy ktoś jest za chudy, za gruby, za krzywy, czy jeszcze "za jakiś", powinny się wstydzić i zająć swoim wyglądem.
Zdjęcia, które zrobiła ci Zuza, są po prostu piękne. Kobieta kobiecie pewnie rzadko to mówi, ale i gdy przeczytałam komentarze pod twoim postem, to tam też było dużo pozytywnych tekstów. Hejt z kolei cię przeraża, czy już przestał dziwić?
Pod postem z apelem, który napisałam w odzewie na hejt i setki komentarzy o obrzydliwości leżącego tam ciała, rzeczywiście - pozytywnych komentarzy pojawiło się bardzo wiele. Dostałam mnóstwo wiadomości z podziękowaniami od dziewczyn, dla których to, co napisałam, okazało się bardzo ważne. Całego internetu pewnie zbawić się nie da, ale byłam bardzo zaskoczona, że akurat na grupie dziewczyn walczących o samodecyzyjność o swoim ciele w czarnym proteście, pod linkiem do całej sesji, był taki ogrom negatywnych komentarzy. Rzadko się uzewnętrzniam w internecie, ale uznałam, że tam akurat warto zareagować i powiedzieć parę słów.
Jesteśmy kobietami, to my dajemy nowe życie, więc dlaczego nie zapewnić od razu lepszego startu w to życie, likwidując przywiązanie do jednego kanonu piękna, ucząc miłości do siebie, tolerancji i otwartości na różnorodność. Hejt mnie nie przeraża. Usłyszałam już w życiu tyle, że nic gorszego raczej już nie usłyszę. Wciąż jednak mnie zaskakuje, bo czasami może nieco naiwnie wierzę, że świat się otwiera, a podziały zacierają. Długa droga przed nami, ale mam nadzieję, że z roku na rok będzie tylko lepiej. Zadaję sobie też pytanie, czy znam chociaż jedną osobę, która wygląda na szczęśliwą i pozwala sobie na przykre komentarze w stosunku do innych osób. Mimo dogłębnej analizy dość dużego kręgu znajomych i obserwacji w internecie, odpowiedź brzmi nie, a wniosek nasuwa się sam.
Zobacz też: Dominika Gwit o kulcie szczupłych i wysportowanych
Czy ty w ogóle myślisz o sobie jako dziewczynie "plus size"? Zastanawiam się, czy taka łatka przyklejana dziewczynom, które nie noszą ciuchów w rozmiarze 34-38 rzeczywiście jest potrzebna.
Ja myślę o sobie jako o człowieku, o osobie, o tym, co jest w środku. Nosiłam kiedyś 38 przy moim wzroście (181 cm), ale nie zmieniło to specjalnie tego, kim jestem. Na potrzeby mody, nie mam problemu z tym, żeby nazywać mnie plus size, w końcu tak się nazywają działy z odzieżą powyżej rozmiaru 44-46, na których zdarza mi się coś kupić. Osobiście jestem daleka od przyklejania sobie i ludziom jakichkolwiek łatek. Nie jestem ani plus size, ani regular size, ani biała, ani czarna, każdy z nas jest po prostu sobą, w jakimś tam opakowaniu, które przecież i tak ciągle się zmienia. To w pracy zauważyłam, że najpiękniejsze buzie, które do mnie przychodzą, to po prostu te szczęśliwe.
Wydaje się, że coraz częściej mówimy o naturalności, o akceptowaniu swojego ciała, ale dziewczyn o pełnych kształtach w modzie i reklamie jak na lekarstwo...
Mam nadzieję, że w końcu zobaczymy na wybiegach i w reklamach coraz więcej osobowości, różnorodnych ciał i twarzy. Mam wrażenie, że Polski biznes jeszcze trochę się boi, jesteśmy dopiero na etapie wychodzenia z tłuszczowego tabu. Jednak to trochę zabawne biorąc pod uwagę statystyki, mówiące o tym, że odsetek osób z nadwagą przewyższa nad tymi w normie. Też mamy prawo do mody i do oglądania jej na podobnych nam kobietach. Ja nie widzę w modelingu plus size nic kontrowersyjnego. Przecież bluzki dla 12-latka, nie pokazuje się na 7-latku. Widzę za to kontrowersję w próbie odbierania prawa do czucia się pięknymi osobom, które nie wpisują się w aktualne kanony urody.
W Stanach z kolei mówi się już o modzie na plus size. Ashley Graham została stałą bywalczynią największych imprez. Mało kto mówi dziś, że promuje jakiś niezdrowy ideał kobiety. Iskra Lawrence zdobywa coraz większą popularność, Tess Holiday z niszowej blogerki trafiła do mainstreamu. W Polsce jest miejsce na takie Ashley, Iskry i Tess?
Oczywiście, że tak i mam nadzieję, że w ciągu najbliższych lat także w Polsce pojawi się więcej takich kobiet. Bardzo czekam też na panów plus size. Oni też istnieją i potrafią wyglądać świetnie. Czekam na piękności, takie jak Melanie Gaydos czy Winnie Harlow. Mam nadzieję tylko, że Polski rynek będzie na takie osoby otwarty. A jeśli nie, to i tak fajnie by było zobaczyć naszych niestandardowych rodaków na zagranicznym rynku.
Mamy dziś jeden program w polskiej telewizji, który poświęcony jest modelkom plus size. Polsatowska "Supermodelka plus size". Może cokolwiek zmienić w życiu statystycznej Kowalskiej?
Wrócę do tematu papierosów i porównania: jeśli otyła osoba na zdjęciu to promowanie otyłości, to osoba paląca na zdjęciu to promowanie palenia. Ktoś odpowiedział mi na to, że ludzie opatrzyli już sobie to palenie spotykane na każdym kroku. Widok palacza np. na zdjęciu modowym, nie wywołuje więc takiego oburzenia o promowanie złych wzorców, jak widok osoby z nadwagą. Jeśli ludziom ma się opatrzyć widok tłuszczu na tyle, żeby w końcu zaakceptowali, że nie ich ciało - nie ich sprawa, to ja mogę pokazywać mój gruby tyłek do końca życia. Przyklaskuję więc każdej z dziewczyn w programie i telewizji Polsat za jego emisję. Mam nadzieję, że może dzięki nim statystyczna Kowalska pokocha siebie na tyle, żeby przestać się odchudzać, bo szykanuje ją społeczeństwo, a zacznie najwyżej z miłości do siebie i swojego zdrowia.