Jestem mężatką i wolę spać sama. Dr Agata Loewe: "Wspólne łóżko nie jest wyznacznikiem"
Kocham partnera, uwielbiam seks, ale najlepiej wysypiam się, gdy śpię sama – tak wynika z badań National Sleep Foundation i nikogo nie powinno to dziwić. Dlaczego? – Jeśli wchodzimy do czyjegoś mieszkania i widzimy oddzielnie łóżka, to nie oznacza, że partnerzy się nie kochają – wyjaśnia seksuolożka.
01.07.2020 | aktual.: 17.12.2022 15:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Śpią oddzielnie? Ale jak to? Na pewno źle im się układa. Pewnie mają kryzys. No właśnie nie! Okazuje się, że posiadanie dwóch sypialni może być zbawienne dla związku. Oczywiście pod pewnymi warunkami, o których opowie dr Agata Loewe, twórczyni Instytutu Pozytywnej Seksualności.
W badaniach przeprowadzonych przez naukowców ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec i Danii sprawdzono jakość snu par, które śpią razem. Osoby, które poddały się analizie, wcześniej musiały wypełnić kwestionariusz dotyczący ich związku. Następnie przez cztery noce 12 par heteroseksualnych w wieku od 18 do 29 lat spało albo ze swoim partnerem, albo w pojedynkę.
Wniosek? Według psychiatry Henninga Johannesa Drewsa z Center for Integrative Psychiatry "bardzo dokładna, szczegółowa i kompleksowa metoda" sugeruje, że wspólne spanie może zdziałać cuda dla dobrego wypoczynku. Osoby, które śpią z partnerem, częściej wchodzą w głęboką fazę snu. Odkryli również, że cykle snu badanych par się zsynchronizowały.
Jest jednak jedno "ale". Naukowcy podkreślają, że dotyczy to wyłącznie zdrowych osób, które nie cierpią na bezdech senny i nie mają innych schorzeń, utrudniających wysypianie się. Dla całej reszty pozostaje kanapa w salonie. I tak się właśnie stało w małżeństwie pani Małgorzaty.
Szczęśliwi i wyspani
42-letnia Małgorzata od 10 lat śpi sama. – Wtedy urodziłam pierwsze dziecko. Na początku spaliśmy z mężem razem, ale potem było już za ciasno dla naszej trójki. Mąż poszedł na kanapę – opowiada. Ustalili, że jak córka podrośnie, ich życie łóżkowe wróci do normy. Tak się jednak nie stało. Mąż Małgorzaty zaczął pracować na zmiany, a ją denerwował fakt, że budzona jest o 5 nad ranem.
– Gdy mała spała już w swoim łóżeczku, mąż wrócił na chwilę do sypialni (śmiech). Przez te 2-3 lata odzwyczaiłam się od jego chrapania i dzielenia kołdry. Zawsze toczyliśmy o nią walkę. Najpierw kupiliśmy dwie kołdry. To jednak nie pomogło. Zaczęliśmy się kłócić, wstawaliśmy niewyspani i przede wszystkim rozdrażnieni – wspomina kobieta.
Małżeństwo postanowiło zatem przeorganizować swoje życie nocne. Pani Małgorzata zajęła sypialnię, a mąż na stałe zaczął spać w salonie. Tylko że zamiast niewygodnej kanapy, kupili rozkładaną sofę. – Może to wydawać się dziwne, ale w końcu zaczęliśmy się wysypiać. Nasze życie seksualne odrodziło się na nowo. A po 10 latach już się tak przyzwyczailiśmy, że nie pamiętamy, jak to jest spać razem (śmiech) – mówi.
Pani Małgorzata zaznacza jednak, że jeśli mają ochotę się przytulić czy obejrzeć wspólnie film po prostu to robią, a potem każde z nich wędruje do swojego łóżka. – Tylko córka dopytywała – dlaczego śpimy oddzielnie. Czy to normalne? Czy chcemy się rozwieść? Odbyliśmy z nią szereg rozmów i sama przyznała, że też ją denerwuje, gdy tatuś wstaje w nocy. Nie mówię, że to normalne, że śpimy oddzielnie, ale jest to "nasze". Ważne, że my jesteśmy szczęśliwi. No i wyspani… – stwierdza.
Zobacz także
Spanie oddzielnie? A co z seksem?
Dr Agata Loewe, psychoterapeutka i seksuolożka wyjaśnia, że spanie w oddzielnych łóżkach to nic złego. – Wszystko zależy od tego, jaką mamy motywację. Każde z nas inaczej reaguje na bodźce. Są osoby, które, aby wypocząć, potrzebują absolutnego spokoju, a innym nie przeszkadza, jak jest burza, zapalone światło czy impreza za ścianą. Dodatkowo niektórzy w nocy mają dużą motorykę: rzucają się, gadają, zajmują znaczną przestrzeń łóżka i to ma prawo przeszkadzać. Jeśli zatem jesteśmy w związku, lecz nie dopasowaliśmy się pod względem przetwarzania bodźców, to dla takiej pary lepsze będzie stworzenie takich warunków, które nie będą przeszkadzać, czyli np. spanie w oddzielnych pomieszczeniach – oznajmia.
Seksuolożka podkreśla, że pary, które chcą spać oddzielnie, muszą to wspólnie ustalić. – Gdy siadamy przy stole i mówimy – słuchaj, przez 5 tygodni mam projekt, nie mogę spać, jestem już cała sina z przemęczenia, potrzebuję wyspać się w drugim pokoju, to oznaka, że jesteśmy tak ze sobą blisko, że możemy o takich rzeczach swobodnie rozmawiać – tłumaczy. Dodaje również, że słyszy raczej pozytywne historie na temat oddzielnych sypialni.
A co z seksem? – Pary, które śpią w jednym łóżku, również mogą być sfrustrowane, że tego seksu nie ma. Sypialnia nie jest tutaj wyznacznikiem. Natomiast pary, które śpią oddzielnie, mogą umawiać się na seks. Wówczas często pojawiają się podchody, flirt, wysyłanie sobie sygnałów, znaków, dodaje to pikanterii. Rzecz jasna tak się nie dzieje, gdy rozdzielamy sypialnie, bo, np. pojawia się dziecko – oznajmia.
Dr Loewe zaznacza także, że intymność należy rozłożyć na czynniki pierwsze. Podkreśla, że dla niektórych bliskość oznacza dotyk i dzielenie wspólnego łóżka, a dla innych ważniejsza jest bliskość emocjonalna, intelektualna, czy oddawanie się tym samym pasjom.
– Jeśli wchodzimy do czyjegoś mieszkania i widzimy oddzielnie łóżka, to nie oznacza, że tam jest konflikt, że oni się nie lubią, nie kochają czy są ze sobą z przymusu. Bardzo często pary podejmują takie decyzje ze względu na wygodę. Najważniejsze jest to, w jaki sposób zostały wynegocjowane warunki – czy obydwoje się na to zgadzają. To analogiczna sytuacja do seksu. Jeśli jedno chce, a drugie nie – no to jest problem. Jeśli jedno chce być blisko, a drugie dąży do całkowitego odcięcia, jest podobnie – kwituje.
Zobacz także
Powrót do łóżka
49-letnia Daria, wychodząc za mąż, nie zakładała, że będzie spała oddzielnie. Życie samo to zweryfikowało. – Nie byłam w stanie zajmować się dzieckiem, które było w nocy oddalone ode mnie. Takie maleństwo przecież się karmi, przewija, a jeszcze jak choruje, to się kontroluje gorączkę. Te wszystkie czynniki powodują, że matka musi być czujna, dlatego nie było mowy, aby to dziecko oddalić – tłumaczy swoją decyzję.
Na początku przy łóżku małżeńskim stało dziecięce. Im bardziej dziecko rosło, tym częściej lądowało pomiędzy rodzicami. – Obydwoje byliśmy wtedy niewyspani, słanialiśmy się w ciągu dnia. Nie byliśmy w stanie dłużej fizycznie tak funkcjonować. Podjęliśmy próbę przeniesienia dziecka do drugiego pokoju – nie wyszło – wspomina.
To był punkt kulminacyjny. Mąż pani Darii przeniósł się do pokoju obok. Po prostu zrobili to dla wspólnej wygody. – Gdy córka podrosła, powrót do starego schematu był już trudny. Przywykliśmy, że każdy ma swoje łóżko. Z premedytacją powiem, że nie z powodu dziecka, ale z przyzwyczajenia do komfortu – facet chrapie, więc nagle fajnie, że nie trzeba go tam szturchać w nocy. On też się już nie denerwuje, że go trącam i że mnie budzi – opisuje swoje perypetie.
– Inaczej funkcjonowaliśmy w ciągu doby, np. wolę położyć się wcześniej, on z kolei jest nocnym markiem, więc nie budziliśmy się nawzajem. To był duży plus rozdzielenia łóżek. Natomiast nagle się okazało, że na seks trzeba się umawiać. To dość zabawne, że w jednym domu, w jednej rodzinie trzeba to planować – dodaje.
A jak to wpłynęło na ich relację? – Ona w tamtych latach się dla mnie popsuła, dlatego, że jestem typem "przytulaka", oboje lubimy swoje ciepło. Pomijając już seks, gdy śpi się oddzielnie, traci się tę bliskość, dlatego uparłam się, że po latach znów musimy zacząć spać razem. Zaczęły się jednak rozważania – może ten schemat wysypiania się jest lepszy… – dywaguje.
Małżeństwu zajęło kilka lat, by wrócić do starych nawyków spania razem. Przemeblowali mieszkanie, by stworzyć swój prywatny zakątek. – Powstała nowa sypialnia. Teraz w nocy wiemy, że jesteśmy blisko siebie. Nagle te wszystkie szturchania poszły w odstawkę. Tylko raz poszłam na kanapę, bo tak chrapał. Wypracowaliśmy nowe nawyki i jesteśmy szczęśliwi – podsumowuje.