Blisko ludziKittenfishing jest plagą na portalach randkowych. Seksuolog: "Media społecznościowe lubią sukces"

Kittenfishing jest plagą na portalach randkowych. Seksuolog: "Media społecznościowe lubią sukces"

– W iluzorycznej narracji można długo funkcjonować. Tłem do naszego wizerunku w sieci jest pokazanie, jak dobrze nam się powodzi, jakie kolorowe życie mamy, jak się spełniamy realizując swoje pasje i hobby, więc wiele osób czuje nacisk społeczny, aby pokazywać swoje dokonania – opowiada w rozmowie z Anną Podlaską, psychoterapeuta i seksuolog, założyciel gabinetu CBTseksuolog.pl, Andrzej Gryżewski.

Kittenfishing  ma na celu zwrócenie na siebie uwagi i tzw. złowienie partnera na pierwszą randkę.
Kittenfishing ma na celu zwrócenie na siebie uwagi i tzw. złowienie partnera na pierwszą randkę.
Źródło zdjęć: © fot. Getty
Anna Podlaska

09.04.2021 17:22

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Kittenfishing to inaczej łowienie punktów u potencjalnych partnerów poprzez prezentowanie się w samych superlatywach w mediach społecznościowych i w serwisach randkowych. Naginanie prawdy zwiększa możliwość umówienia się na pierwszą randkę, ale niesie za sobą szereg konsekwencji i zagrożeń. – Święta trójca Tindera to odjęcie sobie lat, zmniejszenie wagi i zwiększenie wzrostu – mówi psychoterapeuta i seksuolog Andrzej Gryżewski.

Anna Podlaska, WP Kobieta: Ludzie szukają w związkach tzw. normalności. Jak dziś zdefiniować normalność?

Andrzej Gryżewski, psychoterapeuta, seksuolog: Każdy definiuje ją inaczej, po swojemu. Jedni szukają osoby, z którą nie będą się nudzili. Inni szukają takiej, z którą będą dopasowani seksualnie. Dla dużej grupy ludzi normalność w związku to prowadzenie wspólnego gospodarstwa domowego, czyli zamieszkanie razem. Dla wielu moich pacjentów normalność w związku to też bycie w stosunku do siebie miłym, ciepłym, przyjemnym. Szukanie normalności w ludziach to dziś szukanie kogoś takiego, który myśli podobnie jak my sami.

Żonglując swoim wizerunkiem w sieci, trudno nam będzie poznać kogoś odpowiedniego. Ostatnio modny termin kittenfishing dowodzi, że nałogowo kłamiemy w sieci na swój temat. Niewinnie koloryzujemy, przedstawiamy się w pozytywnych barwach, później przychodzi wielkie rozczarowanie.

Ludzie randkujący w sieci mają po prostu nadzieję, że ktoś się złapie na ich marketing w internecie. Żyjemy w świecie reklam, wiele osób widzi, że budowanie dobrego wizerunku na Instagramie, Facebooku, czy Tinderze wpływa pozytywnie na zdobycie partnera.

Mam również poczucie, że ludzie widzą siebie inaczej, niż są odbierani na zewnątrz. Chcą być lepsi, mądrzejsi, kryształowi, atrakcyjniejsi fizycznie. Bycie w różnych aplikacjach randkowych i tam budowanie swojego ulepszonego wizerunku to próba rekonstrukcji swojej samooceny. Kobiety i mężczyźni podrasowują swój wygląd zewnętrzny, podają inne cechy charakteru, zmniejszają wagę, zwiększają wzrost. Mają później nadzieję, że druga strona, podczas ewentualnej randki, tego nie zauważy. 

Odnoszę wrażenie, że bardzo łatwo dziś wpaść w sidła kittenfishingu.

Regularnie spotykam się w gabinecie z sytuacją, że randki np. z Tindera kończą się większym lub mniejszym rozczarowaniem. Ktoś miał być młodszy, smuklejszy, a na spotkanie przychodzi jakby zupełnie inna osoba. Zdjęcia, które ludzie umieszczają na swoich profilach, pochodzą często z wakacji, kiedy ktoś był atrakcyjniejszy. Teraz jest pandemia, ludzie są zestresowani, przemęczeni lockdownem.

Rośnie też populacja osób, które nie tylko upiększają siebie, ale też korzystają ze zdjęć stockowych zakładając konto w serwisach randkowych. Mam pacjentów, którzy w internecie szukają reklam koszul, okularów, krawatów, prezentowanych przez przystojnych mężczyzn. Następnie je kopiują i wysyłają w świat, jako swoje własne.

Jak się później z tego wytłumaczyć?

Jest wiele racjonalnych argumentów. W wyżej opisanym przypadku mężczyźni tłumaczą się tym, że to zdjęcia z sesji, którą wykupują sobie na przykład na urodziny. Na spotkaniu z kolei mówią, że woleli pozostać incognito, że boją się rozpoznania ze strony współpracowników.

Logiczna wymówka, do przyjęcia.

Mówią, że pracują na wysokim stanowisku, są menadżerami i wiele by stracili, jakby osoby z branży, czy znajomi dowiedzieli się, że randkują, że siedzią po godzinach na Tinderze. No i kłamią, bo opisują się w superlatywach, aby właśnie wzbudzić zainteresowanie kobiet.

Co najczęściej w sobie ulepszamy, zakładając profil w mediach społecznościowych?

Zarówno kobiety jak i mężczyźni najczęściej odejmują sobie lat, zmniejszają wagę i zwiększają wzrost. To jest święta trójca Tindera.

Patrząc z boku, to niewinne kłamstwa. Wspomniał też pan wcześniej, że ludzie zawyżają swoje zarobki, aby zaimponować drugiej stronie.

Mam pacjentkę, która regularnie opowiada swoim nowo poznanym partnerom, że pracuje na wysokim stanowisku w swojej firmie. Po jakimś czasie wychodzi na jaw, że to kłamstwo, że jest przeciążona obowiązkami, jako szeregowy pracownik i pracuje na najniższej stawce, często po godzinach.

Takie zachowania wynikają m.in. z kompleksów. Dana osoba od rodziców słyszała, że jak pojedzie do dużego miasta, to zrobi karierę i będzie zarabiała dobre pieniądze. Po kilku latach okazuje się, że nie wszystko poszło zgodnie z planem.

Czy ludzie nie liczą się z tym, że prawda wypłynie na wierzch?

W iluzorycznej narracji można długo funkcjonować. Jedna z moich pacjentek opowiadała, że spotykała się 4 lata z mężczyzną, który wmawiał jej, że jest majętny, ustawiony. Okazało się, że jest bezrobotny, a pieniądze pożycza od rodziny i znajomych. Można więc opowiadać o sobie różne rzeczy. Dlaczego tak ludzie postępują? Media społecznościowe lubią sukces. Tłem do naszego wizerunku jest pokazanie, jak dobrze nam się powodzi, jakie kolorowe życie mamy, jak się spełniamy, realizując swoje pasje i hobby, więc wiele osób czuje nacisk społeczny, aby pokazywać się z lepszej strony. 

Wiemy, że reklama to czasami ładnie opakowany, bezużyteczny, bezwartościowy produkt. Dlaczego dajemy się nabrać na wyidealizowany obraz ludzi w sieci? Profil na Facebooku to nie to samo co osoba z krwi i kości.

Absolutnie ludzie się tego nie uczą. Prostym przykładem jest pornografia. Funkcjonuje w szerszym kontekście co najmniej od 20 lat. Ludzie powinni się nauczyć, że to są bajki dla dorosłych, że nie ma w nich zbyt dużo prawdy. Jednak wielu moich pacjentów w nie mocno wierzy i z tego względu mają zaburzenia erekcji, lęki, depresje, obniżoną samoocenę. Wierzą w mity, które są związane z pornografią. Mocny rozwój Facebooka, czy Instagrama, to ostatnie kilka lat. To za wcześnie, aby ludzie byli sceptyczni, zdystansowali się do prezentowanych tam treści.

Kittenfishing, czyli inaczej łowienie punktów u płci przeciwnej, brzmi niewinnie. Czy budowanie swojej tożsamości na małych kłamstewkach to nie zła wróżba na przyszłość, która możne nas pogrążyć, rozczarować, wpędzić w kłopoty?

Widzę, że jest tendencja zarówno w psychologii, seksuologii, jak i w polityce, aby różne trudne zagadnienia ponazywać nieocenioniającymi określeniami. W polityce np. nie ma już kłamstw, a są fake newsy. Nie ma już perwersów, są parafile. 

Dramat współczesnych czasów polega na tym, że trzeba poświęcić dużo energii na odszyfrowanie, co jest prawdą, a co jest fałszem. Jak kiedyś się mówiło, że papier przyjmie wszystko, tak teraz internet przyjmie jeszcze więcej. Mam poczucie, że jest wielu naciągaczy, których trzeba nauczyć się odsiewać. Warto od razu przerzucać relacje do życia, zweryfikować użytkownika poprzez wideorozmowę. 

Komentarze (211)