Kobiety z bloku 10. To na nich wykonywano eksperymenty medyczne w Auschwitz

Prof. Clauberg był specjalistą od sterylizacji. Przez jego "gabinet" w obozie koncentracyjnym przewinęło się ponad 800 kobiet. Nieliczne, które przeżyły, opowiedziały, jak wyglądały eksperymenty medyczne. Wstrząsająca opowieść.

Kobiety z bloku 10. To na nich wykonywano eksperymenty medyczne w Auschwitz
Źródło zdjęć: © Projekt okładki Anna Pol

Hans-Joachim Lang to niemiecki dziennikarz, historyk i wykładowca antropologii kulturowej. Jest autorem wielu artykułów i kilkukrotnie nagrodzonej książki "Die Namen der Nummern", opublikowanej w 2004 roku. Zidentyfikował w niej wszystkie ofiary zamordowane w komorze gazowej obozu koncentracyjnego Natzweiler-Struthof dla nazistowskiego anatoma Augusta Hirta. Dziś powraca w książce "Kobiety z bloku 10", w której opisuje niewyobrażalny proceder sterylizacji kobiet. Jego eksperymenty miały na celu wyeliminowanie ze społeczeństwa niepożądanych ludzi, poprzez uniemożliwienie części kobiet rozmnażanie.

Poniższy fragment pochodzi z książki "Kobiety z bloku 10. Eksperymenty medyczne w Auschwitz", autor Hans-Joachim Lang, Wydawnictwo Marginesy, rozdział "Sterylizacja za pomocą zastrzyków. Eksperymenty Carla Clauberga na ludziach"

"Clauberg do swoich celów wybierał kobiety, u których narządy podbrzusza funkcjonowały prawidłowo, co "z góry przyjmował za pewnik” w przypadku kobiet, które już urodziły dzieci. Nie chodziło mi o to, aby za pomocą prześwietlenia stwierdzić u osób z podejrzewaną chroniczną chorobą podbrzusza ich specyficzną dolegliwość, na odwrót, moim celem było wywołanie u kobiet [...] ze zdrowymi od początku organami brzusznymi niedrożności jajowodów.

Wobec kobiet ów tak zazwyczaj rozmowny profesor jest nadzwyczaj oszczędny w słowach. "Niczego nie wyjaśniano, po prostu to wykonywano. Nie miałyśmy nic do powiedzenia, kompletnie nic”, wspomina Ilse Nussbaum.[...] Co najwyżej mogły wybierać między różnymi rodzajami zła, i tak mając o nich tylko mgliste wyobrażenie: eksperymenty albo Birkenau. Asystentki Clauberga lub przebywające już dłużej w obu salach koleżanki nieustannie przypominały, że każda, która nie podda się doświadczeniom, zostanie posłana automatycznie do Birkenau – to znaczy wcześniej czy później na śmierć.

„Wiedziałyśmy od współwięźniów, że w razie odmowy musimy się liczyć z tym, że odeślą nas do Birkenau”, mówi Erna Fleig. Holenderka Hilda van West na przykład nie pozwala Claubergowi zrobić sobie zastrzyku i natychmiast trafi a do Birkenau, opisuje Ima van Esso jeden z przypadków, które wiele kobiet odstraszają od stawiania oporu¹¹. Renée Krämer przypomina sobie, że z kobiet, które wraz z nią trafiły do bloku 10, tylko jedna odmówiła podpisania deklaracji, mianowicie Gerda Müller. "Posłano ją do Birkenau, cudem przeżyła”.

Sylvia Amar z Salonik i jej siostra długo się zastanawiają, w końcu dochodzą do zgodnego wniosku: "Zaryzykujmy”. Traktują to jako swą jedyną szansę. Jeszcze kilkadziesiąt lat później Sylvia Amar obstaje przy tym, że była to słuszna decyzja: "Sterylizacja była ceną przeżycia. Już bym nie żyła, gdybym się znalazła w komandzie pracy. Nie miałabym na to dość siły. To by mnie doprowadziło prosto do gazu”.

Po kilku pierwszych próbach procedury stały się rutynowe. "Byłyśmy wzywane, a potem przychodził on [Clauberg – przyp. aut.], taki niski, pokrzywiony typ”, mówi Ilse Nussbaum. Swój sposób postępowania ów "typ” tak przedstawia po wojnie prokuratorowi na przykładzie rzekomo pierwszej przeprowadzonej przez siebie sterylizacji. Pod względem metod i techniki, twierdzi, nie różni się ona od innych zabiegów. "Przyprowadzono do mnie kobietę, która już rodziła dzieci i miała około trzydziestu lat, dokładnie nie potrafi ę powiedzieć”. Erna Hoff mann za to pamięta dokładnie. Pierwszego wstrzyknięcia, twierdzi ona, dokonał Clauberg z całą pewnością u Zali Kalmanowskiej, zamężnej Polki, która miała wtedy może osiemnaście, a może dziewiętnście lat. "Według tego, co opowiadała, była przedtem w Birkenau. Tam ją wytypowano do przeniesienia na blok 10. Była jedną z pierwszych kobiet, które trafiły na blok 10”.

Jeśli wierzyć wyjaśnieniom Clauberga, które w ogólnych zarysach potwierdzają mające z nim do czynienia kobiety, najpierw badał dotykiem genitalia wezwanych kobiet. Następnie kazał im położyć się na stole, przy którym stały dwie asystentki, gotowe je przytrzymać. Za pomocą wziernika łyżkowego rozszerzał część pochwową ujścia szyjki macicy i sięgał po strzykawkę długości około 30 cm, leżącą w dużej emaliowanej misce i napełnioną białawym płynem. Był to używany zazwyczaj środek kontrastowy jodipin (jodypina) – jodowany olej sezamowy, który przed wykonaniem prześwietlenia rentgenowskiego Clauberg wstrzykiwał leżącej przed nim kobiecie do macicy przez cienką szklaną kaniulę. Ten gęsty, lepki płyn najpierw wypełniał macicę, następnie wnikał do jajowodów i podczas prześwietlenia uwidaczniał obserwatorowi, czy te są drożne.

Clauberg: "Główna zawartość wypływała z macicy natychmiast po wyciągnięciu strzykawki. W następnych 12–24 godzinach płyn powinien był przeniknąć przez ścianki jajowodów i całkowicie je opuścić, a w ciągu kolejnych 12 do 18 godzin rozprowadzić się równomiernie w jamie brzusznej w postaci cieni, oczywiście przy normalnym prześwietlaniu”.[...] Następny krok odbywał się jakiś czas później, często w odstępie kilku tygodni. W żadnym razie nikt nie uprzedzał kobiet, że właśnie poddane zostaną sterylizacji, mówi Clauberg.

Także okoliczności jego poczynań nie zdradzały kobietom, co je czeka, gdyż metoda była taka sama jak podczas wstrzykiwania jodipinu, używano także tej samej strzykawki. Tylko substancja była inna. Składała się, jak wyjaśniał Clauberg, "zasadniczo z formaliny (pięcio- lub dziesięcioprocentowej), rozpuszczonej w preparacie o nazwie Neo-röntyum”. Substancja była identyczna z tą, jakiej używał do doświadczeń na zwierzętach. Nie otrzymywał jej jednak bezpośrednio z zakładów Schering AG, lecz przez zatrudnionego tam Johannesa Paula Goebla, doktora chemii, który sam ją opracował.

Ofiary doświadczeń nie odczuwały praktycznie żadnych bólów, twierdzi eksperymentator. Pierwszych dwanaście kobiet uważnie obserwowano na „oddziale intensywnej opieki” (sali chorych), u następnych uznał to za zbędne[...]. Podczas każdego swojego pobytu w Auschwitz żąda dziesięciu do piętnastu kobiet. „Żadna nie chciała iść dobrowolnie, ale nie było wyjścia”[...]. Powiedziano nam, że jeśli ta lista nie zostanie skompletowana, to cały blok pójdzie do Birkenau”. Wyznaczone kobiety mają się ustawić na parterze przed drzwiami z tabliczką "zdjęcia rentgenowskie” i czekać „jak na poczcie” na swoją kolej. "Czy te świnie są aby czyste?”, słyszy raz Herta Würzburg przez drzwi, gdy właśnie przychodzi jej kolej – tego pytania Clauberga do jego asystentek nigdy nie zapomni.

[...] Clauberg nie postrzega kobiet jako osób, co najwyżej jako czynnik zakłócający, jeśli eksperyment nie przebiega zgodnie z planem. "W pokoju zabiegowym stał stół i aparatura rentgenowska”, mówi Celina Prijs i opisuje rytuał początkowy: "Sylvia kazała mi się położyć”. Clauberg nie rozmawia z obiektami swych doświadczeń, a jeśli już się do nich odzywa, to tylko wydając lakoniczne polecenia. Jak dowodzą doświadczenia niemieckich Żydówek, przyczyną nie były trudności komunikacyjne. "Ze mną Clauberg nie zamienił w pokoju ani słowa”, wspomina Erna Hoff mann.

Ilse Nussbaum: "Profesor doktor Clauberg w ogóle niczego z nami nie omawiał ani nie powiedział do nas choćby jednego osobistego słowa”. Margot Krisch: "Ze wszystkich moich obserwacji wynikało, że Clauberg nie interesował się nami jako ludźmi. Byłyśmy dla niego interesujące jedynie jako króliki doświadczalne” Judith de Leeuw, mająca wówczas czterdzieści jeden lat, opisuje: "Podczas iniekcji położono mi na podbrzuszu jakąś płytę i obsługiwano stojący obok aparat, włączając go i wyłączając”. Czuje się, jakby wprowadzano jej do wnętrza „coś w rodzaju gorącego wapna, gdyż po wstrzyknięciu ma uczucie, jakby w podbrzuszu coś się lasowało”. Anna Vrachtdoender wspomina, że „podczas pierwszej iniekcji płyn, którego używano, był biały, a przy drugiej czy trzeciej różowy”[...].

Wbrew wszelkim twierdzeniom Clauberga jego doświadczenia były dla kobiet torturą. "To, że te doświadczenia ze sterylizacją musiały powodować straszne bóle”, mówi Alina Brewda, „można było poznać już choćby po głośnych krzykach kobiet leżących na stole rentgenowskim. Niekiedy przychodziły do mnie nadzorczynie SS i pytały mnie, co doktor Clauberg robi tym kobietom, że tak krzyczą”. Louise Plesskoff "od momentu wstrzyknięcia” czuje "straszny ból”, którym Clauberg jednak w ogóle się nie przejmuje. „Rozkazał nam tylko zrobić miejsce dla następnej”. O podobnych doznaniach opowiada Schewa Friedmann: "Martha i Genia trzymały mnie [...]. Czułam okropny, piekący ból i miałam uczucie, jakby rozsadzało mi podbrzusze, jakby zaraz miało pęknąć.

Krzyczałam przy tym głośno. Nie mogłam zejść sama ze stołu, Martha i Genia pomogły mi, a na zewnątrz dwie inne kobiety zaprowadziły mnie na górę do sali”. „Szczególnie dotkliwy” ból Celina Prijs odczuwa w momencie, gdy po zastrzyku wstaje ze stołu. "Na brzuchu czułam straszny ucisk, i to uczucie parcia”, mówi Cornelia Spitz, która natychmiast udaje się do ubikacji, podobnie jak Celina Prijs, która po latach opowiada: „Po wyjściu z pokoju rentgenowskiego jakaś kobieta zaprowadziła mnie do toalety. Tam próbowałam wycisnąć z siebie ten wstrzyknięty płyn”.

O następstwach zastrzyku Inge Heimann opowiada: „Miałam wysoką gorączkę, dostałam woreczek z lodem na brzuch”. U większości kobiet gorączka i bóle ustępują najpóźniej po trzech dniach. Tyle też dni kobiety po zabiegu miały pozostać w łóżku.[...] Jeśli podczas analizy zdjęcia rentgenowskiego okazuje się, że substancja z zastrzyku sterylizującego nie wypełniła całkowicie jajowodu, próba jest ponawiana. Niektóre kobiety otrzymują w ten sposób do sześciu wstrzyknięć, nigdy się nie dowiadując, dlaczego akurat one muszą być tak często dręczone. [...]

"Człowiek czuł się po takim traktowaniu i ze strasznymi bólami paskudnie”, pisze Augusta Nathan. Myśląc o reakcjach psychicznych po takich eksperymentach, dodaje: "Wszelkie uczucia nikły w potwornych bólach, myślało się tylko o tym, żeby wytrzymać, żeby przez to nie umrzeć. Potem też nie miało się zbyt dużo siły na inne myśli, poza tym człowiek był już tak przyzwyczajony do poniżania i maltretowania, że było mu wszystko jedno, naga egzystencja eliminowała wszystko inne”.

Pierwsza seria doświadczeń Clauberga zakończyła się przypuszczalnie w pierwszym tygodniu czerwca 1943 roku. 7 czerwca 1943 pisze on list do Himmlera, w którym informuje, że od lutego tego roku do prowadzenia swoich „specjalnych badań ma jedynie pełno wartościowy aparat rentgenowski”. O tymczasowym rezultacie swych eksperymentów informuje: "Wymyślona przeze mnie metoda wywoływania bezpłodności w organizmie kobiecym metodą nieoperacyjną jest praktycznie opracowana. Polega ona na jednej jedynej iniekcji od strony wejścia do macicy i może być dokonywana podczas znanego każdemu lekarzowi zwykłego badania ginekologicznego”.

Konieczne są jeszcze tylko pewne drobne "udoskonalenia”, których jednak bliżej nie precyzuje. Tym bardziej szczegółowe są praktyczne zastosowania, które proponuje. Jego metoda, pisze, może zastąpić stosowane od czasu „Ustawy o zapobieganiu chorobom dziedzicznym” przymusowe sterylizacje operacyjne w przypadkach ze wskazań eugenicznych. Udziela też w tym liście odpowiedzi na postawione mu rok wcześniej przez Himmlera pytanie, ile czasu potrzeba na nieoperacyjne wysterylizowanie tysiąca kobiet: „Jeśli wyniki prowadzonych przeze mnie badań nadal będą pozytywne – a nie ma powodu zakładać, że tak nie będzie – to niedaleki jest dzień, gdy będę mógł zameldować: odpowiednio wyszkolony lekarz w odpowiednio wyposażonej placówce z około dziesięcioma osobami personelu pomocniczego (liczba personelu odpowiednio do pożądanego przyspieszenia) może wysterylizować najprawdopodobniej kilkaset – a może wręcz tysiąc – kobiet jednego dnia”.

Obraz
© Projekt okładki Anna Pol

Projekt okładki Anna Pol, Wydawnictwo Marginesy, "Kobiety z bliku 10. Eksperymenty medyczne w Auschwitz", autor: Hans-Joachim Lang

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (41)