Kółka i kropki

Kółka i kropki

Kółka i kropki
26.01.2009 13:13

Kiedyś poznałam parę, która wychowuje swoje dzieci „bezstresowo”. Nigdy do końca nie mogłam sobie wyobrazić, jak można zredukować u kogokolwiek poziom stresu do zera. Ja się tam na to nie piszę. A niech moja Jadźka zazna w swym życiu jakiegoś stresa.

Rysowanie jest fajne, ale nie na zasadach rodziców. Każą rysować na papierze, kiedy o wiele lepiej marze się po ścianach, blatach i podłodze. Nie pozwalają też za bardzo posługiwać się permanentnymi mazakami, tylko wtykają ci w ręce jakieś kredki świecowe lub ołówki. Wolności! Jadźka.

Taki list mogłabym w każdej chwili otrzymać od własnej córki, gdyby znała chociaż jedną literkę. Jesteśmy z Głową Rodziny za rozwijaniem nikłych jak na razie umiejętności plastycznych Jadźki i cały czas myślimy, jak tu uprzyjemnić jej życie i sprawić, żeby ona nie czuła się mocno ograniczona, a my żebyśmy nie rwali włosów z głów.

Kiedyś poznałam parę, która wychowuje swoje dzieci „bezstresowo”. Nigdy do końca nie mogłam sobie wyobrazić, jak można zredukować u kogokolwiek poziom stresu do zera. Pytam więc, na czym to polega. Oni na to, że niczego dziecku nie zakazują. Na przykład, jeśli ich dziecko chce malować po ścianach, prosimy bardzo. – Ale po wszystkich? W salonie? W łazience? W sypialni? – Tak. Bezstresowo.

Ja się tam na to nie piszę. A niech moja Jadźka zazna w swym życiu jakiegoś stresa, bo jak dorośnie, od razu przy pierwszym większym problemie wysiądzie jej serce. Ale z tymi ścianami to nie do końca taki głupi pomysł. Jedna ściana w jej pokoju mogłaby się nadawać. A niech sobie gryzmoli. Co więcej, samej zamarzyła mi się taka przestrzeń. Mogłabym w kuchni zapisywać na szybko notatki, szkicować pomysły na rysunki lub zostawiać rodzinie polecenia do wykonania. I żeby można było ją zmywać łatwo i przyjemnie. Dziecinne pragnienia udzieliły się całej trzyosobowej rodzinie. Teraz trzeba tylko kupić odpowiednią czarną farbę i pomalować nią wybraną ścianę. Farba kryje powierzchnię i funkcjonuje jak wielka tablica, na której można smarować zwykłą kredą. I w kalambury się bawić rodzinnie i Jadźce czas umilać.

Rozwój poprzez odzwierciedlanie rzeczywistości na papierze czy, jak kto lubi, na ścianie, nie jest sprawą prostą. Dzieci uczą się rysować od małego w żłobkach, przedszkolach, a potem na lekcjach plastyki. Zajęcia plastyczne w szkole są zazwyczaj na dużo niższym poziomie niż my rodzicie byśmy sobie tego życzyli. I nie chodzi mi tu o konieczność poznania wielu technik czy realistycznego rysowania. Wręcz przeciwnie. W szkole, dla dzieci, najważniejsza powinna być kreatywność, niczym nieograniczona wolność twórcza. Kto, jeśli nie dziecko, ma największą wyobraźnię? Rozmawiałam kiedyś z profesorem akademii sztuk pięknych. Spotkaliśmy się na ulicy, a on aż kipiał z oburzenia.

Jego syn przyniósł ze szkoły rysunek, za który otrzymał równe trzy, czyli tróję jak nic. Tematem pracy miała być jesień. Syn profesora narysował więc to, co w jego duszy gra, gdy pomyśli o te konkretnej porze roku. Ale drzewa według pani były za mało kolorowe, a niebo nie niebieskie tylko pomarańczowe, a w ogóle za dużo tej czerni i szarości. Takie to smutne i okropne, stwierdziła wielce szanowna pani nauczycielka i postanowiła nie nagradzać zbytnio za tę mało wartą pracę. Dziecko płakało pół dnia po powrocie do domu, bo nie rozumiało, dlaczego dostało tróję, skoro narysowało najlepiej jak potrafił. A że to, co znalazło się na rysunku, nie było tym, co za oknem widziała pani w szkole? I cóż z tego?

Najbardziej lubię, kiedy dzieci rysują świat zupełnie inaczej, niż my go widzimy. Wtedy uwydatnia się ich prawdziwe „ja’, a my rodzice na moment możemy wniknąć w zaczarowany świat naszego dziecka. Zazwyczaj siadamy przy nim i rysujemy, mówiąc: to jest kotek, to jest domek, to jest serce, a to jest tata. Wszystko wiadome, podobne i proste. Ale dziecko nie widzi tych rzeczy tak, jak widzimy je my. Da niego kotek to czasami przede wszystkim wąsy, więc zapomina o reszcie ciała, na rzecz wielkich wąsów i wielkich oczu. To jest dla niego kotek. Nasz ulizany kot też jest fajny, ale to narysowała mama. „Mój kotek jest moim kotkiem”.

Idę do sklepu po farbę. Będziemy rysować co nam przyjdzie do głowy. Bez ograniczeń. No, tylko przestrzennych, bo więcej ścian na tablicę kredową nie zamienię.