"Trochę ryzykują." Komorowski krytukuje feminatywy
Zdaniem Bronisława Komorowskiego kobiety, które weszły w skład rządu Donalda Tuska i używają feminatywów, "trochę ryzykują". Były prezydent RP zarzuca im również brak konsekwencji. Za sprawą m.in. Barbary Nowackiej czy Agnieszki Dziemianowicz-Bąk dyskusja o żeńskich formach wzbudza coraz więcej emocji.
15.12.2023 | aktual.: 15.12.2023 14:05
W rządzie stworzonym przez nowego premiera znalazło się dziewięć kobiet, m.in. posłanka Lewicy Katarzyna Kotula, która została ministrą do spraw równości oraz Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, zajmująca się resortem rodziny, pracy i polityki społecznej. Ministrą edukacji została zaś reprezentantka Koalicji Obywatelskiej, Barbara Nowacka.
Posłanki określają siebie same słowami "ministerka" oraz "ministra". Wśród niektórych wywołało to oburzenie.
Bronisław Komorowski mówi o ryzyku
Zdaniem Bronisława Komorowskiego nowe panie minister określające siebie żeńską formą "trochę ryzykują, że ktoś powie, że składała przysięgę jako ministerka, a w konstytucji jest minister, to może to ślubowanie jest nieważne."
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Były prezydent podkreśla, że w Konstytucji nie ma takiej formy jak ministra czy ministerka.
- Słucham tych dyskusji, czy minister, czy ministerka, czy gościni, czy gościówa. Konstytucja nie używa określenia "ministra" czy "ministerka", tylko mówi, że to funkcja ministra, "tego" ministra - przekonuje.
Uważa, że stosowanie feminatywów do określenia funkcji ministra to hipokryzja.
- Nie można mówić, że popieramy Konstytucję i się na nią powołujemy we wszystkich innych kwestiach, ale w kwestii nazewnictwa to już nie - stwierdził w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim na antenie Radia ZET.
Komorowski podkreśla, że w pełni szanuje nowe nazewnictwo, ale pod pewnymi warunkami. - Tam, gdzie są sytuacje formalne, to oczekiwałbym zapisów konstytucyjnych - przyznał były prezydent.
Fala krytyki
Zdecydowaną przeciwniczką feminatywów jest Beata Szydło, która nazywa je "lewacką nowomową". Zarzuca również posłankom brak konsekwencji.
"Pani Kotula nazywa siebie 'ministerką', pani Dziemanowicz-Bąk 'ministrą'. Jeśli już psujecie język polski swoją lewacką nowomową, to bądźcie, chociaż w tym konsekwentne, szanowne Panie" - napisała na platformie X.
Stwierdziła, że jest to bardzo groźne zjawisko, które jej zdaniem służy do przejęcia kontroli nad ludźmi. "Możemy sobie żartować, ale to, co obserwujemy, czyli wprowadzanie nowomowy do urzędów państwowych jest niczym innym niż realizacją neomarksistowskich teorii zakładających przejmowanie języka. Obserwujemy to już od dawna w wielu krajach Zachodu. To bardzo niebezpieczne zjawisko, bo lewica poprzez zapanowanie nad językiem chce zapanować nad społeczeństwem. Nie możemy na to pozwolić" - dodała była premierka.
Czytaj więcej: Szydło atakuje nowe ministry. "Nie możemy na to pozwolić"
Co na to językoznawcy? Redaktor i polonista, Maciej Makselon w rozmowie z Wirtualną Polską stwierdza, że "końcówki -a używamy tradycyjnie do tworzenia żeńskich form odprzymiotnikowych, czyli – upraszczając – takich, które odpowiadają na te same pytania co przymiotnik".
Dodał, że wybór w tej kwestii powinien należeć do kobiet, które objęły dane stanowiska. - Każdy powinien mieć prawo do językowego samostanowienia. I kwestią podstawowej kultury jest uszanowanie tego prawa - podsumował.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl