Blisko ludziKryzys? Most welcome

Kryzys? Most welcome

Być może kryzys już do Państwa zajrzał przez szparę do drzwi i portfela. Do mnie do mieszkania już od paru miesięcy wpycha swą nogę głębiej. A być może na razie tylko straszą nim media i szefowie. Tymczasem ja staram się siebie pocieszać metodą, którą nazwałam „radość na przekór“.

22.12.2011 | aktual.: 23.12.2011 10:16

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Być może kryzys już do Państwa zajrzał przez szparę do drzwi i portfela. Do mnie do mieszkania już od paru miesięcy wpycha swą nogę głębiej. A być może na razie tylko straszą nim media i szefowie. Tymczasem ja staram się siebie pocieszać metodą, którą nazwałam „radość na przekór“.

Cieszę się na ten kryzys do rozpuku, wezmę go wkrótce w swe ramiona i dam miłosnego buziaka w poliki. Jestem Polką, a Polki niejeden kryzys w przeszłości przeszły. Stan wojenny, puste półki, trzy rzeczy na krzyż w domowym menu. Zamiast drogich wędlin - kaszka manna, zamiast serów z różnych stron Europy - tylżycki topiony.

Zamiast kolacji „na mieście“ - obiadki domowe. Zamiast ciuszków z metkami - swetry i szaliki robione na drutach, bluzki i sukienki szyte na maszynach wyciągniętych ze strychu, albo u sąsiadki, która otwierała prywatny zakład krawiecki.

Sama pamiętam jak moja mama u znajomej krawcowej, która szyła śliczne rzeczy w malutkiej piwnicy w starej warszawskiej kamienicy, zamówiła granatową plisowaną spódnicę. Wyglądała lepiej niż dzisiejsze chińskie ciuszki z „paryskich“ sieciówek.

Droga benzyna? Cudownie. Ruszymy pupska zza kierownic. Rowery, spacery. Zamiast jeździć na zakupy do centrów handlowych będziemy chodzić do warzywniaka. Drogie mięso? Rewelacja. Wreszcie co poniektóre z nas zaczną jeść więcej warzyw. Drogie cytrusy? Tym lepiej. Są pełne chemii. Lepiej przypomnieć sobie o swojskim selerze, czarnej rzepie i kiszonej kapuście.

Brak forsy na spłatę kredytu? Trzeba będzie prosić rodzinę o pomoc. Super. Przypomnimy sobie, co to jest ta rodzina. Ostatnie piętnaście lat tak harowaliśmy, że chrześniaka, kuzyna, babci z Torunia nie widzieliśmy od dekady. Własne dzieci widujemy tylko niedzielę.

Nie stać nas na dziesiątą parę butów? Bardziej ekologicznie będzie podzelować te w sumie lekko tylko znoszone. Szewcowi damy dorobić. A jak już pełna trwoga? To do Boga. Wreszcie kościoły nie będą takie puste, będzie z kim kolędować.

agp/(kg)

Komentarze (8)