Ma dwóch synów. "Nigdy nie powiem, że macierzyństwo jest proste"
26.05.2022 09:56, aktual.: 26.05.2022 11:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Po paru latach wreszcie czuję się moim synom potrzebna. Nie do obsługi, tylko jako codzienny towarzysz życia, przyjaciel. Człowiek, który idzie z nimi przez świat.
Wciąż do mnie nie dociera, że Dzień Matki to od paru lat również moje święto. Pierwszego syna urodziłam w 2016 roku. Drugiego dwa lata później. Pamiętam słowa koleżanki, zanim zostałam mamą: "Zobaczysz, zmieni się wszystko. Tego, co było, już nie będzie". Tak, spodziewałam się zmian, życiowej rewolucji, a jednak doświadczenie macierzyństwa nie bez przesady okazało się dla mnie szokujące. Dziś, 6 lat później, mogę powiedzieć, że się z tym szokiem oswoiłam, ale jestem ostatnią osobą, która powie, że macierzyństwo czy rodzicielstwo w ogóle to kaszka z mlekiem.
Na tym świat się nie kończy
Moje dzieci były planowane i wyczekane. Wiadomość o pierwszej czy drugiej ciąży nie spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Pierwsze dziecko wydałam na świat niedługo przed trzydziestką. Do nowej roli – jak sądziłam – świetnie się przygotowałam. Porady z książek, blogów czy szkoły rodzenia miałam w małym paluszku. Ale jeśli chodzi o bycie matką (czy ojcem), są rzeczy, których nikt ci nie powie, o których nie przeczytasz nigdzie. Bo o ile mój pierwszy poród był znacznie lżejszy niż się spodziewałam, to o tyle cała reszta okazała się jazdą bez trzymanki.
Połóg był dla mnie trudny. Zostałam wrzucona w nową rolę – a miałam dziecko wiszące na piersi, bezbutelkowe i bezsmoczkowe – w której od czasu do czasu próbowałam przypomnieć sobie, że oprócz matką jestem też żoną, córką czy po prostu kobietą. Wcześniej wydawało mi się, że jestem gotowa na zderzenie z utratą wolności. Nie byłam. Kiedyś obiecywałam sobie, że nigdy nie będę "zmatkowiała". Okazało się jednak, że na wiele rzeczy nie mam absolutnie żadnego wpływu, bo decyduje o nich moje dziecko. Miewałam dni, kiedy myłam zęby dopiero w południe. Gdy mój synek był niemowlakiem, wyjście do sklepu stanowiło święto. Z kina musiałam jednak wyjść w połowie seansu, bo mój kilkumiesięczny syn uznał, że potrzebuje matki, nie ojca.
Dziś wspominam to jako anegdotę, ale wtedy cierpiałam. I choć zawsze kochałam moje dzieci najmocniej na świecie, z wieloma rzeczami nie umiałam sobie poradzić. Pierwszy przykład z brzegu: wywiady. Przeczytałam wiele rozmów, w których znane aktorki albo modelki zachwycały się swoją nową rolą. "Macierzyństwo to najlepsza rzecz, jaka spotkała mnie w życiu. Jestem do tego stworzona. Chcę mieć dużą rodzinę". Czułam wtedy skrępowanie i wstyd, że nie podzielam tej euforii. Jako matka dawałam i wciąż daję z siebie wszystko, ale nigdy nie powiedziałam, że tylko to chciałabym robić w życiu, czyli wychowywać dzieci. Czułam, że na tym świat się nie kończy.
"Wszystko minie"
Gdyby dziś ktoś zapytał mnie, co chciałabym usłyszeć na początku macierzyństwa, byłoby to proste zdanie: "Wszystko minie". Bo minęło – bolesne karmienie, ekstremalne huśtawki nastrojów, histerie dzieci, których nie potrafiłam ukoić, mój ciągły pośpiech (wciąż się śpieszę, ale wolniej), nieprzespane noce i mnóstwo innych mniejszych oraz większych trudności, z których składa się życie. Rodzicielstwo potrafi być piękną przygodą, ale z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że nie jest dla każdego.
Moi synowie mają 6 i 4 lata. Rozmawiają ze mną, zadają pytania, rozumieją, odpowiadają, są ciekawi świata. Bywa ciężko – potrafią pokłócić się ze sobą 27594 razy w ciągu dnia – jednak macierzyństwo w końcu zaczęło być dla mnie źródłem satysfakcji. A to dlatego, że im moje dzieci są starsze, tym zwyczajnie, po ludzku jest fajniej. Karmiłam synów z oddaniem i czułością, jednak doskonale pamiętam, co przed laty stanowiło dla mnie największy problem: słaba komunikacja czy raczej jej brak. Głowiłam się, dlaczego mój syn płacze. Bo mu za ciepło? Za zimno? Jest głodny? A może przejedzony? Spał za krótko czy za długo? To była zabawa w zgaduj zgadulę.
W końcu nie ma zgadywanek, są rozmowy. Uważam, że dziecku należy się szacunek, bez względu na jego wiek. Lubię dzieci traktować "normalnie". Denerwowałam się, gdy ktoś zwracał mi uwagę: "Nie mów tak do niego, on tego nie rozumie". Takie słowa nigdy nie padły z moich ust. Nigdy też nie uprawiałam tzw. baby talk. Mówiłam "co", a nie "cio". Myślę, że to bardzo ważne, by mówić do dzieci prawidłowo i traktować je poważnie, choć adekwatnie to stopnia rozwoju.
Niektóre matki twierdzą, że uwielbiają niemowlęta. Oczywiście, jest w nich coś niezwykłego. Jednak dla mnie jako rodzica kluczowa jest komunikacja z moimi dziećmi. Od dzieci, również (a może zwłaszcza) kilkuletnich, można się nauczyć mnóstwo rzeczy i to jest coś, co nie przestanie mnie nigdy zadziwiać. Ujmuje mnie ich prostolinijność i szczerość. Jesteś smutna? Przytulę cię. Mamo, czy dziś jest jutro?
Wreszcie nie brakuje powodów do śmiechu. Tych do smutku ubyło.
Nie twierdzę, że macierzyństwo po tych paru latach stało się pestką. Jasne, że nie. Są niemowlaki, które większość dnia przesypiają, nie budzą się w nocy, uwielbiają podróżować, nie chorują. Takie dzieci nie dają rodzicom popalić. Ale one są jak yeti: każdy o nich słyszał, ale nikt ich nie widział. Teraz jednak naprawdę czuję się moim synom potrzebna. Nie, nie do obsługi, tylko jako codzienny towarzysz życia, przyjaciel. Człowiek, który idzie z nimi przez świat. Pogodziłam się już z tym, że przy dzieciach nie wszystko da się zaplanować (a raczej większości zaplanować się nie da), a przeziębienie zawsze pojawi się w najmniej spodziewanym momencie, mimo to świetnie jest usiąść z dziećmi na trawie i zjeść lody, wspólnie pomalować farbami albo pograć w planszówki zamiast oglądać Netflixa.
Nie jest łatwo wychowywać dzieci zwłaszcza z małą różnicą wieku, ale cieszę się, że zagryzłam zęby, bo pomimo częstych sprzeczek moi synowie mają siebie i lubią swoje towarzystwo. Słucham ich z przyjemnością i śmieję się czasem po cichu, kiedy o czymś rozmawiają z wielką ekscytacją.
Macierzyństwo nie jest proste, ale owszem, jest przygodą.
I jeszcze jedno: tak, to prawda, z drugim dzieckiem jest już znacznie łatwiej.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!