Marzenia o medalu olimpijskim narodziły się w chacie pod Kielcami. Monika zdobyła go dla Stanów Zjednoczonych
Ma 28 lat, medal olimpijski, wzrost i urodę modelki. Monika Aksamit opowiada nam o początkach kariery w małej polonijnej szkółce szermierki i o tym, jak trudno związać koniec z końcem sportowcom uprawiającym mało popularną dyscyplinę. I to nawet w Stanach.
11.06.2018 | aktual.: 11.06.2018 21:48
Aksamit nie różni się przesadnie od innych dziewczyn w swoim wieku. Sporo przeklina, kocha frytki z ketchupem i jeansy z wysokim stanem, ma psa Pongo – spełnienie dziecięcych marzeń o dalmatyńczyku. Na Instagramie – eksperymenty z różowymi włosami, imprezy na dachu, zdjęcia w bikini czy w koszulce z napisem "Warszawska Lala". Raczej nie mieści się w stereotypowych wyobrażeniach dziewczyny, która zawodowo trenuje sport walki.
Monika urodziła się w Nowym Jorku zimą 1990. Jej rodzice, obydwoje Polacy, poznali się w Stanach. Mama Moniki pochodzi z Kielc, o wizę wystąpiław trakcie studiów, bez większych nadziei. W latach 80. niejednej nastolatce marzyło się inne życie za Oceanem. Zrządzeniem losu czy łutem szczęścia – otrzymała pozwolenie na wyjazd. Nie znała angielskiego, a w Stanach nie miała rodziny ani znajomych. Mimo to, nie zastanawiała się dwa razy. Ojciec Moniki, kilka lat starszy od jej mamy, wyjechał w ramach wymiany studenckiej i już został. Szybko wzięli ślub. Zamieszkali w wynajętej klitce na Brooklynie, gdzie przyszła na świat Monika.
Życie w jednej z najdroższych metropolii na świecie pochłaniało ogromne pieniądze. Kiedy Monika miała 2 lata, jej rodzice zdecydowali, że wyślą ją na trochę do dziadków. Przez kilka lat pracowali po kilkanaście godzin dziennie, żeby zarobić na wymarzony dom na przedmieściach.
Pierwsze wspomnienia z Polski w głowie Moniki się zacierają. Pamięta imiona niektórych koleżanek z przedszkola w Kielcach i jak przychodziła do pracy babci, gdzie zagadywały ją wszystkie panie. Sama mówi, że została wychowana "po polsku". Niektóre zachowania i nawyki amerykańskich koleżanek nie mieszczą się jej w głowie do dziś. Po polsku mówi i pisze bezbłędnie, choć w intonacji słychać drobne naleciałości z angielskiego.
Jej kariera sportowa zaczęła się poniekąd dzięki lokalnej Polonii. Mama wysłała ją na akrobatykę, kiedy Monika miała kilka lat. Większość dzieci z jej klasy chodziła na zajęcia sportowe, pani Marzena pomyślała, że i córce nie zaszkodzą. Tyle że dziewczynka rosła jak na drożdżach. Niebawem była o głowę wyższa od najwyższej koleżanki z drużyny. Akrobatyka nigdy nie była dyscypliną dla wysokich.
Mama Moniki pracowała wówczas w polonijnym banku w Jew Jersey. Pewnego dnia przy okienku pani Marzeny stanął Janusz Młynek. Dziś to znana postać w świecie amerykańskiej szermierki, medale jego wychowanków liczy się w setkach, a dzięki lekcjom z nim wiele dzieciaków dostało stypendia na tak prestiżowych uniwersytetach jak Harvard. W 1999 roku absolwent krakowskiego AWF-u, który za dzieciaka grał w piłkę z Grzegorzem Lato w rodzinnym Mielcu, był w Stanach zaledwie od kilku lat. Nie miał jeszcze szkoły szermierki ani żadnych utytułowanych podopiecznych. Prowadził zajęcia głównie dla dzieci polskich imigrantów.
Monika poszła na pierwsze zajęcia do Młynka, z którego inną polską podopieczną, Dagmarą Woźniak, jest obecnie w najlepszej czwórce amerykańskich szablistek.
- To nie była hollywoodzka historia z gatunku "biorę po raz pierwszy szablę do ręki i pokonuję wszystkich". Początkowo po prostu chodziłam na zajęcia. Kiedy zaczynałam walczyć, moi rodzice właśnie się rozwodzili. Potrzebowałam odreagować, ale chodziło też o to, że Janusz jest nie tylko trenerem szermierki, ale i świetnym wychowawcą. Myślę, że to z tego powodu jego uczniowie tak dużo osiągają. On nauczył mnie odpowiedniego nastawienia do sportu – opowiada Aksamit.
- Sport to miliony powtórzeń każdego możliwego w danej dyscyplinie ruchu, długie godziny treningów i poświęcania wszystkiego: od imprez przez szkołę po ulubione burgery z podwójnym serem. Dla mnie była to trudna nauka puszczania mimo uszu słowa "nie". Nie kwalifikujesz się, odpadasz, przegrywasz, ale znajdujesz w sobie pierwiastek, który sprawia, że trenujesz dalej – kontynuuje 28-latka.
Przełom, jeśli chodzi o myślenie o szermierce, nie dokonał się w przypadku Moniki na treningach czy zawodach, ale podczas wakacji w Polsce. Siedziała na działce dziadków i trochę z nudów oglądała Igrzyska Olimpijskie w Atenach.
W 2004 na podium w kategorii szablistek stanęła nieoczekiwanie Mariel Zagunis. To był pierwszy złoty medal dla amerykańskiej szermierki w historii. Monika siedziała przed przedpotopowym telewizorem w domku pod Kielcami, na przemian płakała i śmiała się. Nazajutrz oświadczyła dziadkom, że ma zamiar zostać medalistką olimpijską. Wróciła do Stanów na jesieni i zaczęła trenować dwa razy ciężej niż dotychczas.
Wszystkie kluby szermierki, do których Monika dojeżdżała z pobliskiego New Jersey, gdzie jej mama wybudowała dom, mieściły się w Nowym Jorku. Niezwykle atrakcyjną, a w dodatku mierzącą ponad 1.8 m wzrostu Aksamit, szybko wyłowili z tłumu skauci z agencji modelek. Kiedy dostała kolejną z rzędu tego typu propozycję, zaczęła poważnie zastanawiać się, czy nie spróbować swoich sił.
- Zaczęły się wstępne rozmowy o kontrakcie, a ja przeszłam na restrykcyjną dietę. To było dobre 10 lat temu, w modzie nie było jeszcze miejsca na różnorodność, jeśli chodzi o kobiece sylwetki. Sama dieta nie była dla mnie problemem, od czasu kiedy poważnie zaczęłam myśleć o szermierce i tak dbałam o to, co jem. Tyle że potem usłyszałam, że jestem za bardzo umięśniona, więc jeśli chcę pracować jako modelka, ze sportów doradzają mi co najwyżej jogę – wspomina 28-latka.
Mniej więcej w tym samym czasie, 4 lata po tym, jak obejrzała triumf Zagunis na Olimpiadzie w Atenach, Monika zdobyła pierwsze ważne wyróżnienie - srebrny medal na mistrzostwach świata juniorów. O modelingu myślała głównie jako o względnie łatwym sposobie na sfinansowanie szermierki. Medal uświadomił jej, że jeśli chce coś osiągnąć w swojej dyscyplinie, musi poświęcić się treningom, a nie bawić się w modelkę na pół etatu.
- Finansowanie amerykańskiej szermierki, a raczej jego brak, to temat na oddzielną, wcale nie krótszą rozmowę – śmieje się Monika.
- Stereotypowo ludzie myślą o Stanach jako o mekce sportu, gdzie sportowcy zarabiają krocie i mieszkają w pałacach. Oczywiście, jeśli chodzi to najpopularniejsze dyscypliny, tak to właśnie wygląda. Niestety, szermierka do nich nie należy. Obecnie jestem trzecią najlepszą szablistką w kraju, w związku z czym Związek Szermierki finansuje moje wyjazdy na zawody, które odbywają się właściwie non stop. Kilka dni temu wróciłam z zawodów w Tunezji, za chwilę lecimy do Japonii. Dziewczyna, która jest w klasyfikacji za mną, żeby wziąć udział w zawodach, musi sfinansować wszystko z własnej kieszeni. Dla osób trenujących szermierkę właściwie jedynym bonusem jest względna łatwość otrzymania stypendium uniwersyteckiego – opowiada Aksamit, która ukończyła kinezjologię (interdyscyplinarny kierunek zajmujący się szeroko pojętym ruchem, łączący wiedzę z obszarów: biologii, fizyki, chemii, historii, psychologii i socjologii – red.) na Uniwersytecie Stanowym Pensylwanii.
Z tego powodu do sportu przekonała swoją 15-letnią przyrodnią siostrę, Olivię, która trenuje floret.
Nawet, żeby pojechać do Rio, gdzie wywalczyła drużynowo brązowy medal, Monika była zmuszona zrobić zbiórkę pieniędzy na jednym z portali. I to mimo że uzyskała oficjalną kwalifikację olimpijską.
Na co dzień utrzymuje się głównie z lekcji szermierki – uczy w liceum i w miejscowym college'u, daje prywatne lekcje dzieciakom, pracuje też jako fotomodelka. Śmieje się, że w 2018 nie musi przynajmniej do tego chudnąć.
W drużynie szabli była w Rio ze swoją koleżanką ze szkoły Młynka – urodzoną we Wrocławiu Dagmarą Woźniak, idolką z dzieciństwa – Mariel Zagunis, której walki oglądała na działce dziadków, ale też z Ibtihaj Muhammad. Dzięki tej ostatniej o szablistkach zrobiło się głośno. Muhammad była bowiem pierwszą amerykańską zawodniczką w historii, która wystąpiła na igrzyskach w hidżabie.
Obecnie Monika trenuje sześć dni w tygodniu. Na trening składa się lekcja, a potem kilkugodzinne pojedynki z innymi zawodniczkami. Na planszy bywa agresywna, dużo krzyczy, wścieka się. Trudno rozpoznać w niej wiecznie roześmianą dziewczynę z Instagrama. Do regularnych treningów dochodzą długie godziny na siłowni z programem opracowanym specjalnie dla szablistek, no i oczywiście bogata w białko dieta.
- W szermierce zawsze fascynowało mnie to, że nie ma ściśle określonych predyspozycji fizycznych. Ja np. jestem bardzo wysoka i nigdy nie będę tak szybka, jak niższe zawodniczki, ale mam za to dłuższy zakres ruchu. Do tego nie do każdego pojedynku da się przygotować. W szermierce zdarzają się walki, gdzie znacznie lepsza technicznie dziewczyna przegrywa ze słabszą, bo nie jest w stanie dopasować się do jej stylu walki. Pod tym względem to bardzo taktyczny sport – wyjaśnia.
28-latka od niemal roku prowadzi kanał na YouTubie, na którym opowiada o szermierce, swoich doświadczeniach olimpijskich, ale też dzieli się treningami na różne partie mięśni. Kręci video-pamiętniki z wakacji (Sylwestra spędzała na Hawajach, a w zeszłe lato zwiedzała Amalfi), ale też po prostu pokazuje ciuchy, które kupiła, czy wygłupia się przed kamerą z siostrą. Po co to dziewczynie, która non stop wyjeżdża na kolejne zawody, szykuje do olimpiady, a dodatkowo musi się jeszcze utrzymać YouTube?
- Bo nie ma na świecie innej dziewczyny trenującej szermierkę, która nagrywałaby vlogi – śmieje się Aksamit.
Chciałaby w jakiś sposób spopularyzować ten sport, żeby inne trenujące go osoby nie miały tak ciężko, jak ona.
Mimo że dyscyplina uchodzi za mało popularną, Monika dostaje bardzo dużo pytań o reguły, różnice między szablą, szpadą, a floretem czy o niezbędny sprzęt. Najwięcej jest mimo wszystko pytać o życie prywatne, w szczególności – o chłopaka. Nie brakuje propozycji matrymonialnych.
Co ciekawe, obecny chłopak Moniki jest Polakiem. Poznała go na obozie treningowym w Spale, gdzie jednocześnie trenowały polskie siatkarki. Wchodzi w skład kadry trenerskiej, ale więcej Aksamit zdradzać nie chce. Z wiekiem oduczyła się dzieleniem się związkami w mediach społecznościowych.
- Nie wyobrażam sobie poważnego związku z Amerykaninem, mam wrażenie, że mimo tych wszystkich lat w Stanach nadal bliżej mi do mentalności europejskiej, znacznie lepiej dogaduję się z Europejkami.
Najbardziej w Stanach drażni ją wygodnictwo, które w przypadku związków jest często niczym innym, jak odmianą egoizmu. Ale i w innych dziedzinach. Po starcie w najbliższej olimpiadzie w 2020 roku, Monika nie wyklucza powrotu na stałe do Polski. Bardzo namawia ją do tego chłopak.
- Może z tym wygodnictwem nie chodzi do końca o mentalność, ale o moją, hmm "sportową" naturę. Nawet, kiedy uczę dzieci non stop słyszę, że mają mieć "fun". Wszystko ma być zabawą, wszystko ma sprawiać przyjemność. Tylko, że to złudzenie. Jeśli chce się być naprawdę dobrym w czymkolwiek, to nie to nie będzie żaden "fun", tylko "hard work". Zawsze – kwituje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl