Matka Polka kocha tak mocno, jak źle karmi swoje dziecko. Często nieświadomie
W Polsce czcimy schabowe i mielone, a dzieciom kupujemy na potęgę słodycze, jak gdyby w kolorowych papierkach tkwiła gwarancja szczęśliwego dzieciństwa. Z Anną Markowską, w sieci znaną jako Doktor Anna, rozmawiamy o tym, jaką krzywdę robimy, nie do końca świadomie, najmłodszym w porze obiadu.
03.08.2018 | aktual.: 06.08.2018 14:17
Skąd u polskich matek nawyk nagradzania dzieci słodyczami?
Oczywiście, żeby rzetelnie odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by przeprowadzić badania. Niemniej jako przedstawicielce pokolenia 30-latek wydaje mi się, że w pierwszej kolejności chodzi o wspomnienia z czasów, kiedy to my byliśmy dziećmi. Dla nas słodycze były rarytasem, budziły olbrzymie emocje. Nie było aż takiego wyboru, te zagraniczne często były relatywnie drogie.
Kojarzą się nam z przyjemnymi momentami, trudno się więc dziwić, że odruchowo chcemy dawać je własnym dzieciom. Często nie widzimy nawet, że dla nich batony czy czekolada nie są już niczym niezwykłym. A że chętnie po nie sięgają? Cóż, my – dorośli też lubimy słodki smak, a co dopiero dzieci.
Jakie są symptomy wskazujące, że dziecko może być uzależnione od cukru?
Niepokojącym sygnałem jest z pewnością bardzo nerwowe zachowanie czy wręcz histeria, gdy okazuje się, że nie ma deseru, albo że skończyły się ciasteczka. Często takie reakcje pojawiają się też, gdy nagle postanawiamy ograniczyć dziecku cukier. Nie radziłabym tego robić z dnia na dzień. My też często reagujemy nerwowo, gdy zabiera nam się nagle coś, co lubimy. Zupełnie nie dziwię się, że dla kilkulatka może to być także stres.
Rodzice najpierw olewają to, co jedzą ich dzieci i karmią je słodyczami dla świętego spokoju, a potem nagle się reflektują i wprowadzają żelazną dyscyplinę?
Myślę, że częściej źle zbilansowane posiłki i nadmiar cukru obecny jest w jadłospisie dzieci osób, których codzienne menu odbiega od ideału. Pokutuje tu myślenie o żywieniu na tzw. "chłopski rozum". Na zasadzie "przecież jem czekoladę i czerwone mięso codziennie, czuje się dobrze i jestem szczupła, więc nie może to być aż takie niezdrowe".
Potem ktoś trafia na artykuł albo program telewizyjny, zaczyna bardziej interesować się tym co na talerzu i jest przerażony, bo zdaje sobie sprawę, co w tych reklamowanych jako zdrowe ciasteczkach i soczkach rzeczywiście jest. Zmiana nawyków żywieniowych i u dorosłych i u dzieci jest o wiele trudniejsza, jeśli zaczynamy ją nagle od drastycznych zmian i zakazów. Edukacja żywieniowa zaczyna się właściwie na etapie prenatalnym i jest zwykle tym trudniejsza, im później ją u dziecka zaczniemy.
Dlaczego?
Po pierwsze nie każdy dobrze reaguje na drastyczne cięcie, po drugie – nawet jeśli chcemy przeprowadzić to stopniowo - nie każdy ma czas, ochotę i wiedzę, aby tłumaczyć dziecku, które kompletnie nie zna smaku warzyw, wpływ odpowiedniej lub nieodpowiedniej diety na zdrowie. Oczywiście można postraszyć cukrzycą czy miażdżycą, ale to, że za kilka lat coś się może stać jest pojęciem często abstrakcyjnym dla kilkulatka. Ba! Czasem to abstrakcja i dla 30-latka.
Możemy rzecz jasna założyć, że nagle zamiast żelków będziemy dawać dziecku wyłącznie suszone morele. W niektórych przypadkach to zadziała, w innych – nie. Zmiana nawyków żywieniowych dziecka wymaga często zmiany menu całej rodziny. Jeśli mamusia i tatuś nie jedzą właściwie warzyw, a przeciętny obiad to schabowy z frytkami czy mielone z ziemniakami, to dziecko nie będzie chciało nagle jeść sałatki.
Całkowita eliminacja słodyczy z jadłospisu dziecka to dobry pomysł?
Jestem przeciwniczką skrajności i bezwzględnych zakazów. Dziecko prędzej czy później pójdzie do szkoły, gdzie zawsze znajdą się rówieśnicy jedzący pączki zamiast kanapek i uzyska dostęp do słodyczy, których nie miało w domu. Nie powinny być zakazanym owocem, który dziecko będzie chciało jeść po kryjomu, w tajemnicy przed rodzicami. Takie podejście sprawia, że dzieci zaczynają mieć niezdrowy stosunek do jedzenia.
W jaki sposób dawać dziecku słodycze? W nagrodę?
Na pewno nie w nagrodę za „dobre zachowanie” (kolejny absurd) czy za zjedzenie zdrowego posiłku na siłę. Takie dziecko zaczyna postrzegać pełnowartościowe jedzenie jako przykry obowiązek, który zostanie nagrodzony dawką cukru.
Dobrym sposobem jest łączenie słodyczy z aktywnością fizyczną. Przykładowo: jemy ciasteczka tylko wtedy, gdy idziemy grać w piłkę albo biegać na placu zabaw. Nie w formie nagrody, tak po prostu. Słodycze mogą też pojawiać się w menu na zasadzie urozmaicenia, próbowania nowych smaków, produktów, dyskusji, ile co ma cukru i dlaczego nadmiar jest niezdrowy – wszystko na luzie.
A co z wciąż popularnym zmuszaniem dzieci, żeby "zjadły obiad do końca"?
Jeśli dziecko nie chce jeść, najczęściej ma jakiś powód. Na przykład dostaje za dużo przekąsek i nie jest głodne, ma taką a nie inną przemianę materii albo przeżywa jakąś sytuację ze szkoły, przedszkola czy z domu.
Powinniśmy nauczyć się unikania komunikatów, które łączą jedzenie z emocjami. Obojętnie czy będą to emocje negatywne czy pozytywne. Dziecko, które nieustannie słyszy, że szyneczkę trzeba zjeść, „bo była droga”, a zupę, „bo babci będzie przykro”, nie uczy się rozpoznawać sygnałów płynących z organizmu. Samo już nie wie, kiedy jest głodne, a kiedy nie. W przyszłości może zacząć nagradzać się za sukcesy lub pocieszać się w sytuacjach stresujących – właśnie słodyczami. Nie bez kozery dorośli cierpiący na różnego typu zaburzenia odżywiania najczęściej byli w dzieciństwie zmuszani do jedzenia.
No dobrze, a jakie są sposoby na niejadka?
Przeróżne, dobiera się je indywidualnie do dziecka. Mniejsze porcje podawane częściej, wspólne gotowanie, komponowanie mniejszych, ale bogatszych – zarówno w kalorie, jak i składniki odżywcze – dań. Długo by wymieniać.
Ponieważ dla nas posiłki są atrakcją, często nie zdajemy sobie sprawy, że wiele dzieci siedzenie przy stole niesamowicie nudzi. Uwagę malucha można zająć choćby naczyniami we wzorki i historią związaną z tymi wzorkami. Pierwszą metodą powinno być dodanie do posiłków luzu. Inaczej nigdy nie będą przyjemne.
Z jakimi problemami najczęściej spotykają się kobiety, które decydują się wyrabiać dobre nawyki żywieniowe u dziecka od samego początku?
Przede wszystkim z podważaniem ich autorytetu w tej kwestii. Bardzo często dostaję wiadomości od kobiet, które starają się wyrabiać w dziecku pozytywne nawyki. Potem przychodzi babcia z siatką słodyczy, puszcza oko do wnuka i macha na matkę ręką z politowaniem. Oczywiście babcie są po to, żeby nasze dzieci rozpieszczać, ale naprawdę za te same pieniądze czasem lepiej kupić kredki albo mały samochodzik.
W jaki sposób karmić dziecko, które je tylko dwa, trzy dania na krzyż?
Jeśli w domu spożywa się urozmaicone posiłki i sami chętnie próbujemy nowych rzeczy, dziecko będzie nas naśladowało. To mit, że dzieci lubią wyłącznie proste, powtarzalne potrawy. Oczywiście są różnice indywidualne – niektóre dzieci będą bardziej otwarte na nowe smaki, inne mniej.
Częstym błędem jest podawanie maluchowi ciągle tego samego, np. zupy pomidorowej, bo ją zjada zawsze, a inne raz tak, a raz nie. To najłatwiejsze wyjście, ale nie rozwiązuje problemu. Proszę zwrócić uwagę na menu dziecięce w pierwszej lepszej restauracji. Dla dorosłych ciekawe propozycje, a dla dzieci nuggetsy lub panierowana ryba - smażone w głębokim tłuszczu, oczywiście z frytkami. Istnieje społeczne przyzwolenie na karmienie dzieci w ten sposób. Wielu osobom wydaje się, że takie menu jest dobre i atrakcyjne dla dzieci. Nic bardziej mylnego.
_Anna Markowska – w sieci znana jako Doktor Ania, od ponad dwóch lat prowadzi bloga, gdzie pisze głównie o żywieniu, z wykształcenia doktor nauk farmaceutycznych i pedagog, obecnie studiuje dietetykę. Prowadzi szkolenia dotyczące żywienia dzieci do 3 roku życia. _