Matki zepsuły nam facetów
Że się leni i nic mu się nie chce, że po sobie nawet nie pozmywa, że nie umie uprać ani uprasować, że tylko siedzi i czeka, że żaden z niego mężczyzna. Lista zażaleń współczesnych kobiet do ich partnerów jest długa. Czy winne jesteśmy sobie same, we wszystkim ich wyręczając? Również. Lecz ryba psuje się od głowy. I wielu facetów zepsuły nam ich matki.
03.03.2017 12:09
Męskość jest w kryzysie – ogłosił Philip G. Zimbardo, psycholog światowej sławy, emerytowany profesor Uniwersytetu Stanforda, autor ponad czterystu publikacji naukowych, który razem z Nikitą S. Coulombe, przez lata jego asystentką, napisał książkę „Gdzie ci mężczyźni?” (PWN 2015).
Zimbardo i Coulombe piszą: „Świat, który nas otacza, jest nowy dla wszystkich, jednak pośród zmian ekonomicznych i ewoluującego klimatu społecznego i technologicznego chłopcy zostają w tyle. W odróżnieniu od kobiet organizujących się w licznych ruchach, nie powstał jak dotychczas żaden jakże potrzebny ruch umożliwiający zaktualizowanie roli mężczyzny w społeczeństwie. Mamy natomiast do czynienia z rekordową liczbą facetów niedających sobie rady w szkole, nieumiejących sprostać dziewczynom w kontaktach społecznych i kobietom w sferze seksualnej”.
Taki wizerunek współczesnego mężczyzny potwierdzają badania. Jedne z nich, marki SteaMaster, wykazały, że choć zdaniem 74 proc. mężczyzn powinni oni angażować się w prace domowe, to aż 42 proc. ze swoich domowych obowiązków się nie wywiązuje. Sprzątanie to zresztą jedna z głównych przyczyn sporów w związkach.
Sporo na ten temat mogłaby powiedzieć Agnieszka (imię zmieniłam), od trzech lat mężatka, od dwóch mama. Przyznaje, że zawsze to ona biegała z mopem po mieszkaniu, lecz gdy na świecie pojawiła się ich córka, dosłownie wszystko spadło na nią.
– Wcześniej tłumaczyłam sobie, że wolę zrobić wszystko sama, bo będzie szybciej, dokładniej, nie będę musiała się prosić. Wkurzało mnie to, ale musiałam się z tym pogodzić. Miałam jednak nadzieję, że gdy zostaniemy rodzicami, on przejmie ode mnie część obowiązków. Nie przejął. Każda moja prośba: żeby włączył pranie, przewinął dziecko, zrobił zakupy, zamiótł podłogę kończyła się tak samo – jego krzywieniem się, zasłanianiem milionem pilnych spraw, ociąganiem. Do dziś kwestia domowych obowiązków nie została między nami uregulowana. To znaczy jest tak, że podpierając się nosem, większość rzeczy robię sama.
Nic nie robić, nie mieć zmartwień…
O podział obowiązków w domu zapytano ankietowanych w ramach przeprowadzonych w 2015 roku badań „Społeczna rola matki – wyzwania współczesnego macierzyństwa”. Wśród mężczyzn nie było zgody co do najodpowiedniejszego podziału ról w związku. Dla jednych właściwe jest dzielenie się obowiązkami wykonywanymi przy dziecku lub w domu, inni natomiast przywiązani są do modelu tradycyjnego i ten uważają za najodpowiedniejszy.
Cytując respondentów:
„Takiej (kobiety – red.) to chyba żaden facet by nie chciał, żeby wszystko robiła za niego”.
„Czemu no. Ja bym na przykład chciał. Nie musisz sprzątać w domu, umyć podłóg. Czemu nie? Ale to by było jak w bajce”.
Lepiej, żeby autora drugiej wypowiedzi żadna kobieta nie miała za partnera. Lecz niestety - ma niejedna. „Przez wieki podział ról był oczywisty – kobieta zajmuje się gniazdem, mężczyzna zapewnia jej bezpieczeństwo, przede wszystkim finansowe. Teraz on nie zamartwia się o zabezpieczenie finansowe rodziny. Skoro partnerka pracuje, awansuje, jest ambitna, zaradna, to odpowiedzialność za bezpieczeństwo rodziny może przerzucać na nią. I tak często robi. Owszem, mężczyzna wie, że musi chodzić do pracy, bo bez pracy pozbawiony byłby statusu, ale po pracy oczekuje już tylko rozrywki. Jak chłopak w wieku szkolnym – po lekcjach przychodzi czas na nieustanną zabawę” – tłumaczy prof. Zbigniew Lew-Starowicz w rozmowie z Krystyną Romanowską („Lew-Starowicz o mężczyźnie”, wyd. Czerwone i Czarne 2012).
Zdaniem profesora niedojrzali faceci wychowali się w domach, w których matka była pobłażliwa, nadopiekuńcza, tolerancyjna, dumna z syna. Na wiele im pozwalano. A jeśli chłopak miał niezłe stopnie, przymykano oko na jego wybryki w myśl zasady, że powinien się wyszumieć. Problem w tym, że temu wyszumieniu nie ma końca. Prof. Zbigniew Lew-Starowicz zapytany o tradycyjną męskość, odpowiada, że ta kurczy się, bo nie ma warunków do rozwoju.
Zobacz także: Jak pieniądze wpływają na nasz związek?
Zamiast mamy zadba partnerka
Mężczyźni dorastający w tzw. warunkach cieplarnianych, gdy matki wszystko robiły za nich, będą tego samego oczekiwać od partnerki. O to, dlaczego on jest bałaganiarzem i zawsze rozrzuca skarpetki po mieszkaniu, pyta Krystyna Romanowska, dziennikarka. Prof. Zbigniew Lew-Starowicz odpowiada: bo został źle wychowany w domu, przez mamę. Ceniony seksuolog przyznaje, że coraz częściej spotyka mężczyzn, którzy beztroskę opierają na tym, że żona o wszystko zadba. „Zawsze dbała o niego mama, to teraz zadba partnerka. Panie nie pozwalają sobie na taką niefrasobliwość” – wyjaśnia prof. Lew-Starowicz, który twierdzi, że widział niejeden związek, który rozpadł się z powodu bierności mężczyzny.
Prof. Zbigniew Lew-Starowicz: „Mężczyźni są dziś słabszą płcią. Moim zdaniem to kwestia kompletnie braku zahartowania. (…) Niech pani spojrzy na kraje arabskie: kobiety pracują w polu czy w domu, a mężczyźni siedzą i kawę piją. I tak cały dzień. W niektórych kulturach jest większa akceptacja dla takich układów, w innych mniejsza. U nas jeszcze dość niewielka: mężczyzna, którego utrzymuje kobieta i któremu ona organizuje całe życie, nie cieszy się szacunkiem społecznym. Ale w ostatnich dekadach systematycznie wzrasta liczba związków, w których rządzą panie”.
Z czego to wynika? „Moim zdaniem jest w tym wina prawdziwie nadopiekuńczych matek. Mężczyzna spod jej skrzydeł trafia pod skrzydła partnerki, która mu mamę zastępuje, we wszystkim go wyręcza. W dzieciństwie mama mu kupowała buty, koszule, gotowała, prała, prasowała, a on miał tylko się uczyć. Niczego od niego nie wymagano, nie było konsekwencji za niewypełnione obowiązki, itp. Teraz ma tylko chodzić do pracy, a wszystkim innym zajmuje się żona, bo on już inaczej nie umie. Nie potrafi prowadzić swoich spraw” – pisze profesor.
Według niego rozleniwienie i zepsucie współczesnych facetów to efekt tzw. bezstresowego wychowania, a także braku męskich wzorców i autorytetów.
Wy kontra wasi rodzice
Psychoterapeutka Joanna Grabowska-Osypiuk zwraca uwagę na ważną kwestię: prawdziwy problem zaczyna się w momencie, gdy mężczyzna jest tak silnie związany z własną matką, że nie rozumie, że teraz numerem jeden powinna być jego żona. – Jeśli w jednym momencie mama i żona chcą na przykład jechać na zakupy, to kogo powinien zawieźć mąż? Jeśli mama mówi, że wypada gdzieś iść, a żona nie chce, to co zrobić? Niestety, te pytania rzadko są oczywiste, chociaż w małżeństwie to żona powinna być dla męża najważniejsza, podobnie jak mąż dla żony – podkreśla psychoterapeutka. Dodając, że termin psychologiczny opisujący zjawisko nadmiernie bliskiej więzi partnera z rodzicem nazywa się symbiozą – przez wielu psychologów traktowane jest to jako przejaw niedojrzałości emocjonalnej, która albo znacznie utrudnia, albo całkowicie wyłącza możliwość stworzenia prawidłowej więzi małżeńskiej.
„Destrukcyjne dla związku będzie pielęgnowanie pępowiny rodzic-dziecko, podtrzymywanie psychicznego uzależnienia” – mówi prof. Zbigniew Lew-Starowicz.
Zdaniem Joanny Grabowskiej-Osypiuk największym błędem jest wtajemniczanie krewnych w sprawy, które powinny pozostać między partnerami. Gdy więc on wciąga w to swoją matkę, zaczynają się schody. Żona czuje się bezradna, podczas gdy on ma wsparcie w kochającej mamie.
– Wtedy żona staje się nie tylko podłą żoną, ale też wyrodną, roszczeniową, niezadowoloną synową. Powstaje niezręczna sytuacja, która mocno wykracza poza konflikt małżeński: żona kontra rodzina męża. Co wtedy zazwyczaj robi kobieta? Szuka wsparcia. Gdzie je znajduje? Zwykle we własnej rodzinie. Tak więc zwykły konflikt małżeński między mężem i żoną zamienia się w spór, który zatacza coraz szersze kręgi. Mamy do czynienia z konfliktem dwóch zwaśnionych rodzin. I wtedy raczej trudno doprowadzić do poprawy relacji małżeńskiej, ponieważ obie strony nie chcą zrezygnować ze wsparcia krewnych – mówi Grabowska-Osypiuk.
– Często na terapii słyszę zwroty typu: Bo twoja matka to… itp. Wtedy nie kłócimy się o nasz związek, tylko o swoje matki (których czujemy, że jesteśmy zobowiązani bronić), o naszych ojców, rodzeństwo. Żeby uratować taki związek, potrzebna jest praktycznie jedna rzecz warunkująca dalszą pracę: rezygnacja ze wsparcia rodziny, co w czasie konfliktu jest bardzo trudne. Ale to daje nam możliwość samodzielnego rozwiązania problemów – podkreśla psychoterapeutka.
Facet pod presją
Nie da się ukryć, że współczesne kobiety bardzo wysoko ustawiły mężczyznom poprzeczkę. „Mężczyźni chcą w zasadzie kobiety atrakcyjnej, wiernej, gospodarnej, żeby stworzyła im dom, w którym wszystko będzie dobrze. I to z najważniejszych cech wszystko. Kiedy zapytamy kobietę w Polsce, jaki powinien być jej mężczyzna, usłyszymy: opiekuńczy, z pozycją, ambitny, inteligentny, pracowity, starający się, odpowiedzialny, czuły – i tak dalej, i tak dalej…” – wymienia prof. Zbigniew Lew-Starowicz w rozmowie z Barbarą Kasprzycką („Lew-Starowicz o kobiecie”, wyd. Czerwone i Czarne 2011).
Profesor próbuje jednak obronić współczesnych mężczyzn. W rozmowie z Krystyną Romanowską przyznaje, że facet wciąż jest pod presją. „Lista wymagań kobiet jest dłuższa od litanii do Matki Boskiej. Praktycznie rzecz biorąc, trudno jest je zrealizować. On musi się sprawdzać we wszystkich dziedzinach: naukowej, biznesowej, menedżerskiej. Cały czas musi udowadniać, że jest świetny, i iść dalej, i dalej”.
Kobieta, która robi w domu wszystko, o wszystkim myśli i wszystko planuje, nie daje jednak szczęścia ani sobie, ani partnerowi. Anne Moir i David Jessel w słynnej książce „Płeć mózgu. O prawdziwej różnicy między mężczyzną a kobietą” (PIW 2010) zwracają uwagę: „Jeśli kobieta próbuje być bardziej podobna do mężczyzny, to – niemal z definicji – staje się mniej szczęśliwą kobietą”.