GwiazdyMeryl Streep - pierwsza dama Hollywood

Meryl Streep - pierwsza dama Hollywood

11 września na ekrany kin wszedł film „Nigdy nie jest za późno”, w którym główną rolę gra Meryl Streep. Niby to nic nowego, bo aktorkę możemy na srebrnym ekranie oglądać niemal regularnie; dwa, trzy razy w roku. Grywa dużo i to na pierwszym planie. Jednak każda jej rola wzbudza zainteresowanie i sprawia, że chcemy jeszcze więcej Meryl.

Meryl Streep - pierwsza dama Hollywood
Źródło zdjęć: © ONS.pl

19.09.2015 | aktual.: 22.09.2015 10:21

11 września na ekrany kin wszedł film „Nigdy nie jest za późno”, w którym główną rolę gra Meryl Streep. Niby to nic nowego, bo aktorkę możemy na srebrnym ekranie oglądać niemal regularnie; dwa, trzy razy w roku. Grywa dużo i to na pierwszym planie. Jednak każda jej rola wzbudza zainteresowanie i sprawia, że chcemy jeszcze więcej Meryl.

Ona, jakby tych próśb słuchała, wraca do nas z nowymi propozycjami. Czasami dość zaskakującymi. W najnowszym obrazie Jonathana Demme, Meryl wymiata gitarą (grę na instrumencie opanowała w sześć miesięcy, wspomogła ją w tym legenda rocka, Neil Young). Aktorka wcieliła się w rolę Ricki Rendazzo, rockmanki w podeszłym wieku, która kiedyś, marząc o sukcesie, zostawiła za sobą męża z trójką dzieci i wyjechała do Los Angeles. Nie udało się jej zostać gwiazdą i dziś w dzień pracuje w sklepie, a w nocy daje koncerty w barze. Po latach próbuje nawiązać kontakt z rodziną, chociaż łatwo nie jest. Gdy staje na scenie, nie ma dla niej granic. Przejmuje inicjatywę. Jest w miejscu, w którym może głośno powiedzieć o tym, co myśli. A w jej głowie kłębi się wiele, przede wszystkim oburzenie, dlaczego mężczyznom wybacza się więcej niż kobietom:

„Mick Jagger miał siódemkę dzieci z czterema różnymi kobietami. Nie można powiedzieć, żeby którekolwiek z nich wychował” – mówi oburzona. Gdyby ona sama odniosła sukces jak lider Rolling Stones, nie musiałaby się z niczego tłumaczyć, a jej dzieciom prawdopodobnie byłoby łatwiej jej wybaczyć. Sytuacja oczywiście, jak na komedię przystało, jest zabawna, ale głęboko w niej tkwią dramat i prawda, na którą Meryl Streep od lat zwraca uwagę wypowiadając się publicznie w imieniu kobiet i ich dążeniom do równouprawnienia.

Meryl Streep uważa się nieformalnie za ambasadorkę kobiet. Niedawno została zaproszona do Białego Domu, gdzie na zlecenie magazynu „More”, jako pierwsza dama Hollywood miała zrobić wywiad z pierwszą damą USA – Michelle Obamą. Panie rozmawiały o pozycji kobiet: ich sile, postrzeganiu, edukacji i wzorcach. Doszły do wielu ciekawych wniosków, popartych, między innymi, ich bogatą przeszłością i doświadczeniem:

- „Ludzie mówią mi »zagrałaś tyle silnych kobiet«, a ja im odpowiadam: »czy kiedykolwiek powiedziałeś mężczyźnie, że zagrał tylu silnych facetów?«. Nie! – wypowiadała się Streep. – „Ponieważ oczekiwania wobec mężczyzn różnią się. Dlaczego nie może być tak w kwestii kobiet? Moje córki są silne – a to przeraża.”

Według obydwu pierwszych dam, kobiety są postrzegane jako silne, ale nie mają gdzie tej siły wykorzystać. Powinny walczyć o to, by naprawdę móc powiedzieć, że jest w nich siła. Mogą dokonywać wyborów, zarządzać każdą częścią społeczeństwa. Ale na swojej drodze napotykają ścianę. Widać to w rządzie USA i w radach nadzorczych wielu firm. Tak samo jest też w Hollywood. Meryl Streep jest gotowa stawić temu czoła. Nie tylko ona. Nie tak dawno, podczas ceremonii rozdania Oscarów, Patricia Arquette wygłosiła płomienną mowę na rzecz równouprawnienia kobiet i dopingującą je do działania. Meryl Streep i siedząca obok niej Jennifer Lopez, z pełnym zaangażowaniem i zacięciem kibicowały Arquette. Meryl nie musi się zastanawiać, czy jej działania się komuś podobają czy nie. Nic nie zaważy na jej karierze. Koleżanki po fachu mówią o niej „królowa Hollywood”. I mają rację.

Królowa jest jedna

Meryl nie zawahała się publicznie, w obliczu członków organizacji filmowców The National Board of Review, przytoczyć kontrowersyjne słowa Walta Disneya, który uważał, że kobiety nie wnoszą nic do pracy i nie dopuszczał ich do żadnych ważniejszych oraz twórczych stanowisk w swojej firmie. Przemowa, w którą Streep wplotła historyczne cytaty, została wygłoszona tuż po odzie pełnej uznania dla Emmy Thompson, odtwórczyni roli pani Travers w filmie „Ratując pana Banksa”. Ostra krytyka rzucona w stronę słynnego animatora – jego pracy i poglądów politycznych – nie zaważyła jednak na karierze Streep, która już wkrótce zgarnęła pokaźną gażę za udział w filmie „Tajemnice lasu”, który był produkcją studia Walta Disneya. Aktorka w przeszłości zabierała też głos w sprawie kobiet z Afganistanu i wygłaszała wykłady na prestiżowych uczelniach. Jest również rzeczniczką prasową National Women’s History Museum (znajdującego się w Alexandrii nieopodal Waszyngtonu), którego powagę istnienia wielokrotnie podkreśla. Co roku
występuje w roli gospodyni gali „The de Pizan Honors”, podczas której Muzeum Historii Kobiet pośmiertnie składa hołd kobietom ważnym w historii walki o prawa płci. W 2009 roku aktorka złożyła na ten cel dotację w wysokości miliona dolarów.

Kochają ją kobiety, ale i równie mocno doceniają marketingowcy. Meryl Streep jest po prostu trendsetterką, która wprawia w ruch niejedną machinę. Kiedy wcieliła się w rolę gwiazdy kulinarnej, Julii Child w filmie „Julie & Julia”, książka autorstwa Child wskoczyła na szczyt najlepiej sprzedających się pozycji na rynku amerykańskim. Warsztaty gotowania, zwłaszcza kuchni francuskiej, przeżywały oblężenie. Wcześniej przyczyniła się do wzrostu sprzedaży płyt z hitami legendy szwedzkiego popu, zespołu Abba, którego utwory brawurowo zaśpiewała w musicalu „Mamma Mia!”. Film okazał się najlepiej zarabiającą produkcją w historii brytyjskiej kinematografii, dzisiaj zrzuconą na trzecie miejsce przez „Skyfall” oraz „Harry Potter i insygnia śmierci: część II”. Wśród narzeczonych pojawił się trend na zawieranie ślubu na greckiej wyspie Skopelos, podobnie jak zrobili to bohaterowie „Mamma Mia!”. Przewoźnik, firma easyJet, zanotował trzynastoprocentowy wzrost sprzedaży biletów na loty na Skopelos. Podobne oblężenie
zanotowano również w Kenii po tym, jak Meryl Streep zagrała główną rolę w filmie „Pożegnanie z Afryką”. Liczba turystów udających się do Nairobii wzrosła ze 152 tysięcy w 1985 roku do 176 tysięcy w 1986. Co ciekawe, Sydney Pollack nie był do końca przekonany, czy aktorka nadaje się do zagrania (słynnej już) roli Karen. Reżyser uważał, że Meryl nie jest wystarczająco seksowna, co ta spuentowała ironicznie słowami, że „Karen rzeczywiście zasłynęła tym, że była ikoną seksu”. Aktorka swobodnie żongluje celnymi i odważnymi, a przede wszystkim inteligentnymi, ripostami w kierunku dziennikarzy czy kolegów z branży, często pokazując światu też dystans do samej siebie. Nie musi się obawiać o sympatię fanów, bo tę ma – i to z dożywotnią gwarancją.

Nigdy nie jest za późno
Meryl Streep ma 66 lat. Tak, właśnie tyle! Od czterdziestu lat jest żoną rzeźbiarza, Dona Gummera, z którym ma czwórkę dzieci. Mieszka w Salisbury w stanie Connectitut – do Hollywood jej daleko. Chociaż często pojawia się na pierwszych stronach gazet, nigdy nie dzieje się to ze względu na jakieś wybryki. Takich na próżno szukać w jej życiorysie, który poza sześćdziesięcioma zacnymi rolami filmowymi, jest całkiem zwyczajny. Meryl chce tak żyć: swojsko i po swojemu. Mówi, że życie nie jest na sprzedaż. W końcu każdy ma tylko jedno.

Na szerokie wody wypłynęła filmem „Łowca Jeleni” (1978), który przyniósł jej pierwszą nominację do nagrody Akademii Filmowej. Pozycję gwiazdy przypieczętowała rolą w „Sprawie Kramerów” (1979) – za tę nagrodzono ją statuetką Oscara. Mimo niewielkiego doświadczenia, Meryl już wtedy pokazała, że jest aktorką świadomą. Rolę matki, która zostawia dziecko z ojcem, zinterpretowała inaczej, niż życzył sobie tego reżyser filmu, Robert Benton. Ten zakładał, że od początku filmu sympatię widza zaskarbi sobie ojciec dziecka (zagrany przez Dustina Hoffmana). Meryl dodała swojej postaci kolorów i emocji, które uznała za stosowne i wręcz niezbędne. Od tej pory to ona będzie rządzić swoimi rolami, patrząc na nie przez pryzmat kobiety, mimo że przez kolejne lata będzie pracować pod czujnym okiem reżyserów płci przeciwnej. Dzięki swojej świadomości i niesamowitego wyczucia, Meryl stworzyła role zapamiętywalne, niezwykłe i charakterystyczne. Wystarczy wspomnieć chociażby takie filmy jak „Kochanicę Francuza” w oparciu o książkę
Johna Fowlesa, „Chwasty”, w którym wcieliła się w postać bezdomnej, czy „Krzyk w ciemności”, gdzie brawurowo zagrała młodą matkę podejrzaną o morderstwo. Za rolę więźniarki z Auschwitz w „Wyborze Zofii” dostała swojego drugiego Oscara. Na trzecią statuetkę musiała poczekać prawie dwadzieścia lat. Przyznano ją jej za sportretowanie Margaret Thatcher w filmie „Żelazna Dama”. Pomiędzy tymi zwycięstwami jest jeszcze szesnaście nominacji otrzymanych od Akademii Filmowej, m.in. za role w filmach „Koncert na 50 serc”, „Co się wydarzyło w Madison County” oraz „Sierpień w hrabstwie Osage”.

Meryl Streep nigdy nie uważana była za piękność, zresztą aktorka sama podchodzi do swojej urody z dużym dystansem. Wielokrotnie mówiła, że totalnie nie interesuje ją moda, a i tak film „Diabeł ubiera się u Prady”, w którym zagrała redaktor naczelną magazynu „Runway” wzorowaną na Annie Wintour, sprawił, że świat mody padł u jej stóp.

O Meryl mówi się, że jest kobietą-kameleonem. Potrafi wcielić się w każdą postać. Ciężko znaleźć w jej filmografii tytuły, które okazały się niewypałem. Jak sama twierdzi, „nie interesują ją śmieci”. I dobrze na tym wychodzi. Na przestrzeni czterdziestu lat jej kariery, trudno mówić o dołkach i gorszych występach. Nie miały tyle szczęścia inne aktorki jej pokolenia, jak chociażby Sally Field, Sissy Spacek czy Diane Keaton. Jej nazwisko wypowiada się jednym tchem obok takich legend, jak Al Pacino i Rober De Niro. Jane Fonda, z którą Streep debiutowała na kinowym ekranie w 1977 roku w filmie „Julia”, wyznała w jednym z niedawnych wywiadów, że była blisko z Bette Davis i Katherine Hepburn, ale jako początkująca aktorka nie zadawała im pytań o pracę, które ją dręczyły. Tymczasem zupełnie inaczej zachowywała się Streep, która potrafiła zapytać o wszystko. Ogromną wiedzę z powodzeniem wykorzystuje w pracy. Dziś może odpowiadać na pytania innych, a ma komu, bo partneruje na ekranie już trzeciemu pokoleniu. To
ona rządzi na planie, z którego nie zamierza zejść. „Granie to mój sposób na odkrywanie ludzkiej natury, a zarazem dobra zabawa”.

Wierząc w istnienie czegoś takiego, jak „efekt Meryl Streep”, pozostaje nam teraz tylko czekać aż sceny klubowe wypełnią aspirujące do miana gwiazdy gitarzystki z przedziału „60+”. W końcu, nigdy nie jest za późno.

meryl streephollywoodkobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)