"Między nami". Anna-Maria Sieklucka: Jestem orędowniczką stawania za kobietami i za ich głosem
O filmie "365 dni. Ten dzień" napisano wiele: soft porno, teledysk erotyczny bez dialogów i fabuły czy - po prostu - dramat. Anna-Maria Sieklucka, odtwórczyni roli Laury, zdradziła, co o tym myśli. Czy jest feministką? Jakie wiadomości dostaje od mężczyzn? Czy dziś czuje się seksbombą? O tym wszystkim opowiedziała w "Między nami", nowym cyklu redakcji WP Kobieta.
26.05.2022 | aktual.: 26.05.2022 18:43
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski: Możesz dzisiaj przejść spokojnie ulicą?
Anna-Maria Sieklucka, aktorka: Powiem przewrotnie, że mało wychodzę na te ulice, więc nawet nie wiem, jak to się w tym momencie ma. Ale - będąc zupełnie szczerą – jak najbardziej tak. Jestem jak kameleon, bo na żywo wyglądam zdecydowanie inaczej niż w filmie. Rzekłabym, że to mój atut, bo nie jestem rozpoznawalna na pierwszy rzut oka. Ostatnio miałam taką sytuację na stacji benzynowej. Tankowałam auto, jadąc do Warszawy, byłam bez makijażu, pani bardzo mi się przyglądała. Doskonale wiedziałam, o co chodzi. Kasjerka wystawiając fakturę zobaczyła moje dane i powiedziała: "Kurczę, tak właśnie nie wiedziałam, czy to pani, czy nie pani, ale teraz już wiem". Dodała, że bardzo miło mnie zobaczyć w naturalnej odsłonie, bez zasłony dymnej. Natomiast kiedy ktoś do mnie podchodzi, bardzo się cieszę, zawsze się z każdym przywitam, wymienię dwa zdania.
A panuje powszechne przekonanie, że artyści uwielbiają być nieustannie w centrum uwagi.
Myślę, że jesteśmy pokłosiem naszego wychowania i nie uciekniemy od tego. To, jak rodzice nas wychowali, w jakich kręgach dorastaliśmy, na co był kładziony nacisk – to wszystko wpływa na to, jacy jesteśmy w życiu. Jestem szczęściarą pod tym względem, ponieważ zostały mi wpojone ważne wartości, takie jak szacunek do drugiego człowieka, brak wywyższania się, traktowanie każdego jako odrębnej jednostki. Rodzice wpoili mi też zdrową miłość i zdrowe pojmowanie tego świata. Gdyby nie oni, nie wiem, jak to by się potoczyło. Czy ta popularność, która na mnie spadła, nie poszłaby w niewłaściwą stronę.
Gdy zaczynasz gwiazdorzyć, rodzice sprowadzają cię na ziemię?
Przyznaję, jestem temperamentną kobietą, mam wybuchowy charakter, więc zdarzy mi się pod wpływem emocji powiedzieć coś w złym tonie albo krzyknąć. Ale ja też jestem tylko człowiekiem. Nie spotkałam się z opinią, że zadzieram nosa albo gwiazdorzę. Mam nadzieję, że mi to nie grozi.
Przy okazji premiery drugiej części filmu pisano, że przeszłaś metamorfozę od szarej myszki do seksbomby. Czujesz, że zaszła w tobie zmiana?
Laura Biel - postać, którą zagrałam - ma kompletnie odmienne od mojego podejście do świata i ludzi, dlatego pozwoliła mi spojrzeć na kobiecość z innej perspektywy. Przy okazji pierwszej części filmu była inna niż w jego drugiej odsłonie. W części trzeciej przejdzie kolejną metamorfozę. Nie zapominajmy, że film jest tryptykiem i mówienie o postaci Laury bez znajomości całości jej historii nie odzwierciedla jej pełnej przemiany. To, w jaki sposób promowałam tę postać podczas premiery pierwszej i drugiej części, miało dużo wspólnego z metamorfozą głównej bohaterki. Ale na pewno dzięki konfrontacji z tą rolą zyskałam w pewnych kwestiach bardziej zdecydowany głos.
W jakich sytuacjach zaczął przejawiać się ten głos?
Myślę, że w wielu. Złapałam ogromny dystans do siebie i tego, co mnie otacza. Także do tego zawodu. Przestałam patrzeć na wszystko tak bardzo serio, również jeśli chodzi o opinie ludzi, stereotypowe pojmowanie nas jako kobiet. Skoro przeszłam tę drogę od szarej myszki do kobiety decydującej o swoim losie, to każda z kobiet jest w stanie to zrobić. Mi nikt w tym zawodzie nie pomógł. Nie dostałam tej roli przez znajomości, tylko poszłam na casting i go wygrałam. Tak za każdym razem działo się w mojej karierze zawodowej. Wystarczy w siebie uwierzyć. Kobieta poprzez odkrywanie własnych zasobów zyskuje odwagę, aby w pełni rozkwitnąć. To, co o sobie myślimy, ma też przełożenie na nasz wygląd.
Czujesz się feministką?
Czuję się kobietą, która dzięki drodze, którą przeszła, zaczęła się otwierać na pełne bycie sobą. Z wdzięczności za to przeżycie pozostaję w szczerości i otwartości w stosunku do innych kobiet. Jeśli mogę podzielić się z nimi swoimi doświadczeniami czy przemyśleniami, zawsze będę to robić. Na pewno jestem orędowniczką stawania za kobietami i za ich głosem. Jeżeli jest jakieś pole do dyskusji, ale odbywa się to na zdrowych zasadach, bez przemocy i krzyku, zawsze chętnie wezmę w niej udział.
Zobacz także
Pytam, bo pojawiły się głosy, że film "365 dni. Ten dzień" ukazuje kobiety w mało feministyczny sposób.
Wraz z odsłoną każdej kolejnej części filmu, Laura staje się coraz bardziej suwerenną jednostką. Książki Blanki Lipińskiej przeczytało mnóstwo ludzi, nie tylko w Polsce, ale również na świecie. Moim zdaniem za takim sukcesem stoi autentyczność autorki, która sama przecież jest kobietą. Tu nie było zasłon dymnych, które pojawiają się w innych erotykach. Blanka zrobiła to bezpardonowo i okazało się, że ludzie tego potrzebują. Chcą, by mówić wprost i prostym językiem.
Nasze filmy różnią się od książki. Jeśli chodzi o pierwszą część, to jest to historia o porwanym Kopciuszku, który zakochał się w wielkim, wyrzeźbionym przez samego Boga mężczyźnie. Wierzę, że można zakochać się w kimś tak bardzo mocno pomimo fatalnych okoliczności, że racjonalność schodzi na drugi plan. Również literatura piękna zna wiele takich przykładów - "Lolita" Nabokova, "Idiota" Dostojewskiego czy " Anna Karenina" Tołstoja. W tych dziełach ogólnie przyjęte rozumienie obyczajowości stało na drodze uczuciu.
W drugiej części Laura w końcu decyduje o sobie. To ona wybiera, kiedy chce uprawiać seks, jaki ten seks będzie. To ona jest tą, która dyktuje warunki. Laura przestaje być kobietą poddającą się mężczyźnie, a zaczyna być kobietą, która stanowi o sobie. Z racji tego, że to film erotyczny, te decyzje dotyczą sfery intymnej. Gdyby był psychologiczny - dotyczyłyby sfery psyche. W trzeciej części, której jeszcze nie widzieliście, droga Laury do decydowania o sobie samej postępuje. Myślę, że kobiety dostrzegą w niej tę zmianę. Skoro ten film jest tak odległy od prawdziwego życia, dlaczego obejrzało go tak dużo osób?
Jestem ciekawa twojego punktu widzenia.
Śmiem twierdzić, że ludzie potrzebują oglądać tego typu kino, żeby się zrelaksować, żeby wzbogacić swoje intymne relacje z partnerem czy żeby mieć o czym poplotkować z przyjaciółką.
W Polsce panuje pewien rodzaj hipokryzji, który pozwala w blasku dnia krytykować i obrzucać błotem innych, a za zamkniętymi drzwiami, przy zgaszonym świetle praktykować wszystkie te rzeczy, którymi za dnia się pogardzało. Moim zdaniem dzięki temu, że takie filmy pojawiają się w przestrzeni publicznej, ludzie otwierają się na rozmowy w temacie seksu. W końcu kwestie intymne przestały być tematem tabu. Mam nadzieję, że tak się stanie również w naszym kraju. W Polsce są różne opinie na temat "365 dni" oraz " 365 dni. Ten dzień". Mam tego świadomość. Co ciekawe, za granicą film już nie prowokuje aż tylu negatywnych komentarzy.
Wyzwolenie w seksie to jedno, a druga sprawa, to jak ten seks jest ukazany. Pojawiają się zarzuty, że seks w filmie stanowi narzędzie do osiągania celów, że jest bardzo mało dialogu i czułości pomiędzy Laurą i Massimo. Z kolei relacja z Nacho daje postaci, którą grasz, duże poczucie bezpieczeństwa i bliskość.
Widzę, że cel został osiągnięty. W książce też jest tak, że są dwa obrazy mężczyzny. Przy Nacho Laura czuje się zaopiekowana, a przy Massimo spełnia swoje żądze. To jest zestawienie dwóch kompletnie różnych pierwiastków męskich. I o to chodziło. Trzecia część też rozwinie pewnie wątki i widzowie dowiedzą się, dlaczego relacja z Massimo została pokazana w taki właśnie sposób.
Twoim zdaniem Laura jest wzorem dla kobiet?
To jest ciekawe pytanie. Pamiętajmy o tym, że to jest fikcja. Ja ze swojej strony dodałabym kilka cech Laurze i o pewnych rzeczach mówiłabym w inny sposób. Ale myślę, że zmiana mojej bohaterki jest widoczna, Laura odradza się na nowo. Z brzydkiego kaczątka staje się łabędziem. Mam nadzieję, że kobiety zainspirują się nią w kwestii samostanowienia o sobie i wyznaczania granic.
O filmie pisano, że to soft porno tylko w ładnej otoczce, że za dużo się rozbierasz. Jednocześnie film bije rekordy popularności.
W przeszłości, m.in. w latach 80., pojawiały się również odważne filmy, czasem znacznie bardziej niż "365 dni. Ten dzień". Dlaczego wtedy nikt nie podnosił ręki do góry i nie pytał dlaczego dana aktorka się rozebrała? Żyjemy w takich czasach, kiedy lubujemy się w tym, aby mieć o czym mówić, a ja z pełną świadomością wykonuję ten zawód. A zawód oznacza profesję. A profesja aktora to wyznaczanie granic pomiędzy fikcją a rzeczywistością. W przeciwnym razie przestaje być zawodem, a staje się reality show. Przenieśliśmy fikcję literacką na ekran, a o tym, co widz będzie chciał z tego wynieść, zdecyduje sam.
Zdarza się, że odbiorcom zaciera się granica między fikcją a rzeczywistością, więc siłą rzeczy kobiety i mężczyźni mogą czerpać i inspirować się tym, co widzą na ekranie.
Uważam, że niektórzy ludzie na tyle nie odróżniają rzeczywistości od fikcji, że pytają spotkanego na ulicy aktora, grającego w serialu rolę lekarza o możliwość wystawienia recepty. Gdyby istotnie akt kreacji filmowej miał coś wspólnego z rzeczywistością, naszych ulubionych aktorów ginących w filmowych ekranizacjach, nie moglibyśmy podziwiać w kolejnych rolach, ponieważ od dawna już by nie żyli. Magia kina ma jednak swoje granice.
Doświadczasz slutshamingu przez rolę, którą grasz, bo ludzie postrzegają ciebie i Laurę jako tę samą osobę?
Jak najbardziej. Takie komentarze dotykały mnie po pierwszej części, bo tego pojawiało się sporo od kobiet, które nie potrafiły oddzielić fikcji od rzeczywistości. Dystans, którego nabrałam i o którym ci już wspomniałam, spowodował, że przestałam się tym przejmować. Godząc się na ten film nie wiedziałam, że tak to będzie wyglądać, ale przechodząc tę drogę coraz bardziej poznawałam ten osobliwy świat. Teraz nie ruszają mnie porównania, które się pojawiają czy obelgi, dwuznaczne propozycje. Laura to postać, którą ożywiłam i ona istnieje jedynie na srebrnym ekranie, i tam pozostanie. W rzeczywistości jestem kimś kompletnie innym, z innymi zasadami, z odmiennymi wartościami, prowadzę zupełnie inne życie.
Dostajesz propozycje seksualne od mężczyzn?
Po pierwszej części te propozycje były nie tylko od mężczyzn, ale również od kobiet. Warto zaznaczyć, że mój profil na Instagramie obserwują głównie kobiety i to w różnym przedziale wiekowym. Powiem tak: im bardziej karmimy to, co do nas trafia i tego nie chcemy, tym więcej tego do nas przychodzi. Nauczyłam się z tego śmiać, nie karmię tego, nie rozmyślam nad tym. Kłamałabym, gdyby nie dotykały mnie komentarze od bliskich mi osób albo komentarze ze środowiska.
Zdarzają się takie sytuacje?
Zdarzają się. Ale jeśli chodzi o zasięg globalny, podchodzę do nich bardziej empatycznie. Zastanawiam się: "co takiego w tym człowieku jest, że potrzebuje wyżyć się na drugim, że potrzebuje wyrzucić z siebie swoje frustracje?". Ale nie płaczę w poduszkę i nie zastanawiam się, dlaczego mój los jest taki zły. Myślę o tym, że ci ludzie są bardzo nieszczęśliwi, bo potrzebują atencji.
Wspomniałaś, że dużo krytycznych słów pisały do ciebie kobiety.
Warto odpowiedzieć sobie na pytanie, jakie kobiety komentują negatywnie inne kobiety, co one sobą reprezentują. Często zakompleksiona kobieta, która ma przed sobą silną kobietę, czuje się niedowartościowana, niżej postawiona. Niestety, jeśli nie jest w zgodzie ze sobą, nie akceptuje siebie, to założę się, że za plecami tej pewnej siebie kobiety, pozostawi jakiś komentarz. My jesteśmy niepewne siebie, nie kochamy siebie, nie zdajemy sobie sprawy z własnej wartości. Często tę wartość zaniżają dodatkowo mężczyźni oraz my same. Kiedy zaczynamy nad sobą pracować, a to jest jedna z najtrudniejszych rzeczy, to przechodząc tę drogę, zaczynamy się zastanawiać nad tym, co mówimy, jak mówimy, do kogo i dlaczego.
W jednym z wywiadów wspominałaś o fundacji dla kobiet. Chciałabyś w ten sposób wzmacniać siłę kobiet?
Otrzymuję mnóstwo wiadomości od kobiet, które pisały mi, że dzięki mnie i mojej działalności w mediach społecznościowych wyrwały się z toksycznego związku, wyszły z depresji, nie targnęły się na swoje życie, zaczęły stawiać na siebie, patrzeć na siebie w inny sposób. Chciałabym, aby te kobiety, nie tylko z Polski, mogły mówić otwartym głosem na różne tematy: macierzyństwa, siły kobiet, naszych praw, tego, jak jesteśmy postrzegane przez mężczyzn. Chciałabym zrzeszyć grono kobiet, które staną na własnych nogach i będą walczyć o siebie. W rozmaitych aspektach życia. Popularność, którą zdobyłam, chcę wykorzystać do takich właśnie celów, a nie wzmacniania swojego ego.
Nie boisz się zaszufladkowania?
Naturalnie, że ta obawa jest ciągle bardzo obecna w moim życiu. Zdawałam sobie sprawę z tego niebezpieczeństwa decydując się na udział w trzech filmach o analogicznej tematyce. Jest we mnie jednak odwaga do podejmowania wyzwań odnośnie ról aktorskich, czego dowodem jest rola Laury i wielka nadzieja, że reżyserzy zobaczą we mnie potencjał i obdarzą mnie zaufaniem wobec kolejnych, równie ryzykownych i śmiałych ról, w odmiennym anturażu. Marzy mi się np. rola w horrorze. Zwłaszcza, że okropnie się ich boję.
Rozmowę poprowadziła Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski
Widzisz je na Instagramie. Na okładkach. W telewizji. Wydają się "idealne", ale mierzą się z tymi samymi problemami, co każda z nas na co dzień. W intymnych wywiadach z WP Kobieta nie są gwiazdami ani celebrytkami, nawet jeśli w social mediach obserwują je miliony. Są kobietami, które mają chwile słabości i zwątpienia, ale to właśnie w tych momentach najbardziej pokazują, jakie są silne. Rozmawiają z nami, bo chcą inspirować, ale też normalizować tematy, które często wydają się społecznym tabu.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.