Miłość po sześćdziesiątce? Tylko z internetu!
Mimo że są już po sześćdziesiątce, nie stracili wiary w szczęście i w miłość. Co zaskakujące dla nich samych, nowe związki znaleźli dzięki internetowi. Choć do nowych relacji podchodzą spokojnie, nie znaczy, że nie kipią od emocji. Jak twierdzą specjaliści, uczucia łączące dojrzałe pary potrafią osiągać naprawdę wysoką temperaturę. Silne emocje przeżywa się w każdym wieku, zarówno te związane z zakochaniem, jak i zawiedzionymi uczuciami.
27.01.2022 | aktual.: 28.01.2022 11:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Po śmierci męża w 2018 przez rok byłam w żałobie. Nie miałam nawet wtedy internetu. W końcu moja synowa powiedziała, że dalej tak być nie może i w styczniu 2019 r. podłączyła mnie do sieci. Opierałam się, bo miałam obawy, że sobie nie poradzę. Tymczasem opanowałam wszystko w 5 minut – opowiada 65-letnia Maria z Wyrzyska.
– Pamiętam, rok później, bo 7 stycznia 2020 r., trafiłam na Facebooku na ogłoszenie jednej pani, która szukała jakiegoś pana. Po paru dniach zapytałam ją pod tym jej postem, czy ten pan się odezwał. Odpisała, że nie. To zażartowałam, że pewnie się boi, albo nie wie, co zrobić. I wtedy ten pan odpisał do mnie: że się nie boi i na dowód przesyła buźkę. A buźki nie było, więc napisałam, że jej nie widzę. No i on już wtedy bezpośrednio na mój profil przesłał tę buźkę. I tak to się wszystko zaczęło.
"Nie ma na co czekać"
Maria i Wiesław przenieśli rozmowę z ogólnodostępnego profilu na bardziej intymny czat. - Ponieważ z natury jestem bardzo ciekawska, od razu przeszliśmy na kamerkę – wspomina emerytowana przedszkolanka. - On był trochę speszony, ale miło pogadaliśmy. Na tyle dobrze nam się rozmawiało, że następnego dnia znowu się odezwał na czacie, ale ja sobie wtedy pomyślałam: kobieto, masz 64 lata, nie ma na co czekać. Zapytałam, czy może do mnie przyjechać, zaproponowałam, że spotkamy się w kawiarni, na neutralnym gruncie. Przecież gdy poznamy się na żywo, od razu będziemy wiedzieli, czy się sobie podobamy czy nie. Jeśli tak, to będziemy kontynuować znajomość, jak nie – to kulturalnie się rozejdziemy.
Zdaniem psycholożki Katarzyny Szymańskiej, miłość w dojrzałym wieku często różni się od tej młodzieńczej. Przede wszystkim w podejściu do związku, życia, relacji. – Gdy jesteśmy młodzi, przejmujemy się każdym drobiazgiem, wyglądem, wypowiedzianym słowem, spojrzeniem, które wydało nam się niezbyt przychylne – mówi Szymańska. – W dojrzałym wieku zazwyczaj wiemy, że to, czym przejmowaliśmy się w okresie nastoletnim, tak naprawdę nie ma większego znaczenia. To czas, gdy zazwyczaj dobrze już wiemy, czego chcemy, co jest ważne, a na co można przymknąć oko.
"Rodzina widzi, że kwitnę"
Wiesław mieszka w Bydgoszczy, więc musiał do Marii jechać aż 50 km. Zabrała go do kawiarni. – Postawił mi duże lody z bitą śmietaną, pomyślałam, że chytry nie jest – Maria się śmieje. – Potem był jeszcze spacer w lesie, delikatne łapanie za rączkę. Zdecydowaliśmy, że będziemy się widywać. Tydzień po tym spotkaniu musiała pojechać do Bydgoszczy do lekarza. Moja córka powiedziała: mamo, skoro masz chłopaka z Bydgoszczy, to ja cię zawiozę do niego, a dalej to niech już on się tobą zajmuje – Maria wspomina ze śmiechem. – Oczywiście zapytałam Wieśka wcześniej, zgodził się. Bardzo miło mnie przyjął, zawiózł, gdzie trzeba, zaopiekował się mną.
Od tego czasu para widywała się kilka razy w miesiącu. - Urządzaliśmy sobie najróżniejsze wycieczki, przede wszystkim na grzyby, ryby, bo Wiesiek jest zapalonym wędkarzem. Zakładał mi robaki na wędkę, łowiłam pierwszy raz w życiu, ale co złowiłam, to wypuszczałam – opowiada. – Jeździmy razem na wspólne wczasy, odkrywamy Polskę. Mamy mnóstwo pomysłów na zwiedzanie kolejnych miejsc. Prawdę mówiąc nie myślałam, że w tym wieku tak dobrze się z kimś dogadam – mówi Maria.
Jak twierdzi Katarzyna Szymańska, ludzie dojrzali często łączą się w pary dlatego, że chcą, a nie dlatego, że muszą. - Ustabilizowana sytuacja rodzinna, finansowa, odchowane dzieci, spłacone kredyty pozwalają skupić się na teraźniejszości, przyjemnościach życia codziennego – uważa psycholożka. – To jednak nie oznacza, że uczucia łączące dojrzałe pary mają niższą temperaturę. Silne emocje przeżywa się w każdym wieku, zarówno te związane z zakochaniem, jak i zawiedzionymi uczuciami.
Na razie para nie myśli o wspólnym mieszkaniu. Za to cieszą się, że ich rodziny zaakceptowały ich związek. – Mam wspaniałą córkę, która mnie bardzo wspiera i chce, żebym była szczęśliwa – mówi Maria. – Obaj synowie też nie mają żadnych zastrzeżeń, lubią mojego partnera i dobrze się z nim dogadują. Cała rodzina Wieśka zaakceptowała. On tak jak ja jest wdowcem i nie ma dzieci, ale z jego najbliższymi też nam się stosunki dobrze układają. Współczuję tym kobietom, które muszą się ukrywać i oszukiwać najbliższych. Moi widzą, że ich mama, babcia i siostra kwitnie, więc wszyscy są szczęśliwi.
"Nie możemy spokojnie obok siebie usiedzieć"
Maria w 2020 roku przeszła ciężką operację. Przez miesiąc po zabiegu mieszkała u Wieśka. – Zmieniał mi opatrunki, opiekował się mną, woził do lekarza – wspomina Maria. – Który mężczyzna by się tak opiekował w sumie obcą kobietą? Większość facetów by pomyślała: a na co mi chora baba, ma dzieci, niech jedzie do domu, niech one się nią opiekują. A on zajął się mną bardzo troskliwie. Po prostu wspaniały człowiek.
A wady? Maria się śmieje, że Wiesiek jest jak perfekcyjna pani domu. Jej co prawda nie każe sprzątać, ale mieszkanie ma wypucowane na błysk. – Gdy Wiesław ma do mnie przyjechać, to wszystko szoruję, a i tak on ma czyściej u siebie – Maria znowu się śmieje. – Jestem bardzo szczęśliwa. Także dzięki temu, że nasze życie intymne układa się tak wspaniale. Śmiejemy się, że nie możemy spokojnie obok siebie usiedzieć, tak bardzo nas do siebie ciągnie. Przekonaliśmy się, że na miłość nigdy nie jest za późno, ale na samotność jest zawsze za wcześnie.
Awantura o pawilon
Samotność doskwierała także 62-letniej Alicji po tym, gdy jej mąż zmarł na nowotwór. – Córki już dawno pozakładały własne rodziny, wnuki były już na tyle duże, że nie potrzebowały mojej opieki. Wtedy poczułam się bardzo samotna – opowiada emerytowana nauczycielka francuskiego z Warszawy. – Koleżanka wyciągnęła mnie na zajęcia nordic walkingu, mówiła: rozerwiesz się, poruszasz, może jakiegoś dżentelmena poznasz. Okazało się, że chodzenie z kijkami wspaniale podziałało zarówno na moje ciało, jak i ducha. Ale dżentelmena żadnego nie spotkałam. Ani na treningach, ani na uniwersytecie trzeciego wieku. Na takie aktywności decydują się głównie kobiety. I pewnie bym tak się w tym babskim towarzystwie obracała do dzisiaj, gdyby nie wnuczek, który pomógł mi założyć konto na Facebooku. Powiedział: "Babciu, jesteś wykluczona cyfrowo, jeśli nie korzystasz z mediów społecznościowych". I pozapisywał mnie do grup dla seniorów, miłośników nordic walkingu, podróży.
Alicja nie spodziewała się, że pozna miłość swojego życia dzięki kłótni na Facebooku. Jeden pan twierdził, że w pawilonie róg Belwederskiej i Dolnej w Warszawie mieścił się w PRL-u sklep z materiałami budowlanymi, a tam był przecież spożywczak, a potem bank, teraz jest kosmetyczny – opowiada Alicja. – Ale się awantura wywiązała! Ten pan, co się uparł na te materiały budowalne, chyba był przyjezdny, bo wszystko pokręcił. Ale inny, Andrzej, stanął po mojej stronie i walczył jak lew. Nawet znalazł gdzieś jakieś stare zdjęcia, ale tamtego nie przekonał. Za to przekonał do siebie mnie. Już następnego dnia byliśmy w Łazienkach na spacerze, bo się okazało, że oboje mieszkamy na Mokotowie. I od tego czasu jesteśmy jak papużki nierozłączki.
Drugi związek szczęśliwszy niż pierwszy?
Alicja przyznaje, że gdyby ktoś jej powróżył i przewidział taką przyszłość, za nic by nie uwierzyła. – Byłam już raczej wycofana z myślenia o związku, choć nie ukrywam, że w głęboko w sercu pragnęłam miłości – wyznaje. – Zwłaszcza że nigdy jej nie zaznałam ze strony mężczyzny. Mój mąż był lekarzem, dużo ode mnie starszym, pochłoniętym przez pracę całkowicie. Na dodatek był bardzo oschły w kontaktach, typ pogrążonego wiecznie w myślach naukowca. W sumie dziwię się, że w ogóle chciał się ożenić. Tworzyliśmy dom, mieliśmy dzieci, ale głęboka intymna relacji nigdy nas nie łączyła.
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez brytyjskich naukowców, drugie małżeństwo jest zazwyczaj szczęśliwsze od pierwszego. Badacze w ciągu 12 lat przeprowadzili wywiady z członkami British Household Panel Survey na temat zadowolenia z życia i szczęścia. Co roku przeprowadzano z nimi wywiady, w których mieli ocenić w skali od jednego do siedmiu, jak ich sytuacja prezentuje się w porównaniu z wcześniejszymi latami.
W osobnym kwestionariuszu uczestnicy zostali poproszeni o określenie w skali od jednego do dziesięciu swojego samopoczucia. Badanie objęło 1436 osób niezamężnych i 1539 osób, które były wcześniej w związku małżeńskim. Badacze stwierdzili, że dla osób, które były w związku małżeńskim, nowy, drugi związek, konkubinat lub małżeństwo, wiąże się ze znacznym wzrostem poczucia zarówno szczęścia, jak i satysfakcji z życia.
Alicja i Andrzej podjęli decyzję o wspólnym mieszkaniu. Leżące bliżej centrum lokum Andrzeja planują wynająć, by mieć więcej pieniędzy na podróże. Chcą pojechać też na warsztaty seksu tantrycznego. – Wreszcie czuję się spełniona – mówi Alicja i uśmiecha się zalotnie. – Tak, tak, wiem, że ludzie myślą, że po pięćdziesiątce wszystkie te sprawy zamierają, ale nic bardziej mylnego! Gdy powiedziałam córce o tym, jaki mamy fantastyczny seks, to wyznała mi, że to jedna z najbardziej optymistycznych rzeczy, jakie usłyszała w ciągu ostatnich kilku lat!
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!