Blisko ludzi"Mój facet nie chce się rozwieść". Anka i Teresa rozkładają ręce

"Mój facet nie chce się rozwieść". Anka i Teresa rozkładają ręce

Odeszli od żon, wiodą nowe życie w szczęśliwych związkach, a mimo to nie chcą się rozwieść. Dlaczego? "Najczęściej boją się konfrontacji z trudną sytuacją" – twierdzi psycholożka Katarzyna Szymańska. Przekonały się o tym Anka i Teresa.

"Mój facet nie chce się rozwieść". Anka i Teresa rozkładają ręce
Źródło zdjęć: © Getty Images

15.09.2019 12:08

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Choć Anka od kilku lat prosiła Tomka, by zrobił porządek ze swoimi sprawami, on cały czas zwlekał i nawet sam nie umiał sensownie wytłumaczyć, dlaczego tak robi. A właściwie nie robi. Do momentu, aż postanowili kupić nowy samochód. Wtedy Anka nie wytrzymała.

"Brakuje zgody żony pani partnera"

Zaczęło się od wycieku oleju. Potem był do wymiany rozrząd i wahacze. Mimo wydania majątku na naprawy, ich ukochane, ale już stare auto, nieustannie szwankowało: a to klimatyzacja przestała działać, a to elektryka się posypała. Tymczasem planowali w wakacje objazdówkę po Skandynawii. Zależało im na porządnej terenówce, używanej, ale w dobrym stanie i z niewielkim przebiegiem. Mieli odłożone parę złotych, na resztę planowali wziąć kredyt. O to ostatnie na szczęście nie musieli się martwić, bo oboje dobrze zarabiali, na dodatek na etatach, co w obecnych czasach nie jest takie oczywiste. A banki najbardziej cenią sobie klientów ze stałą umową o pracę. Wystąpili z wnioskiem o kredyt.

– Ponieważ wszystkie formalności związane z pożyczką ja załatwiałam, to do mnie zadzwoniła pani z banku i powiedziała, że brakuje jeszcze zgody... Tomka żony – opowiada Anka. – Ale jak to? Nie mogłam uwierzyć... Przecież nie bierzemy kredytu na dom, a Tomek od pięciu lat nie mieszka z żoną! Pani w banku była nieprzejednana. Ponieważ kredyt był dość wysoki, musi na niego wyrazić zgodę małżonka mojego faceta. "Chyba że pani partner ma z żoną rozdzielność majątkową?" – pytała urzędniczka z banku.

Ponieważ Tomek rozdzielności nie miał, musiał poprosić żonę o zgodę na wzięcie kredytu. – Nie dała mu jej – opowiada Anka. – Krzyczała, że sama jeździ starym rzęchem, a on tymczasem chce się z młodszą niunią wozić po Europie. I to się stanie po jej trupie... Prawdę mówiąc, na jej miejscu zrobiłabym tak samo – przyznaje Anka. – Wtedy jak bumerang wrócił do nas temat rozwodu Tomka, który, mimo że od pięciu lat nie był z żoną, a od trzech mieszkał ze mną, nie chciał złożyć pozwu do sądu. Co prawda deklaratywnie chciał tego rozwodu, ale skoro nic nie robił w tym celu, ciągle odwlekał moment wizyty u adwokata, to moim zdaniem nie chciał. Miałam serdecznie tego dosyć – żali się Anka.

"Szpital powiadomił żonę, czyli nie mnie"

Teresa nigdy nie chciała naciskać na Marka, swojego wieloletniego partnera, w sprawie rozwodu. Aż do dnia, w którym nie odezwał się do niej cały dzień. Zaczęła się naprawdę niepokoić, bo jego komórka milczała, nie był aktywny od wielu godzin na żadnym komunikatorze i nie zamieścił nic w social mediach. Ostatni raz widziała go tego ranka, gdy całował ją jeszcze śpiącą tuż przed wyjściem z domu. Jechał na konferencję do Łodzi, miał z Warszawy do przejechania ok. 120 km. Obiecał, że wyśle jej SMS-a lub do niej zadzwoni, gdy dojedzie. Tymczasem była już czwarta po południu, a Marek milczał.

Zaczęła poważnie się denerwować, gdy okazało się, że Marek nie dojechał na konferencję – jego kumpel z pracy Rysiek też nie miał pojęcia, co się z nim stało, w każdym razie na konferencji go nie widział, a Marek nie odbierał od niego telefonu. – Rysiek poradził mi, żebym zadzwoniła na policję i zapytała, czy nie było żadnego wypadku na tej trasie – opowiada Teresa. – Nigdy tego nie robiłam, ale zadzwoniłam pod 997, skąd kilka razy mnie przekierowywano, przełączano, aż w końcu dyżurny ruchu powiedział mi, że rzeczywiście taki to a taki samochód brał udział w kolizji drogowej na autostradzie łączącej Warszawę z Łodzią, tuż przy zjedzie, a kierowca trafił do szpitala – wspomina.

Teresie trzęsą się ręce na samo wspomnienie tamtych chwil. – Nic więcej nie chciał mi powiedzieć. Dzięki temu, że skłamałam, że jestem jego żoną, policjant powiedział mi, do którego szpitala trafił Marek. Tam jednak już niczego się nie dowiedziałam, oprócz tego, że szpital powiadomił jego żonę...

W szpitalu, do którego Teresa dotarła z prędkością błyskawicy, nic nie chciano jej powiedzieć. – Lekarz patrzył na mnie z wyrzutem, gdy powiedziałam, że jestem żoną faceta z wypadku i wskazując palcem kobietę na krześle, powiedział wyniośle: "To jest żona pacjenta" – opowiada Teresa. – Na nic zdały się moje tłumaczenia, że z tamtą kobietą nic Marka nie łączy od siedmiu lat i że to ja jestem jego partnerką życiową, że mamy wspólne dziecko i dwa koty – wspomina.

Teresa siedziała na korytarzu cztery godziny, gdy nagle zobaczyła, jak Marka wywożą na łóżku zza wielkich drzwi. Jego żona nawet do niego nie podeszła, za to lekarz podszedł do niej. – Marek na szczęście był przytomny, nic poważnego mu się nie stało, miał podejrzenie urazu kręgosłupa, które się nie potwierdziło. Jednak cały czas musiał leżeć – opowiada Teresa. – Byłam wściekła, nakrzyczałam na niego, bo tak bardzo się bałam, czy wszystko z nim ok. Gdy wieźli go przez ten korytarz, zagroziłam mu, że jeśli się nie rozwiedzie, to z nami koniec – dodaje.

Rozwód to ogromny stres

– Rozwód to często bardzo trudne doświadczenie – tłumaczy psycholożka Katarzyna Szymańska. – To przeżycie, które pod względem generowanego stresu plasuje się na drugim miejscu po śmierci współmałżonka. Często jest postrzegane jako ogromna klęska życiowa, zaprzeczenie pewnemu wyobrażeniu o sobie samym, o planach, jakie się miało, o celach, do których się dążyło. Jest dobitnym dowodem na to, że w życiu coś bardzo ważnego nie wyszło – wyjaśnia Szymańska.

– Dla kogoś, kto przeżył rozstanie z żoną lub mężem i wszedł w nowy związek, powrót do tego, co było, jest trudnym i bolesnym doświadczeniem. Tym trudniejszym, jeśli zostawiona żona lub zostawiony mąż ciągle czują żal czy złość wobec partnera, który ich porzucił. Często wiąże się to z darciem szat w sali rozwodowej, komplikowaniem procesu, żądaniem rozwodu z orzekaniem o winie. W takiej sytuacji ludzie unikają rozwodu, bo nie chcą się konfrontować z tą trudną i bolesną sytuacją, odwlekają wzięcie odpowiedzialności za to, co się stało – dodaje.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (139)