Co zrobić z mieszkaniem po rozwodzie? Basia i Tadek męczą się już 7 lat
Kargul z Pawlakiem walczyli o trzy palce ziemi. Basia i Tadeusz walczą o trzy pokoje. Tyle pozostało z ich 15-letniego małżeństwa. Jak w kultowej komedii, tak i w życiu rozwiedzionych 50-latków, żadne nie chce ustąpić. Basia i Tadeusz rozwiedli się 7 lat temu i wciąż mieszkają pod jednym dachem.
23.07.2019 | aktual.: 24.07.2019 14:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tadeusz jest policjantem. Basia prowadziła dom. Wychowywała syna. Teraz pracuje jako opiekunka. Mieszkają w Warszawie w trzypokojowym mieszkaniu z ogródkiem. Kiedyś byli małżeństwem. Dziś są współlokatorami z przymusu. A raczej – z uporu. Gdy podjęli decyzję o rozwodzie, nie umieli dojść do porozumienia, co zrobić ze wspólnym mieszkaniem. Wystąpili do sądu o podział majątku. Od siedmiu lat codziennie spotykają się w kuchni. Rozmawiają ze sobą raz na kilka miesięcy, przez prawników, na sali sądowej.
Pod wspólnym dachem po rozwodzie
Dlaczego sprawa tak długo się ciągnie? Basia twierdzi, że to wina byłego męża, który chciałby, żeby była żona wyprowadziła się z mieszkania, a on ją spłaci, czyli przekaże jej w gotówce kwotę równą połowie wartości mieszkania. – Brzmi dobrze, prawda? – pyta Basia. – Problem w tym, że ten palant zaproponował, że 200 tys. zł, jakie powinien spłacić, da mi w ratach. Po 1000 zł przez 17 lat. A co ja wynajmę za 1000 zł w Warszawie? Pokój w studenckim mieszkaniu? – zastanawia się rozgoryczona.
Tadeusz deklaruje, że zależy mu na jak najszybszym zakończeniu sprawy. Jednocześnie co chwila składa kolejne wnioski dowodowe do sądu i zmienia zdanie. Dlatego postępowanie o podział majątku toczy się tak długo. W tle jest jeszcze sprawa o znęcanie psychiczne, a do niedawna – sprawa o alimenty na syna. Zanim sąd podjął decyzję, chłopak skończył 18-lat i zdecydował, że z ojcem nie będzie się ciągał po sądach. Relację mają dobrą, Jasiek studiuje w Berlinie, ma stypendium, mieszka u siostry ojca. Od każdego z rodziców dostaje po 500 zł. Twierdzi, że więcej mu nie potrzeba.
– Teraz gdy syn mieszka za granicą, coraz częściej zastanawiam się, czy nie odpuścić walki o to mieszkanie. Naprawdę mam dość faktu, że codziennie muszę oglądać jego twarz. Wysłuchiwać durnych komentarzy – wzdycha Basia. Pytam o życie uczuciowe. – Czy Tadek sprowadza baby do domu? Nie sprowadza. Więcej czasu spędza na rybach, szykuje się do przejścia na emeryturę. Wtedy to chyba się pozabijamy, jak i on będzie w domu, i ja – prorokuje Basia. Deklaruje, że sama nie ma nowego partnera.
Co zrobić z mieszkaniem po rozwodzie?
Historię Basi opowiadam mec. Karolinie Lewandowskiej. – Sprawy o podział majątku mogą się odbywać bardzo sprawnie albo ciągnąć latami. I w tym wypadku zależy to przede wszystkim od stron. Jeśli próbują ukryć majątek, nie godzą się na proponowany przez drugą stronę podział, zmieniają zdanie, składają kolejne wnioski, postępowanie się przedłuża. Bywa, że przychodzą do mnie klienci, którzy traktują podział majątku jako okazję do "odegrania się" na byłym mężu czy żonie. Nigdy nie polecam im gry na zwłokę. Bo co to za rozwód, jeśli nadal całe życie kręci się wokół tej drugiej osoby? – komentuje.
Pytam, jak w przypadku sprawy Basi i Tadeusza może postąpić sąd. – Rozwiązania są trzy. Sąd może zdecydować o fizycznym podzieleniu nieruchomości, jeśli jest to możliwe. Można tak zrobić w przypadku dużych mieszkań czy domów. Jednoizbowej kawalerki podzielić się nie da. W przypadku trzypokojowego mieszkania jest to trochę łatwiejsze, ale nadal skomplikowane – wyjaśnia mecenas.
– Druga, najczęściej stosowana przez sądy opcja, to przyznanie nieruchomości jednej ze stron i zobligowanie jej do spłacenia połowy wartości. Jeśli para ma małoletnie dzieci i jeden z rodziców ma przyznaną pełnię praw i sprawuje fizyczną opiekę nad dziećmi, najczęściej to ten rodzic zostaje w mieszkaniu.
Mec. Lewandowska od razu wyjaśnia, że co do zasady majątek wspólny małżonków dzieli się na pół. Jeśli więc jedyną rzeczą do podziału jest mieszkanie, którego wartość wynosi 400 tys. złotych, jak w przypadku Basi i Tadeusza, strona, która zostaje we wspólnym mieszkaniu, musi przekazać 200 tys. zł byłemu małżonkowi, który sprzedaje swoją połowę nieruchomości. Transakcję trzeba załatwić notarialnie, ze wpisem do księgi wieczystej.
Trzecie rozwiązanie, czyli sprzedaż mieszkania, może być albo bardzo korzystne, jeśli strony są zgodne, albo bardzo niekorzystne, jeśli do akcji wkracza komornik. – Jeśli strony się nie dogadały i konieczne jest zaangażowanie komornika, który wystawia mieszkanie na licytację, najczęściej nieruchomość jest sprzedawana poniżej rynkowej wartości – wyjaśnia mec. Lewandowska.
Kredyt mieszkaniowy a rozwód
Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy małżonkowie mają wspólny kredyt mieszkaniowy. Bo o ile rozwód z mężem można uzyskać już na pierwszej rozprawie, rozwodu z bankiem wziąć się nie da. Doskonale wie o tym Helena, która z mężem rozwiodła się trzy lata temu, a potem przez rok mieszkała z nim we wspólnym mieszkaniu z trzyletnią córką. Powód? Kredyt mieszkaniowy i zbyt mała zdolność kredytowa, by scedować go na jednego z małżonków.
– Z moim byłym mężem zarabiamy podobnie. Gdy rozwód został sfinalizowany, poszliśmy do banku zapytać, czy da się ten kredyt przepisać na jednego z nas. Dałoby się pod warunkiem, że mamy zdolność kredytową, żeby "dźwignąć" całe blisko półmilionowe zadłużenie. Szybka kalkulacja i okazało się, że zdolności nie mam ani ja, ani Tymon. W sprzedaż mieszkania nie chcieliśmy się bawić – wyjaśnia Helena.
Po długich rozmowach postanowili, że wspólne mieszkanie wynajmą, żeby "spłacało się samo", a kwestią własności zajmą się później. – Problem polegał na tym, że każde z nas musiało z własnego budżetu wygospodarować pieniądze na wynajęcie mieszkania. Nie wchodziło w grę, żeby któreś z nas zostało w tym mieszkaniu na kredyt, bo w pojedynkę żadne z nas nie udźwignęłoby raty, a nie chcieliśmy się bawić w sądowe ustalenia, kto ile procent raty spłaca. Zależało nam na tym, żeby nie płacić sobie wzajemnie alimentów. Córkę wychowujemy w opiece naprzemiennej, tydzień na tydzień, a duże wydatki na dziecko tniemy na pół – wyjaśnia Helena.
Ostatecznie byli małżonkowie ustalili, że dają sobie rok na uporządkowanie finansów, znalezienie nowych mieszkań, przeprowadzki. – Każde z nas przez ten rok oszczędzało. Rachunki, rata kredytu, jedzenie – te koszty dzieliliśmy po równo. Po roku mieliśmy jakieś tam zabezpieczenie finansowe – wspomina Helena.
Koszty emocjonalne
Kobieta podkreśla, że choć straty finansowe to jedno, koszty emocjonalne to zupełnie inna para kaloszy. – Psychicznie to był koszmar. Bo weź tu sobie ułóż życie na nowo, gdy twoja dawna miłość wraca z tinderowych randek nad ranem, a ty każdego ranka walczysz z własnym ciałem i grawitacją, katując się ćwiczeniami z Chodakowską, w przekonaniu, że z sześciopakiem na brzuchu pojawi się szczęście – wyjaśnia. Nie żałuje jednak swojej decyzji. Jest przekonana, że to rozstanie rozłożone na raty dla córki było mniejszym złem i dało jej czas do przystosowania się do nowej sytuacji.
Warto się dogadać
Par w sytuacji Heleny i Tymona jest wiele. Ale tylko niektóre potrafią się tak dobrze dogadać. Gdy w grę wchodzi kredyt mieszkaniowy, pierwsze kroki warto skierować do banku lub doradcy finansowego, nie do sądu. Bo bankom zależy na utrzymaniu klientów i przy dobrej historii kredytowej są skłonne pójść małżonkom na rękę, jeśli ocena ryzyka jest na korzyść rozstającej się pary.
Najważniejsze, to możliwie najszybciej zacząć życie solo. Pięć etapów żałoby, opisanych przez Elisabeth Kubler-Ross, czyli zaprzeczenie, gniew, targowanie, depresja, akceptacja trzeba przejść nie tylko po śmierci człowieka, również po śmierci relacji. A wspólne mieszkanie po rozwodzie może sprawić, że utkniemy na pierwszym etapie, czyli zaprzeczeniu. Im bardziej się on przedłuża, tym z przejściem kolejnych kroków będzie trudniej, jak w przypadku Basi i Tadeusza, którzy nadal nie przepracowali rozwodu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl