Blisko ludzi"Moja żona jest zołzą". Niektóre kobiety fundują swoim partnerom prawdziwe piekło

"Moja żona jest zołzą". Niektóre kobiety fundują swoim partnerom prawdziwe piekło

"Moja żona jest zołzą". Niektóre kobiety fundują swoim partnerom prawdziwe piekło
Źródło zdjęć: © 123RF
02.01.2019 12:01, aktualizacja: 16.07.2019 15:16

- Gdyby nagrywać nas w domu i pokazać kilku osobom efekty do oceny, w kategorii "dobra żona" dostałabym raczej niskie noty. Na pewno niższe niż Kuba - mówi Olga. Traktuje swojego męża jak wroga. Podobnie jak wiele innych kobiet.

Klasyczną małżeńsko-partnerską kłótnię można by zamknąć w słowach: "bo ja zawsze, a ty nigdy". Powodów do kretyńskich sprzeczek z drugą połówką jest tyle, ile gwiazd na niebie. Często jednak prym w idiotycznych awanturach i czepianiu się wiodą kobiety, jak zapewnia w rozmowie z WP Kobieta psycholożka, Monika Dreger.

Żeby się o tym przekonać, wystarczy przespacerować się do najbliższego centrum handlowego. Nie dalej jak wczoraj widziałam parę warczącą na siebie przy stoisku z zastawą stołową. On nieśmiało kwestionował wybór tych najdroższych - białych z porcelany. Ona kontrowała, wyśmiewając gust współmałżonka optującego za mniej okazałymi. "Bazarowe jak u twojej matki" – prychnęła w końcu. Poczerwieniał, ale zmilczał. Wzięli białe.

W domu jędza

35-letniej Olgi takie sceny nie dziwią. Sama bywa nieprzyjemna dla swojego męża. Być może nie miałaby z tym problemu, gdyby była taka dla wszystkich, ale nie. Źle odnosi się tylko Kuby. W pracy - dusza towarzystwa, dla przyjaciół - uosobienie empatii, a w domu - jędza.

Oczywiście nie codziennie, inaczej pewnie byliby już po rozwodzie. W jej przypadku to sinusoida. Bywają dni, kiedy opowieści o jego problemach w pracy kwituje prychnięciem, po czym wydziera się przez pół godziny, bo znalazła pod łóżkiem brudne skarpetki. Ale są i tygodnie, w których nic jej szczególnie nie przeszkadza i tworzą z Kubą modelową, szczęśliwą parę. Nie pamięta nawet, kiedy dokładnie zaczęły się jej humory. Z Kubą poznali się na wakacjach, na samym początku studiów i zostali parą. To było 11 lat temu.

- Jakiś rok temu w trakcie tygodnia, w którym byłam nie do zniesienia, zadzwoniła do mnie koleżanka. Miała problemy z chłopakiem. Gadałam z nią dwie godziny, a kiedy skończyłam, Kuba zrobił mi straszliwą awanturę. Wypomniał, że nawet nie lubię faceta Magdy, a pocieszam ją z ogromnym zaangażowaniem, tymczasem kiedy jemu zmarł dziadek i chodził przybity, powiedziałam tylko: "Przecież nawet za dobrze go nie znałeś". Dodał, że czuje się, jakby był moim workiem treningowym, który musi znosić wszystko, bo ja jestem zawsze tą "biedną" i "nieszczęśliwą". Że wymagam nieustannej opieki i zainteresowania, ale nie umiem odwdzięczyć się tym samym. Tylko siedziałam i ryczałam, bo miał rację. Nie wiedziałam, co powiedzieć i dlaczego tak to wygląda – opowiada Olga.

Ma kilka teorii na temat tego, co sprawia, że kiedy przekracza próg mieszkania, wszystko, na czele z własnym facetem, zaczyna ją irytować. Z jednej strony wydaje się jej, że chodzi o to, że są razem już tak długo, że nie muszą przybierać żadnych masek, z którymi zwyczajowo wychodzi się do ludzi. Co za tym idzie, kiedy ma zły humor, po prostu pokazuje, że ma zły humor, zamiast zaciskać zęby, jak w pracy. Skoro Kuba wie już, jaka potrafi być, nie ma motywacji do udawania lepszej – łagodniejszej, bardziej empatycznej albo wyrozumiałej. Najbliższa osoba jest tą, na której paradoksalnie najłatwiej jest się wyżyć. Przecież kocha, przecież wie o wszystkich frustracjach i lękach.

- Myślę też, że okolice trzydziestki to wiek, w którym opadają młodzieńcze nadzieje, kończy się szczeniacki idealizm. Niby dobrze zarabiam, ładnie mieszkam, mam wokół siebie świetnych ludzi, ale czuję gdzieś tam, że niektóre drzwi są już zatrzaśnięte. Nie wyjadę w podróż dookoła świata, bo kredyt. Nie będę imprezowała do rana, bo zamiast ekscytacji czuję znużenie. Moje życie za 10 lat prawdopodobnie będzie wyglądało bardzo podobnie, a Kuba jest elementem tej małej stabilizacji – wyjaśnia Olga.

Często myśli o kłótni, podczas której Kuba powiedział, że traktuje go jak emocjonalny worek treningowy. Może to i prawda, ale Olga uważa, że mimo wszystko ona naprawdę się stara. Czy raczej – stara się starać. Często gryzie się w język, żeby nie powiedzieć o dwa słowa za dużo. Dla dobra związku stara się spędzać z nim czas, nawet jeśli oznacza to przygotowania do półmaratonu i spotkania z jego niemiłosiernie nudnymi z jej perspektywy kolegami prawnikami.

Ciche dni to też agresja

- Bierna agresja to nie tylko wyzwiska i wrzaski, które przeważnie kojarzą się z przemocą w związku, ale też łagodniejsze formy negowania drugiej osoby – wyjaśnia Monika Dreger.

Zdaniem psychoterapeutki prychanie, wzdychanie, wznoszenie oczu do nieba czy pogardliwe spojrzenia też mogą być rodzajem przemocy. Są nią wszystkie niejednorazowe zachowania, które sprawiają, że druga osoba nie może się czuć przy swoim partnerze bezpiecznie emocjonalnie. Bierną agresją będą też fochy, czy tzw. ciche dni.

- Coraz częściej w związkach to kobieta jest katem, a mężczyzna ofiarą. Kobiety - przemocowczynie działają w białych rękawiczkach. Manipulują emocjonalnie partnerami, którzy czują, że coś jest nie tak, ale trudno im precyzyjnie określić, co - zaznacza psychoterapeutka.

Iza wyżywa się na swoim chłopaku właśnie w taki zakamuflowany sposób. Nie mówi krzywdzących rzeczy, ani nie robi awantur. Ona "tylko" kwestionuje, podważa i przewraca oczami. Kiedy jej chłopak komentuje politykę albo film, który razem widzieli, z automatu ustawia się w kontrze. Zawsze lubiła spierać się dla samej retorycznej potyczki, ale te z pozoru niewinne spory z chłopakiem, znacząco się różnią.

- Kiedy zaczęłam zauważać, że atakuję Wojtka, czegokolwiek by nie powiedział, pomyślałam, że może tak naprawdę mam żal o co innego i wyrażam go w pokrętny sposób. Tyle że nie znalazłam niczego, o co mogłabym mieć pretensje. Przecież nie o codzienne pierdoły, że się spóźnił albo nie rozwiesił prania i zaśmiardło. Nie jestem czepialska – mówi 28-latka.

Jej chłopak nie komentował tych dyskusji toczonych przez Izę z zapałem godnym lepszej sprawy. Kiedyś kłócili się o serial u znajomych. Potem zapytał tylko, czy widziała, jak się na nich patrzyli. Iza widziała. Codzienność wychodzi im lepiej niż dyskusje. Żyją zgodnie, są blisko emocjonalnie, w zasadzie nie do końca wiadomo, o co chodzi.

- Niby nic się nie dzieje, ale fakt, że kiedy on mówi cokolwiek, co wykracza poza suche fakty, od razu się wściekam, jest niepokojący. Pasywna agresja to też agresja. Sporo myślałam, dlaczego tak jest. Wydaje mi się, że chodzi o moment, w którym jesteśmy jako para. Minął erotyczny szał i fascynacja nową osobą i trzeba się wziąć za bary z codziennością. Chyba trochę jest tak, że postrzegałam Wojtka jako superbłyskotliwego i zabawnego, a teraz już mi się taki nie wydaje i to mnie tak irytuje – zastanawia się Iza.

Dodaje, że zdaje sobie sprawę, jak infantylnie to brzmi. To nie jest jej pierwszy poważny związek. Wie, że nie da się żyć samymi fajerwerkami. Koniec końców wszyscy jesteśmy trochę nudni, przyziemni i w dresie. Kilka razy zbierała się, żeby pogadać o tym szczerze z Wojtkiem. Tak, jak gadają o swoich obawach czy relacjach z rodzicami. Tyle że nie wie, jak miałaby ubrać to, co czuje, w słowa. Nie powie przecież: "Wiesz, bardzo cię kocham, ale masz tak idiotyczne poglądy, że czasem mam ochotę cię zabić". Ma nadzieję, że to etap, który minie. Póki co, stara się liczyć do 10 zanim się odezwie.

To samo nie minie

Psycholożka i psychoterapeutka Monika Dreger nie wierzy w takie metody. Jej zdaniem to zamiatanie problemu pod dywan. Pytam, z czego może wynikać agresja, ta bierna i ta słowna.

- Powody są różne. Może to być np. model wyniesiony z domu, w którym ojciec był całkowicie zdominowany przez matkę. Agresja tego typu bywa też wyrazem niezadowolenia z pozornie udanego związku czy utajonych konfliktów i nieomówionych problemów. Często w ten sposób zachowują się osoby, które nie chcą być z daną osobą, ale z różnych powodów nie biorą pod uwagę rozstania – tłumaczy Dreger.

Psychoterapeutka zaznacza, że powody mogą być też banalne. Bywa, że kobiety przelewają na najbliższych frustracje z innych dziedzin życia. Partnerzy zostają "chłopcami do bicia" tylko dlatego, że są najbliżej – emocjonalnie i fizycznie. Nie jest tajemnicą, że inaczej zachowujemy się w sytuacjach społecznych, a inaczej w domu.

- Jeśli taka sytuacja się przedłuża i nie umiemy określić powodów swojego nastawienia do partnera, powinniśmy udać się do psychoterapeuty, zamiast czekać aż "samo minie". W związkach nie pomaga nam też współczesna kultura, pełna agresji i krytykanctwa. Czasem nawet nie jesteśmy świadomi tonu i intonacji, które przyjmujemy. Te same komunikaty można przekazać na wiele sposobów i będą znaczyły coś zupełnie innego. Kobieta zapytana, "jak w pracy" może powiedzieć "dobrze", jak gdyby mówiła "Nie interesuj się!". Niby nie padają żadne przykre słowa, ale dla osoby, która pyta, komunikat jest więcej niż jasny – mówi Monika Dreger.

Jej zdaniem już to, że dostrzegamy sposób, w jaki traktujemy partnera i nas to niepokoi, jest sukcesem. Wielu osobom umyka to latami. Są zszokowane, kiedy okazuje się, że ich druga połowa jest z nimi nieszczęśliwa. I choć bierna agresja rani, gryzienie się w język nie jest rozwiązaniem. Zamiast rozwiązać problem, można go sobie nieopatrznie odgryźć. Tłumienie negatywnych emocji kończy się efektem kuli śnieżnej, a nie udanym związkiem.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (488)
Zobacz także