Blisko ludziMona Kinal: mam entuzjazm, wiarę w sukces i ciężko pracuję

Mona Kinal: mam entuzjazm, wiarę w sukces i ciężko pracuję

Kobieta, która ma w sobie tyle energii, że nie jest w stanie usiedzieć bezczynnie w jednym miejscu dłużej niż pięć minut. Kiedyś na kierowniczych stanowiskach w światowych koncernach, dziś prowadzi własny biznes i realizuje największą życiową pasję, jaką jest moda.

Mona Kinal: mam entuzjazm, wiarę w sukces i ciężko pracuję
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

30.10.2013 14:57

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Kobieta, która ma w sobie tyle energii, że nie jest w stanie usiedzieć bezczynnie w jednym miejscu dłużej niż pięć minut. Kiedyś na kierowniczych stanowiskach w światowych koncernach, dziś prowadzi własny biznes i realizuje największą życiową pasję, jaką jest moda. Nam opowiada o tym, dlaczego zostawiła bezpieczeństwo, jakie daje korporacja i co jest konieczne, by osiągnąć sukces.

WP.PL: Lepiej pracuje się w korporacji czy „na swoim”?
Trudno to porównać, bo styl i sposób pracy są zupełnie inne. Korporacja ma swoje specyficzne struktury i mechanizmy działania, które trzeba zaakceptować albo przynajmniej się do nich dostosować. To także inna skala, procedury, procesy.

Lubiła to pani?

Tak i wiele się nauczyłam pracując w korporacjach, ale to, co robię teraz, odpowiada mi bardziej. Samodzielnie dysponuję swoim czasem, decyduję też o stylu pracy. Mogę na przykład wstać skoro świt i w ciszy, sama ze sobą, siedząc przy stole albo na kanapie we własnym domu, pracować przez kilka godzin, zanim świat wokół mnie na dobre się obudzi i wciągnie mnie wir dnia.

W korporacji tak się nie da?

Teraz robię to, bo chcę i lubię, a kiedyś dlatego, że musiałam. Kiedy odpowiadałam w koncernie Viacom za komunikację na obszarze obejmującym Europę Środkowo-Wschodnią, Rosję, Bliski Wschód, Afrykę i Indie, zdarzało się, że musiałam wstać nad ranem albo w środku nocy, bo akurat któryś z rynków przygotowywał jakiś projekt i konieczna była konsultacja. Albo spieszyłam się na lotnisko, żeby zdążyć na samolot lecąc w kolejną podróż służbową do Moskwy czy Nigerii.

Zakładam, że jeśli zarządza się ponad setką rynków, praca po nocach zdarza się często.

Odpowiadałam za komunikację i PR na ponad 110 rynkach i musiałam być dyspozycyjna, ale jest sposób, by nie był to problem.

Jaki?

Trzeba to lubić. Decydując się na pracę w koncernie Viacom, do którego należą takie stacje telewizyjne jak MTV, Nickelodeon czy Comedy Central, wiedziałam, że nie będę pracować od godziny dziewiątej do siedemnastej. Ale decydowałam się na to świadomie, to była konsekwencja drogi zawodowej, którą wybrałam po studiach. Zresztą nigdy nie odcinałam się od korporacji, pracę tam uważam za bardzo cenne doświadczenie. To były dla mnie drzwi na świat, którym w jakimś sensie zawdzięczam to, co robię w tej chwili.

Skąd pomysł na sklep online z ubraniami polskich projektantów?

Wpadła na niego żona mojego obecnego wspólnika, Katarzyna Kieli, która oprócz tego, że jest doświadczoną bizneswoman, pasjonuje się też modą. Nie bez znaczenia była również krótka rozmowa, do której doszło podczas MTV Music Awards w Belfaście. Miałam wtedy na sobie legginsy Agnieszki Maciejak. Podeszła do mnie piosenkarka Jessie J i powiedziała, że rozpoznaje je, bo nosiła rzeczy Agnieszki podczas jednej z tras koncertowych. Stwierdziła, że chętnie kupowałaby ciuchy polskich projektantów, ale nie może tego robić, bo nie ma gdzie.

Ale opinia jednej artystki to jednak trochę mało?

Bardzo gruntownie przygotowaliśmy się do uruchomienia sklepu. Poświęciliśmy dużo czasu na poznanie badań i analiz dotyczących takich biznesów na świecie, pytaliśmy także kobiety mieszkające w kraju oraz za granicą, czy kupowałyby rzeczy od polskich projektantów, jakie powinno być miejsce, w którym te zakupy chciałyby robić, jak powinna być zbudowana strona, jak musi wyglądać obsługa. Wszystko to potem wzięliśmy pod uwagę. Nie chodzi bowiem tylko o starannie dobrany asortyment najwyższej jakości. Równie istotny jest na przykład moment, gdy konsultant odbiera telefon, by udzielić profesjonalnej porady albo kiedy kurier puka do drzwi z pięknie zapakowanym pudełkiem z zakupami.

To są drogie rzeczy.

Nie twierdzę, że każdy może sobie pozwolić na wszystko, ale uważam, że moda od polskich projektantów jest świetną alternatywą dla dużych światowych marek, jak również dla sieciówek. To propozycje dla tych, którzy szukają rzeczy wyjątkowych i świetnej jakości, bo to ona, a nie cena, jest u nas kryterium głównym. Oferujemy różnorodny, ale starannie wybrany asortyment. Każdy, bez względu na to, ile wyda i co zamówi, będzie tak samo profesjonalnie obsłużony.

Dla pani cena jest ważna?

Dla mnie przede wszystkim liczy się, czy ubranie odzwierciedla mnie i mój charakter lub też nastrój w danym momencie. Rzecz musi być charakterystyczna pod względem konstrukcji, formy czy tkaniny. Mam swój charakterystyczny styl, mam też ulubionych projektantów oraz marki, ale uwielbiam również nowości, rzeczy, których nikt nigdy jeszcze nie nosił. Kocham wyszukiwać nowinki, eksperymentować i zestawiać ubrania ze sobą w ciekawe stylizacje, bawi mnie to, a niebanalny efekt zawsze cieszy.

Kiedy rzucała pani korporację, przyszło pani do głowy, że tam była stabilizacja i bezpieczeństwo, a tutaj nie wiadomo co?

W każdym biznesie trzeba brać pod uwagę, że coś może nie wyjść, ale my nie dopuszczaliśmy takiej myśli. Byliśmy i jesteśmy przekonani, że pomysł jest bardzo dobry, został świetnie przygotowany, zaangażowali się w niego ludzie, którzy znają się na tym, co robią. Z taką determinacją i pasją nie ma opcji, by coś nie wyszło.

Skąd u pani ta moda?

Wyróżniałam się już w podstawówce, zresztą dzięki dużemu wsparciu rodziców, którzy byli dla mnie bardzo wyrozumiali i zachęcali do wyrażania siebie. Mama pozwalała mi korzystać ze swojej szafy i przerabiała dla mnie ubrania. To był dosyć krzykliwy styl jak na małe miasteczko, z którego pochodzę. Już w przedszkolu nie pozwoliłam sobie założyć niczego, co mi się nie podobało. Najgorzej było ze spódnicami i sukienkami, co zresztą zostało mi do dziś. Pomimo że mam fajne nogi, w grę wchodzą tylko szorty i spodnie.

Nie manifestuje pani swojej kobiecości?

Mam swoją własną kobiecość i styl, który pozwala mi ją manifestować w sposób, który lubię i czuję. Uważam, że jest tyle możliwości podkreślenia kobiecości i własnej subtelności, że niekoniecznie musi to być tylko sukienka czy spódnica.

Co jeszcze, oprócz nóg, pani w sobie lubi?

Ja w ogóle siebie lubię. Między innymi za pozytywną energię, której mam w sobie mnóstwo, za optymizm i otwartość w stosunku do ludzi. Staram się żyć każdą chwilą i w zgodzie ze sobą, bo wychodzę z założenia, że trzeba być szczęśliwym i zadowolonym z tego, co się robi, co się ma i z kim się jest.

A z kim pani jest?

Z Patrykiem, świetnym fotografem i genialnym człowiekiem. Wiele mu zawdzięczam i bardzo dużo z tego związku czerpię. Inspirujemy się nawzajem – pracą, radością życiową, zainteresowaniami. Dużo rozmawiamy, uwielbiamy spędzać ze sobą czas – zawodowo i prywatnie, jesteśmy aktywni, ale też w kółko się nakręcamy, marzymy i razem te marzenia spełniamy, wspieramy się, możemy zawsze na sobie polegać. To bezcenne. Jeśli prawdą są teorie o dwóch połówkach, to ja tę swoją już znalazłam.

Długo pani szukała?

Wystarczająco. Od ośmiu lat nie szukam, już nie muszę.

Ponoć ma pani kilka zawodów?

Rzeczywiście, jestem dyplomowanym muzykiem po dwunastu latach szkoły muzycznej, magistrem nauk politycznych, magistrem psychologii klinicznej i seksuologiem.

Zacznijmy więc od muzyki.

Mam dwie starsze siostry, z czego ta młodsza ma ogromny talent muzyczny. Rodzice dwa razy w tygodniu wozili ją do szkoły muzycznej do Torunia. Przyłączyłam się do tych wypraw i od pierwszej klasy szkoły podstawowej miałam, oprócz normalnej szkoły, także tę drugą, muzyczną. Dzień był wypełniony zajęciami po brzegi, ale radziłam sobie i oprócz obowiązków zawsze znajdowałam czas dla znajomych, na zabawę i przyjemności, zresztą tę równowagę staram się wciąż zachowywać. Najpierw moim instrumentem głównym był fortepian, potem flet poprzeczny. Do liceum poszłam już do Torunia. Uczyłam się w klasie z rozszerzonym programem języka angielskiego i jednocześnie nadal chodziłam do szkoły muzycznej. Zdawałam dwie matury. To było ciekawe doświadczenie, które nauczyło mnie świetnej organizacji pracy, dyscypliny, ale i szerszego spojrzenia na świat i sztukę, pewnej wyjątkowej wrażliwości. Na studia poszłam do Warszawy. Dostałam się na kilka kierunków, ale wybrałam nauki polityczne. To były takie szalone czasy, kiedy o jedno
miejsce starało się tam ponad dwadzieścia osób.

Chciała pani być politykiem?

Początkowo tak, ale zrezygnowałam, kiedy dostałam stypendium w Holandii. Tam zachwyciłam się komunikacją i PR-em i to do tego stopnia, że po angielsku napisałam pracę magisterską na ten temat. Ale kiedy wróciłam do Polski, okazało się, że obrona w tym języku jest niemożliwa. Udało mi się jednak przekonać rektora, że skoro wchodzimy do Unii Europejskiej, powinniśmy mieć taką szansę. Z tego co mi wiadomo, jestem pierwszą osobą, która na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW napisała i obroniła pracę po angielsku. Po obronie stwierdziłam, że jeszcze mam na coś ochotę, a ponieważ zawsze interesowałam się psychologią, poszłam na kolejne studia. W tzw. międzyczasie zafascynowała mnie seksuologia i też zaczęłam naukę na tym kierunku. To było genialne doświadczenie, ale w którymś momencie musiałam wybierać i wygrała moda, czyli moja prawdziwa pasja. Tym niemniej wszystko, czego się nauczyłam, pomaga mi w kontaktach z ludźmi, czytaniu ich emocji i osiąganiu celów.

Przed modą na pełen etat były jeszcze media.

A przed mediami agencja PR, konkretnie MMD Public Relations, gdzie rozpoczęłam pracę jeszcze w trakcie studiów, po powrocie z Holandii. To była jedyna duża, sieciowa agencja PR, która obsługiwała klientów z Europy Środkowo-Wschodniej i miała swój oddział w Polsce. Poszłam tam, ponieważ zawsze wiedziałam, że chcę pracować za granicą. W agencji spędziłam cztery lata. Byłam szefem zespołu konsumenckiego obsługującego klientów z branży telewizyjnej oraz FMCG z naszej części Europy. Później rzeczywiście były media. Najpierw odpowiadałam za PR i komunikację na region Europy Centralnej w Discovery, potem przeniosłam się do koncernu Viacom, w którym miałam już pod sobą ponad 110 rynków w regionie Emerging Markets obejmującym Europę Środkowo-Wschodnią, Rosję, Afrykę, Indie, Bliski Wschód.

Była pani zmęczona?

Bardzo lubiłam to, czym się zajmowałam, podróżowałam, mieszkałam za granicą, poznawałam ciekawych ludzi. Ale w którymś momencie poczułam, że w PR-ze i komunikacji osiągnęłam już wszystko, co chciałam. A ponieważ jestem człowiekiem, który lubi się ciągle uczyć i musi czuć przed sobą coraz to nowe wyzwania, stwierdziłam, że przyszedł czas, by zająć się czymś innym.

Akurat wtedy pojawił się pomysł i odpowiedni ludzie. A co, gdyby do tego nie doszło?

Wymyśliłabym coś innego. Jestem niezwykle dynamiczna, ciekawa świata i ludzi i to przekłada się na wszystko, co robię. Mam mnóstwo pomysłów, spośród których wybieram te, które wydają mi się najfajniejsze, nowatorskie i możliwe do realizacji, co niekoniecznie znaczy łatwe, bo uwielbiam mierzyć się z przeciwnościami i je pokonywać. Mam entuzjazm, wiarę w sukces, ciężko pracuję. Jestem typem inicjatora, świetnie odnajduję się w roli kogoś, kto zaczyna i rozkręca. To mnie napędza i motywuje, mam też pewną umiejętność patrzenia na wszystko z globalnej perspektywy, a to przy start-upach bardzo pomocne.

Pani jest bardzo aktywna, prawda?

Tak, cały czas coś robię, nie potrafię usiedzieć bezczynnie w jednym miejscu. Mam wrażenie, że jest jeszcze tyle rzeczy do wymyślenia, przeżycia i zobaczenia, że chyba nigdy się nie zatrzymam. Bliskie jest mi motto życiowe: „I am made of everything to come”, co znaczy mniej więcej „jestem tym wszystkim, co jeszcze przede mną”. Zawsze odważnie i z ekscytacją patrzę w przyszłość i myślę, co fajnego mogę jeszcze zrobić, a potem po prostu to robię.

„Projektanci na start” to fajny projekt?

Bardzo. Wiedziałam od razu, że chcę w to wejść. Moją misją jest promowanie polskiej mody, a uważam, że ten pierwszy w naszym kraju modowy talent show jest świetną okazją do tego, by pokazać jaka jest polska moda i promować rodzimych twórców. Nie mniej ważne jest, że w tym programie szukamy nowych wspaniałych talentów.

Sprzedaż jest ważna?

W dzisiejszych czasach to kluczowy warunek, żeby utrzymać się na rynku. Trzeba myśleć całościowo – nie tylko o samym procesie twórczym i o tym, by rzecz była spektakularna, ale również o konstrukcji, jakości wykonania i wykończenia, materiałach, o marce, promocji, zapleczu produkcyjnym, no i przede wszystkim o kliencie, bo e efekcie ktoś przecież powinien chcieć w tym chodzić.

Czy ci młodzi ludzie dadzą sobie radę?

Mają na to szansę. Ci, których wybraliśmy do programu, są świetnie przygotowani do podjęcia pracy na tym rynku. Są zdeterminowani, ambitni i tak dobrzy warsztatowo, że potrafią zrobić wszystko albo prawie wszystko. Mają pomysł na siebie i swoją markę, potrafią o tym sensownie mówić. Wygląda na to, że kolejne pokolenie polskich projektantów będzie naprawdę bardzo dobre i ciekawe!

Nie ma pani wrażenia, że niemal wszyscy wokół projektują?

Moda rzeczywiście staje się bardzo modna. Zarówno jako obszar zainteresowania konsumenckiego, bo coraz więcej ludzi chce kupować ubrania i dobrze wyglądać, ale także jako potencjalne zajęcie, alternatywne wobec obecnego. Wiele osób chce zostawić coś, co ich nudzi, rzucić korporację i zająć się projektowaniem. Nie mam nic przeciwko temu, ale niestety ludziom wydaje się, że to jest bardzo proste. Że wystarczy pomysł, wyprodukowanie kilku t-shirtów i jakoś to pójdzie. Otóż tak nie jest. To ogromnie trudna praca związana z całym zapleczem produkcyjnym i operacyjnym – terminami realizacji, znajomością branży, promocją, budowaniem marki, walką o klienta. Konkurencja jest ogromna, a t-shirtów na rynków mnóstwo. Dlatego osiemdziesiąt procent osób, które zabierają się za projektowanie, po prostu odpadnie. To będzie jedno-, dwusezonowa przygoda, która po zderzeniu z realiami rynku, skończy się, bo sam pomysł nie wystarczy.

Co pani dała korporacja?

Uważam swoje doświadczenia w korporacji za wspaniałe i bardzo cenne. Gdybym jeszcze raz miała wszystko powtórzyć, poszłabym taką samą drogą. Korporacja uczy bezcennych procesów i mechanizmów, których nie ma w żadnym innym miejscu. Ma też dużą skalę, to są często matriksowe, międzynarodowe struktury, po których trzeba się sprawnie poruszać, zwłaszcza jeśli chce się realizować projekty i iść do przodu. Nigdzie, tak jak w korporacji, człowiek nie uczy się pracy w zespole. Wspominam to wszystko bardzo dobrze. Miałam przyjemność pracować ze wspaniałymi ludźmi, którzy mnie wiele nauczyli. To doświadczenie, o którym zawsze będę mówiła pozytywnie.

Ale jednak pani odeszła.

Od początku wiedziałam, że korporacja nie będzie moim światem na zawsze. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych, kiedy zaczynałam swoją karierę zawodową, to była jedyna droga, dzięki której można było nabyć światowego podejścia do robienia biznesu i nawiązać kontakty, które dziś procentują. Od początku wiedziałam, że korporacja to dla mnie środek a nie cel.

Czy w tej międzynarodowej karierze małe miasto pani przeszkadzało, czy wręcz przeciwnie – pchało do przodu?

Nigdy nie odcinałam się od korzeni. Nie mam problemu z tym, że pochodzę z małego miasteczka. Uważam, że to nie jest żadna bariera, pod warunkiem, że wie się, dokąd się zmierza. Miałam cudowne i radosne dzieciństwo, mam wspaniałych rodziców, którzy zawsze mnie kochali i wspierali, zaszczepili we mnie pęd do życia i wiarę, że mogę robić, co tylko zechcę. Wierzyli, że cokolwiek postanowię, uda mi się i dziękuję im za to z całego serca, bo tego się właśnie trzymam. Trzeba mieć pomysł na siebie i konsekwentnie dążyć do celu. Kiedy przyjechałam do Warszawy, byłam tu kompletnie sama, nikogo nie znałam, miałam kredyt studencki, mieszkałam na stancji u starszej pani. To nie były komfortowe warunki, ale wtedy tylko na takie było mnie stać. W końcu dostałam stypendium, potem na kolejne wyjechałam do Holandii. Jeżeli człowiek czegoś chce, jest ambitny i zdeterminowany, poradzi sobie zawsze i wszędzie.

Mona Kinal – współzałożycielka i Fashion Director Mostrami.pl, nowoczesnego sklepu internetowego z ofertą najlepszych polskich projektantów. Zanim weszła do świata mody, pracowała w sektorze PR i w mediach, również za granicą. Odpowiadała za komunikację i PR międzynarodowych oraz lokalnych stacji telewizyjnych: koncernu Viacom (m.in. MTV, VIVA, Comedy Central czy Nickelodeon) na ponad 110 rynkach w regionie Emerging Markets czy kanałów Discovery w Europie Centralnej. Pracowała także przy wydarzeniach z udziałem światowej sławy gwiazd – m.in. MTV Europe Music Awards w Belfaście, MTV Africa Music Awards w Lagos w Nigerii, czy SpongeBob Expo w Moskwie, we współpracy z Natalią Vodianovą i jej The NakedHeart Foundation. Pochodzi z Kowalewa Pomorskiego, ma dwie starsze siostry. Jest magistrem nauk politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, magistrem psychologii klinicznej Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Studiowała także seksuologię (w Polsce) oraz komunikację i PR (w Holandii). Prywatnie w szczęśliwym
związku od ośmiu lat. Lubi surfing, kitesurfing, snowboard, podróże. Kocha Nowy Jork. Od 30 października na kanale FOX Life będzie ją można oglądać w roli jurorki w talent show „Projektanci na start”.

Rozmawiała: Agnieszka Sadowska

(asg/sr), kobieta.wp.pl

POLECAMY:

mona kinalkorporacjakobiety biznesu
Komentarze (0)