Na pięć dni w miesiącu skazywane są na izolację, głód i życie w brudzie. Powód: miesiączka
Tulasi co miesiąc w czasie menstruacji miała zakaz pokazywania się w rodzinnym domu. Wygnanie miało uchronić bliskich, a także ją samą, przed demonami. Po kolejnym wygnaniu dziewczyna nie wróciła już do domu. Zmarła w szałasie. Tulasi i setki innych kobiet z Nepalu padają ofiarą chhaupadi – tradycji, która zakłada, że w trakcie okresu kobieta musi być odizolowana. Dziś z Azji płyną dobre informacje – właśnie zmieniono prawo.
- Kiedy mamy miesiączkę, zostajemy na pięć dni w chatach. Dopiero po tym czasie wracamy do domu. Wszystko jest dobrze, póki tu siedzimy. Starszyzna nie akceptuje tego, żebyśmy przekraczały próg domu w te dni – opowiada Gira.
- Jak ty się z tym czujesz? – pyta ją dziennikarka "Guardiana".
- A kto chciałby mieszkać pięć dni w takim brudnym miejscu? – mówi. – Nie jemy jak pozostali. Z resztą, siedząc tu, wśród odchodów zwierząt, trudno mieć apetyt. Po kilku pierwszych godzinach mamy przemoczone ubrania, marzniemy. Nie chcemy tak żyć, ale bogowie nie będą nas tolerować w inny sposób. Kiedyś mąż nalegał, żebym została w domu. To było po tym, jak urodziłam synka. I wiesz co? Przez cztery lata chorowałam. Tak zostałam ukarana.
Dhami jest szamanem w jednej z wiosek. – Nie twierdzę, że demony posiądą kobietę, jeśli ta będzie siedzieć z resztą rodziny w domu, w osobnym pomieszczeniu. Mówię, że demony zrobią to, jeśli ta kobieta wejdzie do kuchni. Chrześcijańscy bogowie nie przejmują się tym, czy kobieta menstruuje albo czy jest nieczysta. Nasi bogowie jednak się tym przejmują – mówi w rozmowie z brytyjską reporterką.
To nie średniowiecze
Tulasi, o której mowa na początku, to ostatnia ofiara chhaupadi. Na czas miesiączki rozkazano jej mieszkać wśród stada bydła, którego właścicielem był jej krewny. Dziewczyna spała obok zwierząt na drewnianych deskach. Niedługo po wygnaniu ukąsił ją wąż. Matka zabrała ją na leczenie do szamana, jednak ten nie potrafił pomóc. Po upływie doby 18-latka zmarła.
- Gdyby traktowano ją właściwie, przeżyłaby - powiedziała rozgoryczona kuzynka dziewczyny, Kamala Shahi. Kobieta obwinia społeczne zabobony o śmierć 18-latki.
Inna historia. Dambara mieszkała ze swoimi teściami, mąż pracował w Indiach. Zbliżała się rocznica ich ślubu. Wieczór przed tym, jak miała udać się do chatki menstruacyjnej, długo rozmawiała ze szwagierką. – Mówiłam jej, że 3 dni w odosobnieniu wystarczą, że będzie mogła szybko wrócić do domu. Ona jednak chciała mieć pewność, że jej rodzina będzie bezpieczna. Mówiła, że nic się nie stanie, jeśli spędzi tam trochę więcej czasu – opowiada jej szwagierka w rozmowie z działaczami miejscowej organizacji, która walczy z praktyką chhaupadi.
Dambara zmarła w chatce menstruacyjnej. Gdy znalazła ją szwagierka, miała zakrwawioną twarz. Miesiącami nikt nie potrafił ustalić, dlaczego dokładnie kobieta zmarła. Jak wyjaśnia Shiva Raj Dhungana z dziennika "Gorkhapatra", o zabójstwie nie ma mowy, bo chata była zamknięta. Kobieta prawdopodobnie dostała zawału. Nikt nawet nie usłyszał, że coś dzieje się z nią złego.
Czternastoletnia Manisha: "Musiałam wyprowadzić się z domu w czasie pierwszego okresu. Nie pozwolono mi chodzić do szkoły ani nawet czytać książek. Wynika to z przekonania, że nie powinnyśmy uczyć się w czasie menstruacji".
Sushma Diyali pokazuje zdjęcie swojego odbicia w lustrze: "To zdjęcie lustra i grzebienia, których używam w moim domu. W naszej społeczności dziewczynki, które mają okres pierwszy raz nie mogą patrzeć w lustro ani czesać włosów".
Bandana Khadka: "Kiedy miałam pierwszą miesiączkę, powiedziano mi, żebym nie patrzyła bezpośrednio w słońce. Nie posłuchałam się i popatrzyłam. Nic mi się nie stało".
Sofalta ma 16 lat. Była przerażona, gdy po raz pierwszy zaczęła miesiączkować. Długo zastanawiała się, czy w ogóle wydać się rodzicom. – To by znaczyło, że musiałabym wyjść z domu i pójść spać z krowami. Bardzo tego nie chciałam. Czułam się okropnie. Marzę o tym, żeby nie miesiączkować – opowiada reporterce "Guardiana".
- Nasze kobiety i dziewczynki umierają, a rząd przymyka na to oko – mówiła jeszcze kilka tygodni temu pisarka i aktywistka Radha Paudel. Wszystko wskazuje na to, że sytuacja w kraju ma się zmienić, a chhaupadi, które wygląda jak praktyka rodem ze średniowiecza, w końcu będzie karane.
Kara za odrzucenie
Trudno nam, kobietom z Zachodu, wyobrazić sobie, że taka sytuacja mogłaby dotyczyć nas. No bo jak tu sobie wyobrazić, że któregoś dnia ojciec albo mąż każe nam spać w chatce (a właściwie budzie z kilku desek) i to przez pięć dni? W dodatku dowiemy się o sobie, że jesteśmy zagrożeniem dla bliskich, że jesteśmy niegodne spędzania z nimi czasu w tym samym pomieszczeniu blisko przez tydzień, że nie należy się nam jedzenie i picie, że nikt nie może nas dotknąć, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że ta osoba zostanie opętana przez złe moce. Wszystko przez okres.
Niezamężne Nepalki spędzają w chatkach menstruacyjnych pełny tydzień. Mężatki mogą przebywać tam nieco krócej – trzy, cztery dni. Młode dziewczyny izolowane są na 5 dni. Chhaupadi praktykuje się nie tylko w przypadku miesiączki. Nieczysta jest również kobieta krótko po urodzeniu dziecka. Połóg spędzają na kilku deskach i sianie.
My nie możemy sobie tego wyobrazić, a to rzeczywistość tysięcy kobiet – choć pewnie jest ich dużo więcej. Z ostatniego badania przeprowadzonego na zlecenie nepalskiego rządu wynika, ze że 19 proc. kobiet w wieku 15-49 lat musi opuszczać domy w czasie menstruacji. Na zachodzie odsetek ten wynosi ok. 50 proc. W samym dystrykcie Dailekh na 49 tys. gospodarstw przypada 500 chat menstruacyjnych.
10 sierpnia tego roku agencje informacyjne donosiły: *Nepal wyznacza kary za praktykowanie chhaupadi, które skazuje kobiety na izolację w trakcie miesiączki. *
- Parlament ustanowił nowe prawo, które uznaje chhaupadi za przestępstwo. Każdy, kto zmusza kobietę do zamknięcia się w chacie menstruacyjnej, zostanie skazany na trzy miesiące więzienia – potwierdza prawniczka Krishna Bhakta Pokharel i przyznaje, że nowe przepisy były konieczne, gdyż samo uświadamianie społeczeństwa przestało wystarczać. Tylko w tym roku z tego powodu zginęło kilkanaście młodych kobiet.
Przepisy to jedno. Jak wskazują działacze, najważniejsze jest to, by mieszkańcy donosili władzom o praktykowaniu chhaupadi. Kilkusetletnia praktyka zakorzeniona w nepalskiej tradycji nie odejdzie z dnia na dzień. Szczególnie, że rząd już raz podjął się walki z nią. W 2005 roku chhaupadi zostało po raz pierwszy oficjalnie zakazane. Sam zakaz na niewiele się zdał. W oddalonych od miast wioskach nikt nie przejmował się tym, co działo się w parlamencie. Dziewczynki i tak były pozostawiane w chatach, gdzie narażone były na ugryzienia węży, choroby i ataki ze strony mężczyzn.
- Parlament próbował zmienić coś w społeczeństwie 12 lat temu, ale nieudolnie. Wskazywano jedynie, jak powinna zachować się starszyzna. Już wtedy powinno się wprowadzić konkretne kary za ten bestialski proceder – przyznaje w rozmowie z AFP aktywistka Pema Lhaki. – Nie do końca jest tak, że to mężczyźni decydują o życiu kobiet. Tak, patriarchalny system ma się w Nepalu dobrze, ale to często kobiety same decydują o tym, by spędzić menstruację w odosobnieniu. One muszą w końcu zrozumieć, jak chhaupadi niszczy im życie, jak ogromnym zagrożeniem jest dla nich, dla ich córek, wnuczek i tak dalej, i też dla przyszłych pokoleń.
W państwie, które nie respektuje praw kobiet, chhaupadi to tylko jeden z wielu problemów. 37 proc. kobiet wyjdzie za mąż na długo przed ukończeniem 18. roku życia. 10 procent dziewczynek zostanie żonami przed 15. urodzinami.
Aktywistka Radha Paudel w rozmowie z CNN mówi: - W Nepalu mamy kobietę-prezydenta, rzecznikiem rządu jest kobieta, prokuratorem generalnym jest kobieta, ale żadna z nich nie wypowiada się głośno o prawach kobiet. To więcej niż wstyd.