Blisko ludziNaprawdę dbasz o siebie dla mężczyzny? Kochana, wolno ci mieć owłosione nogi, pachy, górną wargę i co tam chcesz

Naprawdę dbasz o siebie dla mężczyzny? Kochana, wolno ci mieć owłosione nogi, pachy, górną wargę i co tam chcesz

Naprawdę dbasz o siebie dla mężczyzny? Kochana, wolno ci mieć owłosione nogi, pachy, górną wargę i co tam chcesz
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com | shutterstock.com
28.05.2018 14:11, aktualizacja: 28.05.2018 18:27

"Ej, dziewczyny, kobiety, czy Wy jeszcze golicie nogi, czy już odeszłyście od tego durnego wyobrażenia mężczyzn o nas?”. Tekst powyższy, zamieszczony na Twitterze był publiczny, pozwalam sobie go więc zacytować, jednocześnie celowo (i być może – miłosiernie) zapominając o podaniu nazwiska autorki.

Naprawdę nie wiem, od czego zacząć. Może od pytania z tezą? Na przykład: ej, dziewczyny, kobiety, czy Wy już macie własne mózgi, wolę i świadomość, czy jeszcze tkwicie w tym durnym wyobrażeniu świata o Was?

Albo może sparafrazuję wieszcza i wyznam, że pytanie to na Twitterze zadane tak śmiało - nieuchronnie przywodzi mi na myśl słynną, a podchwytliwą zaczepkę z sali sądowej: czy przestał pan już bić swoją żonę? Tak? Nie?

Ok., starczy tych wątpliwych dowcipasków. Powściągam zęby jadowe i staram się na serio, z pełną dobrej woli uwagą pochylić nad problemem. Lubię być kobietą, fakt, że jestem, napawa mnie – niezasłużoną przecież – dumą i radością. Bliska jest mi idea, że moje siostry w płci to istoty myślące, co więcej myślące samodzielnie i niezależnie. Boli mnie więc dotkliwie, gdy wypowiedź mająca - niby tylko w domyśle, lecz ewidentnie dla mnie – manifestować ową niezależność poglądów i działań robi z kobiet, przepraszam za mój francuski, słodkie kretynki.

Naprawdę? Naprawdę, w dzisiejszych czasach, ktoś, kto najwyraźniej nie mieszka pod kamieniem, ma dostęp do mediów, a co najmniej do Internetu, może traktować jeden z bardziej prozaicznych zabiegów kosmetyczno – upiększających jako narzędzie opresji męskiego patriarchatu? Umiłowana współsiostro w swobodnym i niezależnym myśleniu, z pewnością wiesz już, przebywając regularnie w świecie mediów, newsów i ploteczek, że oto mężczyźni, ci w poselskich krawatach i ci w czarnych sukienkach, faktycznie znajdujący się u władzy nad naszymi duszami i ciałami szykują nam kęsim dużo gorsze niż wyimaginowane zmuszanie do depilacji ciała. Naprawdę.

Ale serio? Poważnie? Myjemy zęby, pierzemy ubrania, odwiedzamy dentystę, fryzjera i kosmetyczkę, horrendum, nawet krawcową i szewca! - dlatego, że mężczyźni mają na nasz temat jakieś wyobrażenia? I jak tylko się spod jarzma tych wyobrażeń wyzwolimy – to już nic nie trzeba, nic nie musimy? To akurat fakt, nic nie musimy. Możemy śmierdzieć, zarastać i mieć zepsute zęby. Brudne buty, obrzępoloną bieliznę, nieświeże ciuchy, tłuste włosy. Nie ma jeszcze prawa, które by tego Polkom i Polakom zakazywało. Ale skoro już jednak coś tam w zakresie dbania o siebie robimy, my kobiety, to niechybnie tylko ze względu na tego wszechmocnego, niezgłębionego i mającego nad nami niepodważalną władzę Faceta. Poważnie…?

Litości, nie mam specjalnie wysokiego mniemania o własnej urodzie, tak wyszło. Smutno mi jednak podwójnie, gdy w lustrze widzę sine kręgi pod oczami, siwy włos wśród rudych, wygniecioną sukienkę. I naprawdę nie ma znaczenia, czy za chwilę obejrzy mnie szalejący z entuzjazmu tłum – męskich, a jakże – wielbicieli (tu ocieram łzy rozbawienia), czy spędzę miły/upiorny, niepotrzebne skreślić, wieczór z koleżankami, czy też jedynymi świadkami mego wizualnego upadku będą dzieci i kot. Ba, nawet gdy żywej duszy nie ma i nie będzie w pobliżu – cierpię, dostrzegając odpryśnięty lakier na paznokciu, oczko w pończosze i nadstrzępioną zelówkę. Tak się bowiem składa, że wśród wielu rzeczy, których nauczył mnie feminizm, jest (bynajmniej nie na ostatnim miejscu) i ta: moja kobiecość jest dla mnie. Mnie ma cieszyć. Mnie ma się podobać. Ja mam chcieć ją podkreślać, ukrywać, zmieniać, wykorzystywać, olewać. A że dla mnie kobiecość to również to, jak wyglądam? Że sprawia mi przyjemność wyglądanie najlepiej, jak mogę? Przecież mi wolno. Mam wybór. Nie? Litości.

A co, jeżeli nawet ona, tamta, któraś – chce właśnie dla faceta? Jeżeli prywatnie, w zaciszu domowym jest przyjemnym flejtuszkiem, paraduje odziana w przetarty dres poplamiony jajkiem i tłuszczem z fryteczki, za to dla tego nieznośnego samca ma życzenie być odprasowana, dogolona, wymakijażowana tak, że ach, ze zrobionym okiem, włosem pazurem? To wiesz co? Musimy to przełknąć. Wolno jej. Same jej to prawo wywojowałyśmy. Może chcieć dla mężczyzny, kobiety, szefa, szefowej, widza albo kanarka. Dla hydraulika i pana na portierni. Co zrobić, ponure aspekty wolności.

Kochana, wolno ci mieć owłosione nogi, pachy, górną wargę i co tam chcesz. Całe pokolenia kobiet walczyły o to, żebyś mogła. Żebyś nie musiała. Ściskać się gorsetem, nosić stanika, depilować, malować, śmigać na obcasach i w niewygodnej spódnicy. Doceńmy to. Uszanujmy. Powiedzmy to sobie jasno, patrząc prosto w oczy, bez kreski nad górną powieką, tuszu na rzęsach i uregulowanej brwi. Jeżeli chcemy – to możemy. Jeżeli nie znosimy - nie musimy. Nasza wola. Nasz wybór. Nie mężczyzny. Nie faceta. Nie mitycznego i strasznego ONEGO. Nie robimy mu na złość, wbrew, na przekór. Nie myślimy o nim stale, bez przerwy, nie podciągamy wszystkich naszych działań i kaprysów pod NIEGO. Naprawdę nie ma znaczenia, jakie wyobrażenie ma mężczyzna o ideologicznym podłożu jedwabistej łydki. Ja sobie tej łydki u siebie życzę i chcę ją mieć. Nie muszę manifestować niezależności niepożądanym przeze mnie zarostem. Jednocześnie nic mi do bujnego włosia na twojej, kochana, kończynie. Żyjmy dla siebie, w końcu możemy. Dopóki możemy.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (30)
Zobacz także