Nauczyciele pokazują paski wypłat i płaczą. "Będę musiała wziąć kredyt na codzienne wydatki"
Dotąd pedagodzy z trudem znosili chaotyczne zarządzanie ministra Czarnka i jego indoktrynacyjne zapędy. Teraz oburzenie sięgnęło zenitu. "Przyszła wypłata: 1732 złote. Wczoraj z ciekawości czytałam ogłoszenia o pracę, dzisiaj już z potrzeby" - pisze na forum nauczycielskim pani Jagoda.
Fora nauczycielskie toną w postach zaskoczonych wypłatami pedagogów. Zaskoczonych negatywnie. Polski Ład przyniósł wielki chaos. Bałagan w przepisach przełożył się na niższe wypłaty, co dla niektórych nauczycieli oznacza w praktyce walkę o przetrwanie. Ci, którzy dotąd nie odeszli z zawodu, czują, że to ostateczny argument. Czy czeka nas największy kryzys w polskiej edukacji od lat?
"Rzućmy papierami"
Od kiedy ministrem edukacji został Przemysław Czarnek, polska szkoła boryka się z coraz bardziej zagmatwaną biurokracją i propagandową podstawą programową. Początek roku szkolnego przyniósł wielki problem z obsadzaniem etatów.
Zmęczeni kolejnymi zmianami nauczyciele postanowili, zazwyczaj z powodzeniem, poszukać szczęścia w prywatnej edukacji lub na pojemnym rynku pracy, gdzie ich kompetencje są poszukiwane i doceniane, także finansowo. Zostali najwytrwalsi. Być może do czasu.
Pani Iwona Jagodzińska jest nauczycielką wychowania wczesnoszkolnego z 35-letnim stażem. Dodatkowo jest filolożką polską i ma specjalizację z zakresu oligofrenopedagogiki - pracuje z dziećmi z niepełnosprawnościami w klasach integracyjnych. Postanowiła kontynuować pracę w szkole po przejściu na emeryturę. Do tej pory za pół etatu dostawała 1700 złotych, Polski Ład zabrał jej 170 złotych miesięcznie.
- Nigdy nikt bez mojej wiedzy i zgody nie zabrał mi pieniędzy. Przy pensji na pół etatu to 170 złotych jest odczuwalne. Księgowa wytłumaczyła mi, że różnica wynika to z tego, że pobieram i emeryturę i pensję. Dodatkowo dostaję po trzy złote mniej od każdej nadgodziny i tego nie jest mi już w stanie nikt wytłumaczyć. Jestem oburzona i boli mnie to, co się dzieje w polskiej szkole od sześciu lat.
Przemysław Czarnek rujnuje edukację, odbiera nam resztki autorytetu. To jest sprawa bulwersująca, bo chodzi o dobro dzieci. Radziłabym ministrowi wejść do szkoły, zobaczyć, jak prowadzimy zajęcia na holu, bo nie ma warunków, jak kombinujemy sprzęt, żeby najbiedniejsi uczniowie mogli pracować zdalnie. Jestem załamana, bo czuję, jak nauczycielom zabiera się wolność kawałek po kawałku, teraz także w kwestii finansowej - komentuje pani Iwona w rozmowie z WP Kobieta.
Pani Katarzyna, germanistka, pracuje w niewielkiej szkole w województwie mazowieckim. Ze względu na gęstą polityczną atmosferę w swojej placówce pragnie zachować anonimowość. W tym miesiącu dostała aż tysiąc złotych mniej. Księgowa wytłumaczyła jej, że źle przeczytała przepisy i potrąciła jej zaległą składkę zdrowotną.
- Panuje taki chaos, że nikt już nie wie, z czego wynikają różnice w wynagrodzeniach - mówi pani Katarzyna. Atmosfera w pokoju nauczycielskim jest raczej nieciekawa, bo wielu nauczycieli dostało zimny prysznic zamiast obiecywanej podwyżki. Czy nadchodzą zbiorowe zwolnienia?
Paski rozpaczy
Pani Jagoda jest nauczycielką w szkole podstawowej w Poznaniu. Na forum "Ja, Nauczyciel" "pochwaliła" się swoją ostatnią wypłatą.
"Przyszła wypłata: 1732 złote. W tym jest już wychowawstwo (300 złotych) i motywacyjny (250 złotych brutto). Jadąc proporcjami (że pełen etat to 18 godzin przy tablicy, ale ogólnie jest 40-godzinny tydzień pracy) powinnam pracować tygodniowo max. 28 godzin ze wszystkim (pracą w domu, radami, kontaktami ze szkołą).
W lutym mamy 4 tygodnie. 28 godzin x 4 = 112 godziny pracy w miesiącu wychodzi 1732 złotych. To oznacza stawkę 15,46 złotych za godzinę.
Sama siebie pytam - czy ja czegoś źle nie policzyłam?! Czy ja tyle zarabiam obecnie?!" (pisownia oryginalna - przyp. red.) - napisała.
W rozmowie z WP Kobieta pani Jagoda komentuje, że pensja została obniżona ze względu na rezygnację z ulgi. Nauczycielka ostrzeżona przez księgową nie chciała oddawać państwu pieniędzy pod koniec roku. Pani Jagoda nie ukrywa, że nowe przepisy zmusiły ją do poszukiwania nowej ścieżki zawodowej. - Wczoraj z ciekawości czytałam ogłoszenia o pracę, dzisiaj już z potrzeby - podsumowuje.
"Mam nadzieję, że nie skończy się na używaniu świeczek"
W jeszcze gorszej sytuacji jest pani Aleksandra. "Nauczycielka przedszkola, kontraktowy, Z wychowawstwem, na 10/25 etatu dostałam dzisiaj na konto aż 918 złotych" (pisownia oryginalna - przyp. red.) - napisała w mediach społecznościowych.
- Pracuję w dwóch placówkach. W pierwszej straciłam około 70 złotych, natomiast w drugiej około 250 złotych. Przy nauczycielskich zarobkach to naprawdę niemała kwota. Prawdopodobnie będę zmuszona wziąć kredyt na podstawowe, codzienne wydatki. Sądzę, że nie obejdzie się bez pomocy finansowej ze strony rodziny.
Będę musiała zrezygnować z auta, być może je sprzedać. Przestanę kupować pomoce dydaktyczne oraz materiały potrzebne do pracy. Zrezygnuję z kupowania pełnowartościowych produktów spożywczych, na rzecz tanich i gorszej jakości. Jeszcze bardziej restrykcyjnie będę obchodziła się z mediami oraz czynszem. Mam nadzieję, że nie skończy się na używaniu świeczek - komentuje pani Aleksandra dla WP Kobieta.
Na forum pojawiają się rady, by postarać się o posadę na stacji benzynowej, a w sezonie zbierać jagody i grzyby. Nauczyciele płaczą, śmieją się za to ich uczniowie.
"Nigdy nie zapomnę jak licealiści zapytali mnie ile zarabiam. Gdy powiedziałam zapadła cisza, dodałam więc, że jeszcze mam 100 złotych motywacyjnego. W tym momencie tak głośno zaczęli się śmiać, że trudno było ich uspokoić. Współczuli mi" (pisownia oryginalna - przyp. red.) - napisała jedna z forumowiczek.
Jesteś nauczycielem i dostałeś "pasek grozy"? Napisz do nas na dziejesie.wp.pl
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!