Niewygodna Kobro. W "Powidokach" żony Strzemińskiego zabrakło nie bez powodu
“Boję się, że Katarzyna Kobro może się do filmu Andrzeja Wajdy nie załapać” - napisała przed powstaniem „Powidoków” biografka żony Władysława Strzemińskiego. Miała rację. Brak tej postaci nie tylko zubaża historię artysty, ale również wybiela go.
03.02.2017 | aktual.: 03.02.2017 14:53
Katarzyna Kobro, wybitna rzeźbiarka awangardowa i żona malarza Władysława Strzemińskiego, nie miała łatwego życia. Ambitna i wyprzedzająca umysłem swoją epokę, musiała zmagać się z nędzą, niezrozumieniem dla swojej sztuki i własnym mężem. Ich związek, początkowo szczęśliwy i przebiegający pod znakiem ścisłej współpracy, skończył się dla niej tragicznie. Została pozbawiona możliwości pracy na uczelni, musiała walczyć o opiekę nad córką i była ofiarą przemocy. Ostatni film Andrzeja Wajdy "Powidoki", którego głównym bohaterem jest Strzemiński, pomija te wątki. I to całkowicie - w filmie Katarzyny Kobro po prostu nie ma.
Plan początkowo był inny. W liście do Niki Strzemińskiej z 1993 roku, Andrzej Wajda zadeklarował chęć wyreżyserowania filmu o Katarzynie Kobro i Władysławie Strzemińskim, którego scenariusz byłby oparty na książce pt. „Miłość, sztuka i nienawiść”. Jego autorką jest sama Nika, córka artystów, która opisała trudną relację swoich rodziców. Ponad dwadzieścia lat później w lutym 2014 reżyser powiedział: “Nie mam już dużo czasu i myślę, że powinienem zrobić kilka filmów. Jednym z takich projektów jest film o Strzemińskim. Jest to jeden z najbardziej skrzywdzonych artystów w czasach socrealizmu”. Tę wypowiedź przytoczyła Małgorzata Czyńska, autorka biografii Kobro „Skok w przestrzeń”. Zmianę w podejściu Wajdy skwitowała słowami: “Boję się, że Katarzyna Kobro może się do filmu Andrzeja Wajdy nie załapać.” Miała rację.
„Powidoki” są tylko o Strzemińskim, a właściwie o jego walce z systemem. Wybitny malarz i autor „Teorii widzenia” w 1950 roku został zwolniony z posady wykładowcy w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych. Zarzutem było nierespektowanie norm doktryny realizmu socjalistycznego. Pozbawiony źródła dochodu, próbował zarabiać w inny sposób - malował reklamy ryb i margaryny oraz pracował jako dekorator wystaw sklepowych. Głodował i coraz bardziej podupadał na zdrowiu. Zmarł w 1952 roku na gruźlicę.
Kobro w filmie to tylko postać wspominana w rozmowach między ojcem a córką. Jej pominięcie jest jednak zabiegiem, które nie tylko zubaża historię artysty, ale i wybiela jego postać. Nie dowiemy się z filmu, że ona również została pozbawiona szansy wykładania na uczelni - i to jeszcze wcześniej, przez samego Strzemińskiego. Podobno ostro się sprzeciwił, kiedy miała objąć katedrę rzeźby w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych. To przez niego żyła w nędzy i aby utrzymać swoją córkę, robiła i sprzedawała szmaciane zabawki.
Nie usłyszymy, z jakiego powodu Strzemiński i Kobro już razem nie mieszkają. Kobro, która miała rosyjsko-niemieckie korzenie i urodziła się w Moskwie, w czasie II wojny światowej podpisała rosyjską narodowościową (wcześniej była nakłaniana do podpisania Volkslisty, a kiedy się nie zgodziła, zagrożono rodzinie sankcjami) dzięki czemu skorzystała z większych przydziałów na kartki. Podpisał i Strzemiński, czego nie mógł sobie potem wybaczyć. Wtedy zaczęło się między nimi psuć. Nazywał Kobro “folksdojczką”, zaczął ją bić i poniżać. Nie powstrzymało go nawet jego kalectwo - Strzemiński stracił nogę i rękę w czasie I wojny światowej, więc poruszał się o kulach, którymi w napadach szału okładał swoją żonę.
Wśród wspomnień Niki Strzemińskiej o rodzicach, jedno jest szczególnie obrazowe. Dotyczy czasów, kiedy jeszcze mieszkali razem. Podobno Strzemiński zarzucał Kobro, że jest niegospodarna i przez nią nie ma ciepłego jedzenia dla Niki. Ta, po chwili milczenia, porąbała swoje drewniane rzeźby. Ugotowała na nich porcję manny dla córki.
Zamiast tego, w „Powidokach” zobaczymy Strzemińskiego, który kładzie niebieskie kwiaty na grób żony (umarła na raka szyjki macicy niespełna dwa lata przed nim) i rozpacza. Jego tragiczna sytuacja ani na chwilę nie zostaje zmącona widmem grzechów przeszłości. Kobro nie ma, więc nie ma też problemu z oceną bohatera. Strzemiński zostaje pokazany jako artysta, który walczy o swoją wolność - jest bardziej symbolem niż wielowymiarową postacią. A szkoda. Na opowieść o tragicznych losach Katarzyny Kobro trzeba będzie jeszcze zapewne poczekać.