Niewystarczająca dla matki. "Zawsze byłam ta głupsza"
Jennifer Aniston powiedziała wprost: "Dla mojej matki nie byłam dzieckiem, jakiego chciała". Aktorka nie czuła się przy niej ani utalentowana, ani piękna. I matka jasno dawała jej o tym znać. Dorota ze swoją matką przeżywa dokładnie to samo. Jak żyć z czymś takim?
04.12.2018 | aktual.: 04.12.2018 14:46
"Chciałam być widziana przez mamę"
– Ona była modelką i chodziło jej wyłącznie o prezencję, to jak wyglądała i jak wyglądałam ja – tak swoją matkę Nancy Dow w ostatnim wywiadzie oceniła Jennifer Aniston. 49-letnia aktorka, której nie da się nie kochać, przyznała, że od tej najważniejszej osoby nie dostała miłości. – Nie byłam dzieckiem, jakiego chciała. A ta mała dziewczynka potrzebowała być zauważona i kochana przez mamę, zbyt pochłoniętą nieistotnymi rzeczami – wyznała.
Nastoletni okres był dla Aniston czasem ciągłego poniżania – matka wiecznie ją krytykowała: a to za wygląd, a to za wagę czy rozstaw oczu. – Stałam się przez to strachliwa, pełna wątpliwości, zakompleksiona. Mama nie wiedziała, kiedy skończył się jej czas, a zaczął mój – mówiła po latach aktorka. W 1996 r. Dow udzieliła telewizyjnego wywiadu, w którym ze szczegółami opowiedziała o trudnej relacji z córką. Wtedy Jennifer przestała się do niej odzywać.
Gwiazda wyciągnęła rękę dwa lata później, gdy wychodziła za Brada Pitta. Nie wyobrażała sobie, że matka nie pozna tak ważnej dla niej osoby. Pojednały się – niestety, nie na długo. Aniston dowiedziała się, że za jej plecami powstaje biograficzna książka Dow. Wspomnienia pod tytułem "From Mother and Daughter to Friends" to było za dużo dla aktorki. Matkę odwiedziła dopiero dwa tygodnie przed jej śmiercią, po 9 latach ciszy. Kiedy Dow zmarła, odmówiła przyjęcia urny z jej prochami.
Nikt cię tak nie zdołuje jak matka
Matka jest naszą pierwszą miłością. Ona jest wprowadzeniem do życia i do nas samych. Pragniemy jej dotyku, uśmiechu i ochrony. To w jej oczach odbijają się nasze uczucia, pragnienia i potrzeby. Relacja z nią mówi, kim jesteśmy oraz że coś znaczymy. Matka hollywoodzkiej aktorki nigdy jej tego nie zapewniła, tak jak matka 30-letniej Doroty. – Zorientowałam się dosyć późno, bo jakieś 5 lat temu. Po prostu ślepo wierzyłam w to, co ona mi mówi. Że wszystko robię nie tak i jestem niewystarczająco dobra. Myślałam, że to problem we mnie. A radzę sobie całkiem nieźle. To moja mama ma problem – mówi.
Dorota odkąd pamięta jest porównywana z innymi. Na przykład z koleżankami ze szkoły, które zdaniem jej mamy bardziej przykładały się do nauki. Nie widziała jednak, że kiedy Dorocie wpadały "złe" czwórki z matematyki, to zaraz dostawała szóstki z wuefu czy z języka polskiego. – Ja byłam ta głupsza – opowiada 30-latka. W domu Dorota też nie miała spokoju, bo brat był geniuszem. Po latach zorientowała się, że od mamy słyszał dokładnie to samo, co ona.
Czas mijał, ale mama Doroty wciąż ją krytykowała. – Moja decyzja, że będę grała w siatkówkę nie została zaakceptowana przez rodziców. Szczególnie mama uważała, że się wygłupiam, gram źle. Nigdy nie przyszła na mój mecz, mimo że na tym zarabiałam. Tylko słyszałam: "Jezu, kto ci chce za to płacić? Kogo ty tak urobiłaś?". Myślałam, że pewnie ma rację. W końcu nie gram w reprezentacji Polski – wspomina smutno. W siatkówkę z sukcesami grała przez 10 lat. Zdała też maturę, choć wmawiano jej, że na pewno ją obleje. Podobnie było ze studiami. – Mama mówiła, żebym nie szykowała się na żadne dobre studia. Wierzyłam jej – opowiada. Gdyby nie brat, Dorota nie złożyłaby nigdzie papierów. Dostała się na wszystkie kierunki, które sobie upatrzyła.
Trauma na całe życie
Dzisiaj 30-latka przechodzi trzecią terapię. Wcześniejsze przerywała po dwóch, trzech sesjach, gdy padała sugestia zajęcia się relacją z matką. – Obrażałam się na terapeutę, sądząc, że nie mogę się nad sobą użalać, bo wszystko jest ok, inni mają gorzej. Chciałam być dzielna. Dlatego zwykle, gdy terapeuta starał się tłumaczyć, że ktoś mi zrobił krzywdę, nie uważałam, że to krzywda. Raczej usprawiedliwiałam rodziców, zwłaszcza mamę, przed sobą. Na pewno chciała dobrze. To, co mi się stało, to inna sprawa – mówi Dorota. Jest świadoma, że jeszcze długa droga przed nią. – Teraz uczę się, żeby pozwolić sobie być smutną z tego powodu. Wcześniej myślałam, że nic złego się nie stało, a stało. Przede wszystkim mama zasiała we mnie ogromny niepokój. Czego bym się nie dotykała, to mi się to nie uda. Jako dziecko i jako dorosła osoba – stwierdza smutno.
Obecne relacje z mamą Dorota określa jako dobre, ale wyłącznie dlatego, że o nie dba. – My kiedyś bardzo się kłóciłyśmy. Gdyby mówiła do mnie innym językiem, to może bardziej bym w siebie wierzyła. I wierzyłabym w jej dobre intencje. Sądziłam, że ona robi mi na złość. Później ona została na tym samym etapie, nic się nie zmienia. Za to zmieniło się bardzo dużo we mnie – zauważa. Wie, że mama nie chciała dla niej źle, że tak naprawdę za jej pośrednictwem próbowała realizować swoje ambicje.
Dorota się zbuntowała i buntuje do dziś, ale bardziej świadomie. – Ja przejęłam rolę tej mądrzejszej. Mówię jej: "Mamo, chyba nie do końca to chciałaś mi powiedzieć. Rozumiem, że się o mnie martwisz, ale pozwolisz, że podejmę własną decyzję". Mam 4-letnią córkę i też oczywiście wszystko źle robię. Fatalnie ją ubieram i generalnie moje dziecko jest głupie. Otwiera mi się wtedy nóż w kieszeni – słyszę.
Co to za matka?
Kiedy z wyrzutem pytam psycholog i terapeutkę Barbarę Strójwąs, co to za matka, która tak traktuje własne dziecko, najpierw słyszę śmiech. – Często wynika to z tego, że matka sama nie dostała uwagi i miłości, której nie potrafi przelać na córkę. Zazwyczaj taka osoba nie jest zaburzona, po prostu nikt nie nauczył jej, jak tworzyć więź z dzieckiem – mówi moja rozmówczyni. – Umówmy się też, że nie każda kobieta powinna być matką. Ale jeśli mamy do czynienia z kobietą-narcyzem, to kiedy nią zostaje, chce by dziecko było jej odbiciem. Musi spełniać jej oczekiwania – dodaje psycholog.
Dziecko traci pewność siebie na bardzo wczesnym etapie. Skoro matka uważa córkę za niewystarczająco dobrą, ładną czy mądrą, to ona sama nie pomyśli, że taka jest. – Coś takiego odbija się na psychice, odbiera poczucie własnej wartości. Już jako dorosła osoba taka dziewczynka może chcieć znaleźć oparcie w facecie. I dobrze jeśli trafi na kogoś, kto jej to da. Gorzej jeśli nie – wyjaśnia Strójwąs. Zdaniem ekspertki, pogodzenie się z relacją może dać terapia. Bywa, że kobiety kończąc je, jednocześnie ucinają tę wyniszczającą je więź. Bywa, że kobiety nie decydują się na posiadanie dziecka. Boją się, że powtórzą schemat albo będą złymi matkami. Ale zerwanie z matką wcale nie musi być jedynym wyjściem z sytuacji.
– Myślę, że to jest bardzo trudna decyzja odciąć się od matki. To ona cię urodziła, z nikim innym nie stworzysz w życiu takiej relacji. Kobieta może czuć się wyrodną córką, w końcu, kto robi coś takiego matce. Nawet brak kontaktu nie równa się przepracowaniu relacji. I w tym może pomóc terapia – podkreśla Barbara Strójwąs.
Dorota nie zerwała kontaktu z mamą, ale nie liczy się też z jej zdaniem. – Stawiam na swoim, pomimo że dalej nie do końca wierzę w swoje decyzje. I choć czasem może mama daje mi dobrą radę, nie słucham jej i z góry zakładam, że nie ma racji. To jest zgubne, ale tak właśnie to odbieram – kończy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl