Blisko ludziOcalała z Zagłady, po latach to ona ratowała ludzi. Niezwykła historia krakowianki

Ocalała z Zagłady, po latach to ona ratowała ludzi. Niezwykła historia krakowianki

Ocalała z Zagłady, po latach to ona ratowała ludzi. Niezwykła historia krakowianki
Źródło zdjęć: © PAP
Magdalena Drozdek
21.02.2017 15:53, aktualizacja: 21.02.2017 16:14

Przeszła przez krakowskie getto, obóz w Płaszowie, Auschwitz i Bergen-Belsen. Miriam Akavia to krakowianka ocalała z Zagłady. Po wyzwoleniu trafiła do Szwecji, gdzie przez osiem miesięcy dochodziła do zdrowia. Pisarka, tłumaczka, pielęgniarka. O Miriam jeszcze do niedawna wiedzieli nieliczni.

O sobie samej pisała: „Moje życie jest długie i muszę je podzielić. W pierwszym okresie mojego życia po wojnie, po tej strasznej wojnie, była próba zapomnienia. Nie z mojej własnej woli. To wynikało z rzeczywistości, w której żyłam po wojnie. Jej koniec był z mojego punktu widzenia spóźniony. Wyzwolenie było bardzo smutne. Miałam uczucie, że nie można będzie żyć dalej po tym, co się wydarzyło. W Bergen-Belsen odgrzebano mnie z tej całej masy trupów i przewieziono do niemieckiego szpitala. Już wtedy zdegradowani Niemcy mówili: wir haben nichts gewust (o niczym nie wiedzieliśmy)”.

Na zagładę

Rodzina Miriam zajmowała piękne, duże mieszkanie, przy ulicy Łobzowskiej 47 w Krakowie. Była to cześć miasta zamieszkana głównie przez Polaków. W domu panowała atmosfera otwartości i tolerancji.

- Utrzymywaliśmy tradycje żydowskie. W pokoju cioci Heli za szafą była schowana druga szafka, gdzie trzymaliśmy naczynia na święta. W soboty ojciec nie chodził do pracy. W niedziele rodzice chodzili czasem do teatru, spotykali się ze znajomymi. Wtedy nie miałam pojęcia, kto to był Mendelson, dziś wiem, że propagował ruch, który mówił: „bądź Żydem w domu i przystosuj się do otoczenia, w którym żyjesz”. I widocznie moim rodzicom to odpowiadało. W domu było bardzo tradycyjnie, ale na zewnątrz nie wyróżnialiśmy się - opowiadała Miriam w rozmowie z fva.pl.

Miała 12 lat, gdy we wrześniu 1939 roku zaczęły się prześladowania Żydów. Ojcu, Hirshowi Weinfeldowi, odebrano przedsiębiorstwa, do mieszkania dokwaterowano dwóch Niemców. W marcu 1941 r. wszystkim krakowskim Żydom nakazano przeniesienie się do getta. Rodzina zajęła małe mieszkanie wraz z 20 innymi osobami. Pracowali, ale i tak głodowali.

W listopadzie 1942 roku zdesperowany Hirsh postanowił ratować córkę i najmłodszego syna. Wysłał ich do Lwowa. Wyrobiono im fałszywe kenkarty i zabroniono mówić o tym, skąd pochodzą. Miriam do końca życia wspominała Lwów jako jedno z najważniejszych miejsc jej życia.

- Ludzie, do których dotarłam i u których chciałam mieszkać za pracę jako służąca, widocznie zorientowali się, kim jestem, i bali się zatrzymać mnie u siebie. Moja obecność narażała ich życie. Wyszłam z ich domu na ulicę. Przez Lwów przejeżdżały wtedy tramwaje zapchane ludnością żydowską, przewożoną z lwowskiego getta, po akcji, na zagładę. Widziałam te straszne tramwaje i widziałam przechodniów odwracających głowy - mówiła w jednym z wywiadów.

We Lwowie była całkiem sama. Jego brata aresztowało gestapo za pomaganie Żydom. Któregoś dnia ojciec zadzwonił, by wracała. Do Krakowa przyjechała akurat w dniu likwidacji getta, w marcu 1943 roku. - Wyrwano mi przy bramach getta troje malutkich dzieci, którymi się opiekowałam i rozstrzelano na moich oczach - opowiadała.

Z całą rodziną trafiła do Płaszowa. Pod koniec 1944 roku ojciec znalazł się w Mauthausen, gdzie zmarł. Miriam, jej matkę Bronię i siostrę Renię Lusię przetransportowano do Auschwitz. Przebywały tam do stycznia 1945 r., następnie pognano je w Marszu Śmierci do Bergen-Belsen. Bronia zmarła kilka dni po wyzwoleniu obozu przez Brytyjczyków, 15 kwietnia 1945 roku.

- 27 kilogramów ważyłam, kiedy Anglicy oswobodzili mnie w Bergen-Belsen. Mamusia umarła na moich oczach. Tylko siostra i ja zostałyśmy przy życiu. Przewieziono nas do Szwecji. A w Sztokholmie toczyło się normalne życie jak gdyby nigdy nic... Wszystko błyszczy, moi rówieśnicy chodzą do szkoły. Nie mogłam się tym cieszyć. Moje serce wypełnione było bólem i tęsknotą - mówiła.

Byłam tym ludziom potrzebna

W Szwecji nie mieszkała długo. Po kilku tygodniach wysłano ją prosto ze szpitala do Palestyny razem z grupą bezdomnej młodzieży. Siostrę zesłano na Cypr.

- Trzeba było zmobilizować wszystkie siły, żeby się dostosować do tamtejszej rzeczywistości. Ale były też wzniosłe chwile. Było odrodzenie. Było poczucie przynależności, z którego nie umiałabym już zrezygnować. Widok wolnych, wesołych dzieci mówiących po hebrajsku, śpiewających hebrajskie piosenki wzruszał mnie wtedy do łez. Wciąż miałam przed oczyma nasze dzieci w gettach, zamknięte w piwnicach, na strychach, głodne, wystraszone, i w końcu rozstrzeliwane i zagazowane. Dla nikogo nie były ważne. Izrael był wtedy krajem młodych ludzi. Nasz naród po wojnie nie miał ludzi starszych - mówiła w jednym z wywiadów.

W Tel-Awiwie pracowała w biurze imigracyjnym. Przyjmowała ludzi, którzy przyjeżdżali z Polski w 1957 roku. Była dla nich pierwszą instancją, z którą się spotkali w Izraelu. Za jej pośrednictwem dostawali mieszkania, skierowania do pracy, do szkół, w których się uczyli hebrajskiego. - Była to ciężka praca, zwłaszcza, że byłam już matką dwóch córek. Ale dawała mi dużo zadowolenia. Byłam tym ludziom potrzebna. Starałam się wywiązać ze wszystkich obowiązków i na pewno to mnie uratowało. Życie to nie tylko wspomnienia. Życie toczy się dalej - wspominała.

Miriam została dyplomowaną pielęgniarką, studiowała literaturę i historię. Razem z mężem wyjechała po latach do Budapesztu. On pracował jako konsul, ona działała u jego boku. Do Polski wróciła dopiero w latach 60. - Pamiętam, jak wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy do Płaszowa, a szofer po drodze mówił: Tak, wiem, że tutaj był obóz, sąsiedzi strasznie cierpieli, bo były takie okropne zapachy. Do mieszkania na Łobzowskiej, w którym się urodziłam i z którego poszłam do getta, nie miałam odwagi wejść - opowiada w wywiadzie dla „Dialogu”.

Nieliczni znają ją jako pisarkę, autorkę m.in. „Jesieni młodości” i „Moich powrotów”. Pisała głównie o własnym dzieciństwie, Holokauście i przeżyciach wojennych. Miriam Akavia publikowała od 1975, trzydzieści lat po przybyciu do Izraela. - Niełatwo było przejść z języka polskiego na hebrajski, a po hebrajsku pisać o klimacie polskim, polskiej przyrodzie, polskich porach roku, polskich miastach i wsiach, o górskich rzekach i gęstych lasach, o zapachach grzybów po deszczu i zapachach bzu - wyznała podczas jednego ze spotkań autorskich.

Pracowała w Agencji Żydowskiej i w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, była attaché kulturalną w ambasadach Izraela w Budapeszcie i Sztokholmie. Była autorką jedenastu książek i laureatką wielu izraelskich nagród literackich. Zmarła 16 stycznia 2015 roku w Tel-Awiwie.

Herstorie

Biografia Miriam to część Herstorii - projektu, którego celem jest odzyskiwanie zapomnianych historii kobiet.

Jak mówią działacze Archiwum Historii Kobiet, po latach przyszedł moment na refleksję i przyjrzenie się temu, jak toczyło się życie Polek na przestrzeni lat. W bazie znaleźć można m.in. biogramy działaczek emancypacyjnych, opisy miejsc ważnych dla ruchu emancypacji kobiet, trasy śladami emancypantek po różnych miejscowościach w Polsce, a także opisy herstorycznych inicjatyw realizowanych w różnych polskich miastach, miasteczkach i wsiach. Jest tu i historia Amalii Krieger - pierwszej krakowskiej fotografki, i Janiny Morawskiej, która walczyła w Armii Krajowej, i Stanisławy Paleolog, która pracowała jako komendantka Policji Kobiecej w II RP.

- Po co nam historia kobiet? - pytają autorki strony herstorie.pl. - Wierzymy, że perspektywa emancypacyjna w pracy nad pamięcią o przeszłości jest ważna w procesie wprowadzania zmiany społecznej obecnie. Uważamy, że odzyskiwanie historii kobiet wspiera obywatelstwo kobiet, poczucie sprawczości i zaangażowanie społeczne - przyznają.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (30)
Zobacz także