Odejście z zakonu. Byłe zakonnice opowiedziały swoje historie
Dlaczego zakonnice odchodzą? Co dzieje się za murami klasztorów, że zdruzgotane mówią "dość"? Edyta Gietka, dziennikarka "Polityki", rozmawiała z kilkoma byłymi siostrami. Zdradziły jej powody swojego odejścia i opowiedziały, jak wyglądało ich życie w zakonach.
12.06.2019 | aktual.: 12.06.2019 12:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Obowiązkowe spowiedzi, ograniczanie kontaktów z bliskimi – nawet wtedy, gdy leżą na łożach śmierci, brak dostępu do leków. Do tego szykany, ciężka praca fizyczna, doglądanie schorowanych proboszczów. Pranie bielizny księżom. Tak wygląda życie wielu zakonnic. To, czy są franciszkankami, honoratkami czy karmelitkami, nie ma aż tak dużego znaczenia. Te, z którymi rozmawiała Edyta Gietka, w każdym z zakonów były traktowane jak służące. Służące proboszcza i sióstr przełożonych, nie Boga.
Małgorzata – była siostra, która pozwała zakon
Małgorzata Niedzielska, której historię opublikowano na łamach najnowszego numeru "Polityki", jest pierwszą byłą polską zakonnicą, która od Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi domaga się odszkodowania w wysokości 82 tys. złotych. Walka w sądzie trwa już trzy lata.
Jej koszmar rozpoczął się tuż po ślubowaniu, kiedy podjęła pracę w kuchni ojców franciszkanów. Po kilku miesiącach wielogodzinnego stania nad garnkami i przygotowywania posiłków dla setki braci zaniemogła. Przełożona pozwoliła jej wykupić lekarstwa dopiero po interwencji lekarza. Gdy Małgorzata poprosiła o wydłużenie przerwy w pracy, śmiała się szyderczo.
Czarę goryczy przelał obowiązek doglądania toalet na przykościelnym parkingu. Gdy odmówiła – nie chciała czyścić sedesów dłońmi, którymi wkłada do kielicha komunikaty – proboszcz zgłosił jej niesubordynację przełożonej. Po tym incydencie zdecydowała się zrzucić habit i wrócić do matki. Z nerwicą, dyskopatią, niedoczynnością tarczycy i astmą.
Zobacz także
Jozeula chciała jechać do schorowanej matki. Dostała reprymendę
Jozuela wstępując do zakonu, musiała obciąć włosy. Już to jej się nie podobało. Jednak to, co przyszło później, było jeszcze gorsze. Gdy w zakonie, w którym służyła, pojawił się zakaz odwiedzania własnych rodziców poza regulaminowym urlopem, miała dość. Nie mogła zrozumieć, dlaczego w męskich zgromadzeniach nie ma takiego ograniczenia.
Przez 30 lat posługi – i coraz rzadszych odwiedzin – jej rodzice zniedołężnieli. Ona, zamiast zajmować się nimi, musiała opiekować się schorowanymi kapłanami i siostrami. Przejmowała ich obowiązki, doglądała. Podczas corocznej wizyty w rodzinnym domu zrozumiała, że nie chce już niańczyć proboszczów i sióstr. Że chce być w domu – z bliskimi, którzy potrzebują jej bardziej niż "kapryśni przeorysze".
Z czasem pojawiły się problemy zdrowotne. Choć przez wielogodzinne modlitwy jej nogi puchły coraz bardziej, mistrzynie zakonne wymyślały kolejne litanie. Gdy została przyłapana na leżeniu w łóżku habicie, została ukarana. Próby wzięcia wolnego i odwiedzenia schorowanej, pogrążonej w depresji matki, kończyły się reprymendą, że jej wiara nie jest dostatecznie mocna. W końcu odeszła.
Nie wszystkie zakonnice odchodzą. Niektóre się boją
Historii podobnych do tych opowiedzianych na łamach "Polityki" jest więcej. Część sióstr idzie w ślady Małgorzaty czy Jozueli i zrzuca habit. Nie oznacza to jednak całkowitego uwolnienia się od przeszłości w zakonie. Problemy zdrowotne, trauma, szykany – pozostałości zakonnego życia towarzyszą im każdego dnia. Są jednak siostry, które choć chcą, nie mogą odejść. Za bardzo boją się tego, co czeka ja za murami zakonu.
Źródło: "Polityka"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl