W środowisku biurowym w wielkich korporacjach kobiety wciąż nie są równo traktowane przez wielu męskich współpracowników i przełożonych [zdjęcie ilustracyjne]© Getty Images | vm

Opiekunki ogniska biurowego już nie chcą robić kawy

Anna Śmigulec
22 stycznia 2023

Kończy się spotkanie biznesowe, wszyscy wstają, a szef wskazuje, która pracownica posprząta. - Kobieta w naszym społeczeństwie postrzegana jest jako opiekunka ogniska domowego. Niektórym może się wydawać, że jest też gospodynią biurową. Jeśli nie czujemy się z tym dobrze, stańmy w swojej obronie – mówi Kamila Kurkowska, współautorka poradnika "Słoneczko, zrób mi kawę".

Anna Śmigulec, Wirtualna Polska: "Kasiu, zrobisz ten raport? Bo jesteś taka dokładna". Pod tymi słowami czai się jakiś rodzaj manipulacji, ale większość sytuacji, które opisujecie w poradniku "Słoneczko, zrób mi kawę" brzmi niewinnie. A niektóre nawet jak komplement.

Kamila Kurkowska, prezeska fundacji Women In Law, mentorka prawniczek, współautorka poradnika "Słoneczko, zrób mi kawę". Antydyskryminacyjny pomocnik dla kobiet w biznesie": Albo jak mężczyźni zwracają się do współpracownic: "pani Kasiu, pani Olu, pani Dorotko", a nawet "słoneczko" lub w inny pieszczotliwy sposób. To akurat jest tzw. życzliwy seksizm. Zdrabniają imiona niby z sympatii. Ale akurat środowisko zawodowe nie jest miejscem do tego, żebyśmy się spoufalali.

Potrafię sobie wyobrazić, że część mężczyzn wypowiadających takie słowa jest święcie przekonana, że mówi wręcz coś miłego.

Ja nie twierdzę, że mamy być sztywni, ale ważne, żeby traktować wszystkich na równi. Zresztą zdarza się, że to kobiety na wysokich stanowiskach mówią do członków swojego zespołu np. "panie Krzysiu". Na forum.

Jednak, nie oszukujmy się, częściej zdarza się, że podczas konferencji czy nawet w programach telewizyjnych to tytuły naukowe i stanowiska kobiet są pomijane. Albo w gronie mieszanym, złożonym z ekspertów i ekspertek, osoba prowadząca konsekwentnie zwraca się do wszystkich: "Panowie". "Witam panów. Co panowie na to?". Tak jakby te ekspertki w ogóle w tej przestrzeni nie istniały.

Ja sama od jakiegoś czasu bardzo zwracam uwagę na to, żeby w sytuacjach oficjalnych nie zdrabniać kobiecych imion. Prowadzę podcasty i różne wydarzenia w fundacji, i nawet jeżeli z Kasią, Małgosią czy Anią jestem na ty i w sytuacjach prywatnych w ten sposób się do nich zwracam, to pilnuję się, żeby je przedstawiać jako Katarzynę, Małgorzatę, Aleksandrę. Na początku czułam się z tym niekomfortowo, ale muszę powiedzieć, że to działa. Bo używając pełnej formy imienia podnosimy rangę tej osoby.

W czasie, gdy wykluwał się nasz pomocnik, napływało do nas coraz więcej historii o dyskryminowaniu kobiet w miejscu pracy i okazało się, że to, co opisywałyśmy a propos branży prawniczej, jest powszechne również w innych sektorach biznesu. Stąd pomysł, żeby udostępnić pomocnik szerzej, i żeby kobiety z innych branż też mogły z niego korzystać.

Kamila Kurkowska
Kamila Kurkowska© archiwum prywatne

Co w nim znajdą?

15 najpowszechniejszych sytuacji dyskryminujących, które występują w środowisku biurowo-korporacyjnym. Każda w osobnym rozdziale. Czyli opisujemy konkretną sytuację ze szczegółami i wariantami, a następnie proponujemy, jak można się zachować, jeżeli to mnie dotyczy taka sytuacja. Ale też, jak mogę zareagować, jeśli jestem świadkiem bądź świadkinią, że ktoś w mojej obecności w niewłaściwy sposób traktuje inną kobietę.

Jedna ze współautorek pomocnika, adwokatka Małgorzata Modzelewska de Raad, która wniosła niesamowicie dużo propozycji reakcji na dyskryminujące sytuacje, otwarcie i publicznie mówi o tym, jak wielokrotnie musiała reagować na spotkaniach zawodowych, kiedy jej współpracowniczki, prawniczki były proszone o "ogarnięcie kanapek", sprzątnięcie ze stołu lub przygotowanie notatek, które nie były w zakresie danego zlecenia. To bardzo ważne, by mieć odwagę, by reagować na takie zachowania i być czujnym - i czujną na takie nadużycia.

Zachęcamy, żeby reagować, a nie unikać.

Na przykład jesteśmy na spotkaniu, moją koleżankę ktoś prosi o sprzątnięcie stołu konferencyjnego, a ja oddycham z ulgą: "Uff, dobrze, że nie na mnie trafiło". No nie. Dzisiaj nie trafiło na mnie, ale jutro może trafić. Bo też jestem kobietą. Wiec warto reagować dla wspólnego dobra.

Poza tym w każdym rozdziale pokazujemy, jakie jest tło psychologiczne tego typu zachowań oraz jakie jest tło prawne.

Tutaj chcę powiedzieć ważną rzecz. Ten poradnik adresujemy do kobiet – w końcu ma podtytuł "Pomocnik antydyskryminacyjny dla kobiet w biznesie", ale również mężczyźni powinni go przeczytać. Bo niektórzy zachowują się niewłaściwie z premedytacją, i to jest absolutnie godne potępienia.

Ale inni robią to nie ze złej woli, tylko dlatego że nie wiedzą, nie zaktualizowali swoich standardów do wymogów XXI wieku. Im wystarczy uświadomić, że czasy się zmieniły i tak już nie wolno postępować.

Kiedy czytałam pomocnik, to się wkurzałam. Miałam poczucie, że nie tędy droga. Tak jak odpowiedzią na ewentualną przemoc seksualną nie są warsztaty z samoobrony dla kobiet. Żeby ktoś nas nie zgwałcił na ulicy, uczmy chłopców, żeby nie gwałcili, a nie dziewczynki, jak się przed tym bronić.

Rzeczywiście, nasze propozycje to takie "zajęcia z samoobrony", czyli jak stanąć po swojej stronie w konkretnych dyskryminujących sytuacjach.

Natomiast pełna zgoda, że mężczyźni również powinni przeczytać pomocnik. I są tacy, którzy już go czytali. Zaskoczyło mnie nawet, jak tuż po premierze prowadziłam zajęcia on-line na SWPS z grupą prawniczek i prawników na zupełnie inny temat: innowacji w branży prawniczej, i jeden z partnerów dużej kancelarii powiedział w trakcie ćwiczeń: "Znam twój pomocnik. Robiliśmy szkolenia z mobbingu dla naszego klienta i wysłałem im go, bo jest praktyczny i wyważony".

Więc nie jest tak, że mężczyźni gremialnie zamykają oczy i udają, że nie ma tematu.

Zresztą, zgłaszają się do nas firmy i instytucje z pytaniem, czy byśmy nie poprowadziły warsztatów i szkoleń na ten temat. I to będzie następny etap. Nie planowałyśmy tego, ale przyszło samo.

Okładka poradnika antydyskryminacjynego dla kobiet w biznesie "Słoneczko, zrób mi kawę"
Okładka poradnika antydyskryminacjynego dla kobiet w biznesie "Słoneczko, zrób mi kawę"© Women in law

Ale dla kogo te warsztaty?

Dla grup mieszanych. Żeby uświadomić również mężczyznom, że pewne zachowania są nieakceptowalne.

Bo istnieje duża - a w branży prawniczej nawet całkiem duża - grupa mężczyzn, którzy wiedzą, że zachowują się niewłaściwie, ale nic nie zmieniają. Mało tego, w przypadku molestowania seksualnego wiedzą nawet, jakie są konsekwencje prawne. Więc jest to szokujące, bo jednak prawnik to zawód zaufania publicznego.

A z drugiej strony branża prawnicza jest środowiskiem niezwykle hierarchicznym i hermetycznym, i myślę, że to też sprzyja nadużyciom. Zresztą, nie ona jedna. Od koleżanek z organizacji "Polki w medycynie" wiem, że istnieje dużo podobieństw między branżą prawniczą a lekarską.

A ma pani jeszcze jakieś informacje zwrotne od mężczyzn?

Owszem. Kiedy pojawił się nasz raport "Sytuacja kobiet w branży usług prawnych", jeden z partnerów dużej kancelarii prawnej stwierdził, że jest bardzo zaskoczony skalą nadużyć oraz nieprawidłowości, i że u niego w kancelarii na pewno ich nie ma. I z tego, co on rozmawia z kolegami z innych kancelarii, to tam też tego nie ma.

A ja mu odpowiadam: "A jak myślisz, skąd się wzięło te 600 prawniczek, które wypowiedziały się w naszym badaniu?". Co więcej, znam prawniczki również z kancelarii, w której ten człowiek jest partnerem zarządzającym i doskonale wiem, że tam jest gigantyczny problem.

Myśli pani, że on nie ma kontaktu z rzeczywistością?

No właśnie nie wiem, czy to jest brak kontaktu z rzeczywistością, czy to jest pudrowanie rzeczywistości. Ale to się musi zmienić. Znowu mówię o branży usług prawnych, bo boryka się ona z problemem braku talentów. Nawet bardzo duże kancelarie mają problem z rekrutacją nowych osób, które miałyby pożądane umiejętności i postawę.

Młodzi ludzie nie chcą pracować w kancelariach prawnych. I nie mówię tutaj tylko o młodych kobietach, ale też o mężczyznach. Dla nich naprawdę temat różnorodności i szacunku – bo tak naprawdę my cały czas rozmawiamy o szacunku dla drugiej osoby - jest bardzo istotny. Młodzi, którzy kończą prawo i idą na aplikację, to przeważnie ludzie, którzy mają ideały, wartości i chcą zmieniać świat. Po czym zderzają się z taką smutną rzeczywistością i im to zgrzyta. I mówią: "No nie! To nie tak miało wyglądać, ja się z tego wypisuję".

Ale ma pani bardziej na myśli tę hierarchiczną strukturę czy dziaderski sposób myślenia?

Jedno i drugie. Do tego dochodzi tzw. kultura zapierdolu.

A, to nie tylko w państwa branży.

Być może, natomiast w branży prawniczej jest to nagminne i stanowi normę. Bo pokolenie, które jest teraz u sterów to 40-50-latkowie, którzy, żeby być w tym miejscu, w którym teraz są, rzeczywiście pracowali po 16 godzin na dobę. I dla nich to jest normalne. A dla młodszego pokolenia niedopuszczalne.

Wróćmy do tego, że to mężczyźni bardziej powinni przeczytać ten pomocnik i wziąć go sobie do serca. Tylko że ten podtytuł zwalnia ich z odpowiedzialności. Widzą: "Antydyskryminacyjny pomocnik dla kobiet w biznesie" i myślą: "E, to nie dla mnie, to po co mam czytać". Może by tak wypuścić drugą edycję z podtytułem "Pomocnik dla mężczyzn: jak nie być dziadersem"...

No dobrze, ale jeżeli ktoś jest dziadersem, to czy sięgnie po taki pomocnik?

Mam wrażenie, że znakomita większość osób, które mają takie dziaderskie podejście, po prostu nie chce się zmieniać. I do nich bardzo trudno dotrzeć.

W takim razie przejdźmy od spraw beznadziejnych do konstruktywnych rozwiązań. W pierwszym rozdziale opisujecie sytuację: "Kasiu, jak skończymy, zbierz papiery i trochę tu ogarnij". Wydaje się niewinna. Brzmi neutralnie, nie ma żadnych wulgaryzmów...

To tytuł rozdziału, a zarazem skrótowe zdanie, pod którym kryją się różne podobne sytuacje.

To pewnie zdarzyło się tysiącom kobiet: "Podczas spotkań jestem proszona o zrobienie kawy lub herbaty, robienie notatek, a po spotkaniu o sprzątnięcie sali konferencyjnej. Mimo że jestem zatrudniona na tym samym stanowisku, co koledzy".

Co ciekawe, niektóre kobiety nie widzą w tym nic złego. Na zasadzie: "Co to dla mnie za problem?". Więc każda kobieta w podobnej sytuacji musi sobie sama odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście jej to nie przeszkadza i czy taki stan chce utrzymać, czy może chce uzyskać coś innego. A jeśli czuje się z tym niekomfortowo, to w naszym pomocniku może znaleźć bardzo konkretne rady, co w takiej sytuacji zrobić. Często intuicyjną reakcją jest zgryźliwy żart albo odpowiedzenie ciętą ripostą. Możemy zapytać: "Kiedy rewanż?" albo rzucić: "Będę musiała z kadrami porozmawiać, bo nie wiedziałam, że parzenie kawy i sprzątanie wchodzi w zakres moich obowiązków".

Agresywne i poniżające zachowania mężczyzn wobec kobiet w biurze - w przeciwstawianiu się takim zachowaniom ma pomagać poradnik Women in law
Agresywne i poniżające zachowania mężczyzn wobec kobiet w biurze - w przeciwstawianiu się takim zachowaniom ma pomagać poradnik Women in law© Getty Images | Machine Headz

Ale nie zawsze mamy na tyle refleksu i odwagi. Poza tym sarkazm czy ironia mogą szybko uciąć niezręczną sytuację i uzmysłowić kolegom, że przesadzają, ale na dłuższą metę zwykle pogarszają sytuację. Poza tym ironia, to także forma agresji, co podczas pracy nad pomocnikiem uświadomiła nam psycholożka Aleksandra Ludynia. Więc warto rozważyć inne podejście. Na przykład powiedzieć wprost: "Pracujemy na takich samych stanowiskach, nie zamierzam ani parzyć kawy, ani sprzątać sali". Bez tłumaczenia się. Można użyć dyplomacji i powiedzieć np.: "Przepraszam, ale kończę teraz ważny raport i muszę liczyć każdą minutę. Może poprosicie kogoś innego".

Ja, odmawiając prośbie posprzątania sali po spotkaniu, też bym pewnie nie przeprosiła. Ale ja mam 40 lat i doświadczenie oraz dorobek. Natomiast starałyśmy się też wejść w buty osób, które są na początku swojej kariery, które nie są pewne siebie, nie mają takiej śmiałości. Na przykład 26-latki, która jest na aplikacji radcowskiej czy adwokackiej, czyli już kształci się w kierunku bycia prawniczką, bardzo często wykonuje w kancelarii funkcje asystenckie. Bo jest o to proszona.

Taka osoba nie powie z pewnością w głosie: "Ja tego nie zrobię, bo mam co innego do zrobienia". Dla niej i podobnych osób starałyśmy się tak zbudować te komunikaty, żeby je nieco zmiękczyć. Ale zmiękczyć je nie po to, żeby rozmyć przekaz, tylko żeby ułatwić kobietom powiedzenie czegoś takiego. Bo jeżeli zawsze dotąd to polecenie wykonywała, to wyrażenie sprzeciwu ten pierwszy raz, powiedzenie: "nie", jest bardzo trudne. Bo tak naprawdę to jest właśnie powiedzenie: "nie". Później za każdym kolejnym razem będzie łatwiejsze.

To jest w ogóle szerszy temat. Wiele kobiet bardzo długo nie mówi: "nie". Czy to w życiu zawodowym, czy to rodzinnym. I kiedy "nagle" wyrzucą z siebie: "nie", to całe otoczenie jest zdziwione i reaguje: "Ale przecież nie mówiłaś, że ci to nie odpowiada! Że to ty zawsze robisz zakupy, że to ty zawsze zmywasz". Tutaj to słowo "przepraszam" ma za zadanie zmiękczyć ten komunikat, żeby ewentualna reakcja drugiej strony nie była zbyt gwałtowna.

Więc powtórzę: ja też bym nie powiedziała "przepraszam", ale to nie jest pomocnik dla mnie.

Nie dość, że ktoś mnie dyskryminuje, to jeszcze ja mam przepraszać?

Ja się absolutnie z panią zgadzam. Ale może uchylę kulis powstawania pomocnika. Od kiedy działa nasza fundacja, czyli od czterech lat, zgłaszały się do mnie prawniczki i opowiadały o różnych przykrych sytuacjach, w których czuły się dyskryminowane. Np. dowiedziały się, że zarabiają mniej niż ich kolega na tym samym stanowisku, albo że są odsuwane od fajnych merytorycznie projektów, albo że jak wracają po urlopie macierzyńskim, to nie mają już swoich klientów, bo zostali oni rozdysponowani po innych prawnikach. Kobietom, które się tym ze mną dzieliły, pewnie wydawało się, że to pojedyncze sytuacje. Ale ja, ponieważ byłam odbiorczynią tych historii, zaczęłam dostrzegać, jak wielka jest skala problemu.

Natomiast w dyskursie publicznym trudno mi było argumentować, że to nie są odosobnione przypadki, bo na rynku nie było żadnych danych na ten temat. Więc sami zorganizowaliśmy badanie. Zrobiliśmy to z wielką pomocą dwóch organizacji: Polskiego Stowarzyszenia Prawników Przedsiębiorstw, czyli szefowych i szefów wewnętrznych działów prawnych oraz kancelarii PWC Legal. I okazało się, że to był przełom.

Profesora z dużym doświadczeniem, która wspierała nas przy tym badaniu od strony metodologicznej, uprzedzała, że nie warto liczyć na potok odpowiedzi. Że będzie dobrze, jeśli uzbiera się ich kilkadziesiąt, a każda odpowiedź powyżej stu to już będzie sukces. A my zebrałyśmy tych odpowiedzi prawie 600! Według mnie to był wyraźny sygnał, że prawniczki potrzebowały powiedzieć prawdę, jak jest z równością w tej branży.

Co ciekawe, badanie zawierało i pytania zamknięte, i otwarte. W tych pierwszych pytaliśmy: czy doświadczyłaś takiej a takiej sytuacji? I respondentki na skali uzupełniały: zawsze, często, nigdy itd. Natomiast w odpowiedziach na pytania otwarte pojawiło się tyle historii, że wszyscy twórcy badania byli zaskoczeni. Co dla mnie było kolejnym wyraźnym sygnałem, że do tej pory te prawniczki nie miały gdzie opowiedzieć o tym, co je spotkało.

A pomocnik to praca zbiorowa i inicjatywa oddolna mentorek w naszej Fundacji. Ostatecznie zaangażowałyśmy się w piątkę: wspomniana radczyni prawna Paulina Marusczyk, radczyni prawna Katarzyna Zbyszyńska, adwokatka Małgorzata Modzelewska-de Raadi i ja. Dołączyła do nas też psycholożka i trenerka Aleksandra Ludynia.

I nie jest tak, że opisałyśmy 15 sytuacji, zgodziłyśmy się we wszystkim i powiedziałyśmy: "Zrobione!". Proces twórczy trwał osiem miesięcy, a pracowałyśmy bardzo intensywnie. Również dlatego, że każda z nas miała własne propozycje.

Nasz raport miał premierę 8 marca 2022 r., w prawniczym środowisku odbił się głośnym echem.

W ramach naszego programu mentoringowego dla młodych prawniczek, do 30. roku życia, szkolimy nie tylko jego uczestniczki, ale i same mentorki. I właśnie podczas jednego z takich spotkań mentorki zaczęły przytaczać sytuacje ze swojego życia albo te, o których słyszały od młodych prawniczek, i to było jeszcze bardziej dramatyczne. Wtedy jedna z mentorek: Paulina Marusczyk, radczyni prawna, szefowa działu prawnego w wielkiej korporacji, stwierdziła: "Skoro my już to przeszłyśmy, musimy zrobić coś, żeby pomóc naszym młodszym koleżankom. Powiedzieć, jak sobie radzić w takich trudnych sytuacjach".

Podpowiadacie też fajne rozwiązania, np. rotacyjne zajmowanie się podobnymi zajęciami: "Skoro teraz pomaga nam Dorota, jutro zrobi to Karol".

Tak, to akurat propozycja dla osób, które są świadkami dyskryminowania. Często też im wyższą pozycję mamy w organizacji jako kobiety, na więcej możemy sobie pozwolić. Możemy stanąć w obronie naszych młodszych i mniej doświadczonych koleżanek.

Możemy nazwać po imieniu, że takie zachowanie jest niewłaściwe. Albo kiedy kobieta, która pracuje na stanowisku merytorycznym, jest proszona o podanie kawy, możemy powiedzieć, że to nie należy do jej obowiązków, poprośmy kogoś z recepcji. A jeśli nie ma recepcji, można powiedzieć: "Ale przecież każdy może zrobić sobie kawę sam". Więc ważną rolę w takich sytuacjach ogrywają świadkowie bądź świadkinie.

Awantura na spotkaniu w biurze. Często kobiety są w nich na słabszej pozycji wobec mężczyzn-przełożonych
Awantura na spotkaniu w biurze. Często kobiety są w nich na słabszej pozycji wobec mężczyzn-przełożonych© Getty Images | Tomaz Levstek

Mam wrażenie, że ich reakcja ma nawet większą siłę rażenia. Bo jeśli to ja mówię coś w swojej obronie, ktoś może zareagować: "Co tak dramatyzujesz?" albo "Nie przesadzaj, to tylko zrobienie kawy".

Albo: "Ale masz focha", "Masz te dni?" Dlatego jesteś taka drażliwa?" Takie teksty kobiety słyszą bardzo często.

Musimy też pamiętać o pewnej ważnej rzeczy. Nie lubię tego porównania, ale nie znajduję lepszego. W sądzie ofiara gwałtu jest często atakowana argumentem: "Nie protestowała, to znaczy, że chciała". A zapomina się, że tak właśnie broni się ludzki organizm: zamiera i przestaje reagować.

Tak, psychologowie nazywają to "zamrożeniem".

I to są podobne sytuacje. Jesteśmy tak zaskoczone, że nie wiemy, jak zareagować i co powiedzieć, i automatycznie robimy tę kawę czy sprzątamy ze stołu konferencyjnego. A potem mówimy do siebie: "Kurczę, dlaczego się nie sprzeciwiłam!".

Ale przecież nie jest tak, że skoro w ciągu 30 sekund nie zareagowałam, to już przepadło. Możemy wrócić do tej sytuacji i do tej osoby chociażby następnego dnia i powiedzieć: "Uważam, że to było nie w porządku. Źle się z tym poczułam. Proszę cię, żebyś następnym razem czegoś takiego nie robił". Bo myślę, że najgorsze dla nas samych jest tzw. kiszenie w środku i wyrzucanie sobie: "O Boże, znowu nie zareagowałam! A przecież mogłam odpowiedzieć tak i tak..."

Dalej mamy świetną podpowiedź: "Co na to psychologia?".

Tak, tutaj pokazujemy wzorce społeczne i stereotypy. W przypadku tej sytuacji akurat ten, że kobieta w naszym społeczeństwie jest postrzegana jako opiekunka ogniska domowego, ale przekłada się to też na, nazwijmy to, ognisko firmowe. Że to ona będzie o wszystkich dbała, będzie się przejmowała, czy wszyscy są zaopiekowani.

I niektórym może się wydawać, że to jest jej naturalna rola, że kobiety po prostu to lubią, albo do tego są stworzone. Że są takimi gospodyniami - domowymi i biurowymi. I teraz: jeśli my same czujemy się dobrze w takiej roli, to nie ma problemu. Ale jeśli nie, to stańmy w swojej obronie i same siebie traktujmy z szacunkiem.

Bo widziałam nie raz: kończy się spotkanie biznesowe, wszyscy wstają od stołu konferencyjnego, a kobiety zaczynają zbierać filiżanki i talerze. Mimo że nikt ich o to nie prosił.

Jakie jeszcze sytuacje opisujecie w pomocniku?

Na przykład "Uuuu, Kasia, ale się odstawiłaś...". Kobiety opowiadały nam podobne historie: "Od kiedy pracuję, nie lubię lata. Jest gorąco, więc nie da się chodzić w swetrach z golfem. A kiedy tylko zakładam jakąś luźniejszą bluzkę, koledzy patrzą na mój biust. Kiedyś upadły mi akta, a byłam w bluzce z dekoltem. Gdy je podniosłam, kolega, który siedział tuż obok powiedział: ‘Mogłabyś się schylić jeszcze raz?’ Poczułam, że się czerwienię. Od tego czasu bardzo uważnie dobieram strój".

To zmora wielu kobiet – konieczność myślenia o tym, co się założy do pracy, żeby nie wywołać reakcji kolegów. I nie chodzi o komplementy czy pochwały, lecz o żarciki, wpatrywanie się w dekolt albo niedwuznaczne propozycje.

Albo inny rozdział: "Kaśka, ale co się tak pieklisz?", w którym kobiety opowiadają, że ich koledzy w pracy się złoszczą, lubią sobie krzyknąć lub walnąć pięścią w biurko. A one sobie na to nie pozwalają. Bo mężczyznom to uchodzi, a je uznano by za wariatki. Jedna mówi: "Kiedy raz podczas służbowego spotkania nieco się uniosłam, od razu zostało to nieprzyjemnie skomentowane". Zresztą, chyba każda z nas kiedyś usłyszała: "Złość piękności szkodzi" albo "Czemuż się pani tak denerwuje?". Więc tłumimy emocje, żeby nikt nie przykleił nam łatki "histeryczki".

Albo z innej beczki: "Kasiu, zrobiłaś świetną prezentację. Tomek pokaże ją klientowi". Czyli wszelkie sytuacje, w których kobiety ciężko pracowały, wykonały lwią część pracy, ale to koledzy zbierają laury. To oni prowadzą spotkania i oni omawiają temat, choć nad projektem pracowali razem.

Albo "Kasiu, pozwól, że ci to wyjaśnię" o mansplainingu.

Tak, wiele mądrych i świetnie wykształconych kobiet ze zdumieniem zauważa, że koledzy traktują je z wyższością. Mężczyźni, niezależnie od tego na jakim stanowisku pracują, nieustannie tłumaczą im oczywistości. Objaśniają kobietom świat, mimo że nikt ich o to nie prosi. Kobiety czują się wtedy traktowane protekcjonalnie, a wszelkie próby zwrócenia uwagi, że wiedzą coś równie dobrze, a nawet lepiej, często wywołują u rozmówców irytację.

Zresztą, mansplaining, czyli panjaśnienie omówiłyśmy jeszcze na końcu pomocnika, w słowniku przydatnych pojęć. Obok asertywności, dyskryminacji, molestowania i stereotypów.

Mansplaining to zjawisko, które zdefiniowała i nazwała Rebecca Solnit, amerykańska pisarka, feministka i badaczka. Polega ono na tym, że mężczyźni wyjaśniają kobietom tematy, które są zupełnie oczywiste i trywialne. Zresztą często wyjaśniają kwestie, na których się nie znają, ale i tak dają sobie prawo do występowania z pozycji wiedzącego lepiej. Przyjmują założenie, że kobieta wie mniej i potrzebuje "pomocy". A kobiety, wychowane w duchu bycia grzecznymi dziewczynkami, nie przerywają mężczyźnie, co jeszcze bardziej utwierdza go w tym, że ma prawo je pouczać.

I bardzo mnie rozbawiło, jak po publikacji pomocnika napisał do mnie maila nieznany mi mężczyzna - że ciekawy poradnik, "wiele zjawisk opisanych w sposób przystępny i jasny z konkretnymi poradami". Ale że jedno określenie aż kłuje w oczy: panjaśnienie. On wie, że to pojęcie od kilku lat funkcjonuje w Polsce, ale "jest to bardzo toporne tłumaczenie". Po czym zaproponował, żeby zastąpić je zwrotem "onjaśniać". Jako zlepek "on" i "objaśniać".

Wspaniały przykład mansplainingu. Napisał do pani obcy mężczyzna, żeby objaśnić pani świat.

Tak, chciał nas nauczyć, jakiego słowa powinnyśmy użyć w naszej publikacji.

Z drugiej strony, chciał dobrze. Niejedna osoba uzna, że trudno się doczepić do tego faceta. Co prawda pani od razu czuje, że to mansplaining i ja to czuję, ale obiektywnie to jest trudne do wytłumaczenia. Dużo łatwiej powiedzieć: "Nie zrobię ci kawy. Już samo to, że mnie prosisz o jej zrobienie, jest niewłaściwe". Bo to jest sytuacja zero-jedynkowa. Natomiast mansplaining jest bardziej nieuchwytny.

I na koniec bardzo ważna rzecz, którą zawsze podkreśla nasza psycholożka Aleksandra Ludynia. Warto, żeby każda osoba przeczytała ten pomocnik, bo kiedy o czymś czytamy, nasz mózg odbiera to tak, jakbyśmy to naprawdę przeżywali. W odniesieniu do naszego poradnika - niejako uczy się, jak się zachować w określonych sytuacjach. Więc potem, jeżeli któraś z tych sytuacji zdarzy nam się w rzeczywistości, będziemy już wiedziały, jak zareagować i jak stanąć w swojej obronie.

Czyli pomocnik napisały: psycholożka, mentorka i trzy prawniczki. Ostatnia kategoria przy każdej poradzie to: "Co na to prawo?". I tu niejedna osoba może się zdziwić.

Bardzo dużo mówi się w tej chwili mówi o mobbingu, ale on jest bardzo trudny do udowodnienia w sądzie. Szczególnie pojedyncze sytuacje niewłaściwego zachowania. Natomiast jeżeli te zachowania są notoryczne, a inne osoby w zespole widzą nieprawidłowości, to może to być traktowane z punktu widzenia prawa jako mobbing albo dyskryminacja. I na to są konkretne paragrafy.

Kamila Kurkowska
Kamila Kurkowska© archiwum prywatne

Przytaczacie je nawet w każdym rozdziale i muszę powiedzieć, że to działa na wyobraźnię.

Tak, już w odniesieniu do tej "niewinnej" sytuacji przywołujemy art. 3 par. 2 Kodeksu pracy i wyrok Sądu Najwyższego z dnia 17.01.2007 r. Podajemy nawet sygnaturę akt: I PK 176/2006 . 

Można sobie do tych wyroków sięgnąć i sprawdzić, co zawierają. Tutaj ogromną pracę wykonała radczyni Katarzyna Zbyszyńska, ekspertka od prawa pracy.

Mamy np. rozdział: "Kaśka, weź przestań, tu trzeba faceta", gdzie przytaczamy częste komentarze typu: "Biznes jest dla facetów. Tu trzeba psychicznej siły. Dziewczyny są zbyt miękkie. Choć fakt, też mają swoje zalety. Wiecie, potrafią zaczarować. Gdzie diabeł nie może, to babę pośle".

No to tłumaczymy: według Sądu Najwyższego, jeśli przełożony czy pracodawca, korzystając ze swoich uprawnień, działa w sposób i formie, które naruszają godność pracownika, czy które stwarzają wobec niego zastraszającą, wrogą, poniżającą, upokarzającą lub uwłaczającą atmosferę, możemy mieć do czynienia z mobbingiem (wyrok Sądu Najwyższego z dnia 7 listopada 2018 r., sygn. akt II PK 210/17).

Chcemy pokazać, że środowisko zawodowe też jest regulowane i to w bardzo konkretny sposób. Przez Kodeks pracy i nie tylko. Więc warto mieć tego świadomość.

Rozmawiała Anna Śmigulec, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
mobbingmobbing w pracyprawo
Komentarze (768)