Piękno w cieniu konfliktu
Pojawienie się koreańskich kosmetyków w sklepach stacjonarnych to poważne zagrożenie dla naszych rodzimych producentów preparatów pielęgnacyjnych
Na północy reżim, na południu uprzemysłowienie. Choć konflikt na granicy między Koreą Północną a Koreą Południową ponownie się zaostrzył, w jego cieniu dojrzewają prawdziwe innowacje. Rozwojowi nowych technologii towarzyszy rozkwit branży kosmetycznej, której kolejne odkrycia pokochały m.in. Europejki, w tym – Polki.
* Korea Południowa w kategorii dbałości o urodę to fenomen na skalę światową*. Nigdzie indziej operacjom plastycznym nie poddaje się co piąta kobieta. Kraj można też śmiało porównać do Francji – jest bowiem odpowiednikiem francuskiej Doliny Kosmetycznej. Może jeszcze nie dziś, ale w niedalekiej przyszłości zacznie być traktowana jako kolebka nowoczesnego przemysłu kosmetycznego. Sądząc po wzrostach sprzedaży, jest to wysoce prawdopodobne. Od 2012 roku tylko w Polsce zainteresowanie koreańskimi kosmetykami wzrosło o kilkadziesiąt procent.
- W ostatnim roku odnotowaliśmy wzrost sprzedaży o 40 proc. Jednocześnie również podwoiła się liczba sklepów internetowych oferujących kosmetyki koreańskie – twierdzi Dorota Herbowska, właścicielka sklepu internetowego Sachi. Jeszcze lepszymi statystykami chwali się sklep Beautikon. - Analizując lipiec 2014 do lipca 2015 sprzedaż wzrosła nam o ok. 200 proc. - mówi jego właścicielka Agnieszka Bauer. Uznaniem Polek cieszy się także box kosmetyczny Memebox, który na potęgę zamawiają zarówno Europejki, jak i Amerykanki. W czym koreańskie kosmetyki są lepsze od europejskich?
Fenomen koreańskich kosmetyków
- Przyjmuje się, że koreański rynek kosmetyczny wyprzedza rynek europejski o 5 do 10 lat. Oznacza to, że Koreańczycy dysponują bardziej zaawansowanymi rozwiązaniami technologicznymi, efektywnymi metodami pozyskiwania pełnowartościowych wyciągów roślinnych oraz doboru właściwych nośników, dzięki którym preparaty są w pełni wchłaniane, a cenne substancje odżywcze wnikają w głąb skóry – przekonuje Dorota Herbowska. Koreanki są przy tym, w porównaniu do Europejek, o wiele bardziej wymagające.
Koreański rytuał pielęgnacyjny to bezpośrednia odpowiedź na pożądany w kraju ideał. Cera Koreanek ma być jasna, gładka i promienna, często nie potrzebuje już makijażu. - Pewnie dlatego w łazience przeciętnej Koreanki prędzej znajdziemy dziesięć kremów do twarzy niż kilkanaście rodzajów błyszczyka w torebce. I to chyba działa, bo nie mogłam się napatrzeć na zachwycające cery Koreanek w trakcie wizyty w Seulu – mówi Agnieszka Bauer. Mieszkanki Korei Południowej mniej czasu poświęcają na makijaż, a znacznie więcej na pielęgnację.
- Przeciętna Koreanka poświęca pielęgnacji twarzy nawet pięciokrotnie więcej czasu niż Polka. W skład koreańskich linii pielęgnacyjnych zwyczajowo wchodzą: tonik, emulsja, nawilżacz, serum i dopiero krem – opowiada Dorota Herbowska. W Polsce poranna i wieczorna pielęgnacja ogranicza się zwykle do oczyszczania, tonizowania i nawilżania, a niekiedy wyłącznie do oczyszczania. Nawarstwiające się niedoskonałości i docierający nad Wisłę kult młodości skłaniają jednak do uczenia się od najlepszych.
Wśród polskich fanek koreańskich kosmetyków przeważają blogerki. Jakiś czas temu przekonała się do nich m.in. Ela Wojtala, autorka bloga FashionVoyager.pl. - Koreańskie kosmetyki popularne są w całej Azji, ja trafiłam na nie w Tajlandii. Z racji tego, iż mam jasną skórę, od pierwszego kontaktu z nimi jestem zachwycona podkładami, które stamtąd przywiozłam. W odróżnieniu od kosmetyków europejskich, gdzie podkłady (nawet te najjaśniejsze) są za ciemne, azjatyckie kosmetyki idealnie stapiają się z jasną skórą i nie odcinają się od reszty ciała. Dodatkowo są stworzone tak, aby nawilżały skórę – przekonuje.
Korea innowacjami stoi
Od Koreanek możemy nauczyć się przede wszystkim dwóch rzeczy: jak pielęgnować swoją skórę i tego, że kiedy płacimy, mamy prawo wymagać. - Koreanki są tak wymagającymi konsumentkami, że nawet produkty z niższej półki cenowej muszą utrzymywać odpowiednio wysoki poziom jakości i skuteczności działania. W przeciwnym razie szybko wypadłyby z rynku. Tę jakość i skuteczność pokochały kobiety na całym świecie – tłumaczy Agnieszka Bauer.
Urocze opakowania, rekomendacje koreańskich gwiazd i unikalne receptury robią swoje. Pod względem innowacyjności koreańskie kosmetyki, przynajmniej w ocenie recenzentek, wydają się nie do pobicia. Europejki zachwycają się wszystkim, co je tworzy – składem, skutecznością i sposobem prezentacji. Jak tłumaczy Dorota Herbowska, Azjaci słyną z zamiłowania do gadżetów i niebywałej estetyki, co wykorzystała m.in. znana już na całym świecie marka Tony Moly. - W ofercie marki Tony Moly znajdziemy kremy i maseczki opakowane w pojemniczki łudząco podobne do jabłka, pomidora, jajka czy kiełkującego brokuła. Łatwo zgadnąć jakie wyciągi stanowią bazę tak przygotowanych kosmetyków – mówi.
Fascynacją opakowaniami zarażają się głównie młodsze klientki. Ich mamy mają jednak większe oczekiwania. Regularnie testują nowości, chętnie eksperymentują też z zupełnie różnymi formułami. A tych w ofercie koreańskich marek nie brakuje. Rynek zawojowały już kosmetyki bezwodne z ekstraktami roślinnymi i naturalnymi olejami, produkty ze składników sfermentowanych (w tym ze sfermentowanych ekstraktów owocowych, nasion ryżu i soi czy mieszanek koreańskich ziół) oraz – ostatni hit – kosmetyki typu cushion, czyli z aplikatorem w formie gąbeczki.
W sklepach z produktami koreańskimi dostępne są też preparaty niespotykane w Europie, które innowacyjność łączą z niezwykle pożądaną w pielęgnacji dobrą jakością. - Znajdziemy tu bardzo skuteczne peelingi do stóp w formie skarpetek, odżywkę do paznokci w formie nakładanych „paluszków”, odżywczą kurację do ust czyli tzw. „usteczka”, które naklejamy na własne i pozostawiamy do wchłonięcia – wylicza Dorota Herbowska. Nie sposób nie wspomnieć też o produktach sheet mask, czyli materiałowych maseczkach, nasączonych składnikami aktywnymi.
Podobnie do innowacji na kosmetycznym rynku w Korei, jak i w całej Azji, pochodzi autorka bloga FashionVoyager.pl. -* Dopiero będąc w Azji uświadomiłam sobie, kto tak naprawdę ustala kosmetyczne nowości*. Zauważyłam, że trendy, które teraz pojawiają się w Europie (jak podkłady poduszkowe) tam są standardem używanym od lat. Również kosmetyki do pielęgnacji są zupełnie inne, popularne są żele do twarzy, które całkowicie wyparły tłuste kremy. Na mojej skórze sprawdzają się świetnie, nawilżają ją, ale nie zostawiają jej tłustej. Ten trend również powoli dociera do Europy – mówi Ela Wojtala.
Uroda od matki natury
Sekret koreańskich kosmetyków tkwi w doborze składników. Wśród Polek, zdaniem Doroty Herbowskiej, dużą popularnością cieszą się m.in. produkty zawierające typowo azjatyckie wyciągi roślinne – ryż, zieloną herbatę i fasolę mung. Po maseczki z ryżem, a konkretniej z otrębami ryżowymi, sięgają kobiety, które poszukują naturalnych metod złuszczania naskórka i wyrównania kolorytu cery. Zielona herbata, podobnie jak ryż bogata w antyoksydanty, z kolei łagodzi podrażnienia i działa antybakteryjnie.
Jednym z najciekawszych odkryć koreańskich kosmetologów jest fasola mung. Choć jako składnik diety jest ona w Azji czymś zupełnie zwyczajnym, do Polski dotarła stosunkowo niedawno. Koreanki doceniają ją głównie z powodu właściwości oczyszczających, nieocenionych w walce z trądzikiem i nawracającymi stanami zapalnymi skóry. W kosmetykach działa detoksykująco, a w pewien sposób także chłodząco – redukuje zaczerwienienia, zmniejsza pory, ściąga skórę i rozjaśnia cerę.
Wśród klientek sklepu Beautikon hitem są kosmetyki z wyciągiem ze śluzu ślimaka. Brzmi mało zachęcająco, ale w opinii Koreanek i stosujących je Polek działa rewelacyjnie. Śluz ze ślimaka zawiera pomocne w walce z niedoskonałościami pierwiastki (miedź i cynk)
, kwas hialuronowy oraz mucynę, która regeneruje skórę. Jego właściwości znalazły więc zastosowanie w profilaktyce anti-aging, leczeniu trądziku, a także redukcji trudnych do usunięcia przebarwień i blizn potrądzikowych.
Rewolucja pod znakiem BB
Założycielki obu sklepów z koreańskimi kosmetykami są zgodne – bezapelacyjnym hitem wśród Polek są kremy BB. - Są to kremy, które poza nazwą, niewiele mają wspólnego z kremami BB oferowanymi na rynku polskim. Różni je praktycznie wszystko - konsystencja, jakość krycia, trwałość, wykończenie makijażu. Klientki, które raz sięgną po azjatycki krem BB, nie wracają już do polskich podkładów, kremów BB czy CC – twierdzi Dorota Herbowska. Warto wspomnieć, że popularność kremów BB wpłynęła na rozwój większości, o ile nie wszystkich światowych marek kosmetycznych.
Twórczynią receptury BB, czyli blemish balm, jest niemiecka dermatolog Christine Schrammek. Choć pierwszy preparat BB powstał ok. 60 lat temu, przez długi czas stosowano go wyłącznie po zabiegach medycyny estetycznej. Wielofunkcyjny krem miał łagodzić podrażnienia, nawilżać, chronić przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych, a przy tym ukrywać niedoskonałości i wyrównywać koloryt skóry. Nowy kierunek rozwojowi tej formuły nadały dopiero Korea Południowa i Japonia, które zainteresowały się odkryciem Christine Schrammek już w 1985 roku.
Krem BB przeszedł liczne metamorfozy, z czasem wprowadziły go do swojej oferty wszystkie koreańskie marki, które udoskonalają tę recepturę do dziś. Azjatki, ze swoją promienną i gładką cerą, stały się dla BB chodzącą reklamą. Szybko zaczęły też po nie sięgać celebrytki, które zapytane o sekret ich nieskazitelnej cery, wskazywały właśnie stosowanie kremu BB. Na przełomie 2011 i 2012 roku zaczęły rozpisywać się o nim zachodnie media. Po trzech latach formuła jest stałą pozycją w ofercie amerykańskich, europejskich i – wreszcie – polskich marek.
Polska branża kosmetyczna zagrożona?
Wszystko wskazuje na to, że koreańska rewolucja w polskich kosmetyczkach będzie trwać dalej. - Nasze klientki są już tak wyedukowane, że bardzo często same dopytują o koreańskie nowinki kosmetyczne, np. kremy z zawartością komórek macierzystych czy podkłady w poduszce (cushions). Zainteresowanie jest już tak duże, że lada dzień w Warszawie otwieramy pierwszy polski sklep firmowy marki It’s Skin – zapowiada Agnieszka Bauer.
Pojawienie się koreańskich kosmetyków w sklepach stacjonarnych to poważne zagrożenie dla naszych rodzimych producentów preparatów pielęgnacyjnych. Tradycjonalistki, które przed zakupem kosmetyku muszą go zobaczyć i dotknąć, po otrzymaniu na to szansy mogą do europejskich produktów zwyczajnie nie chcieć powrócić. - Azjatyckie kosmetyki wyparły w mojej kosmetyczce sporą część sieciowych, europejskich kosmetyków. Moim zdaniem są lepsze. Zrezygnowałam z zakupów kosmetyków najpopularniejszych marek na rzecz niszowych – przyznaje blogerka Ela Wojtala.
Czy polska branża kosmetyczna jest wobec tego zagrożona? Nasi rodzimi producenci na razie się tego nie obawiają. - Nie czujemy zagrożenia ze strony koreańskich kosmetyków. Jesteśmy obecni na polskim rynku od ponad 30 lat, mamy rzeszę wiernych klientów, pacjentów. Firma Oceanic S.A. posiada unikalną, w Polsce i na świecie, filozofię tworzenia produktów dla osób ze skórą wrażliwą i skłonną do alergii. Jesteśmy obecni we wszystkich kanałach dystrybucji dzięki swojej komplementarnej ofercie, która składa się z leków, dermokosmetyków oraz kosmetyków. Polska branża kosmetyczne jest silna, nowoczesna i rozwija się szybko – ucina Leszek Kłosiński, prezes firmy Oceanic S.A.