Zagracone klatki schodowe. Mieszkańcy bloków mają dość
Zagracone klatki schodowe to utrapienie dla mieszkańców. Okazuje się, że szafki z butami, meble i inne rzeczy pozostawione w przestrzeni publicznej to wcale nie jest rzadkość. – Sąsiedzi zastawili cały korytarz, było tam wszystko łącznie z szufladami z kuchennymi łyżkami. Gdzieś w tym całym bałaganie zapomnieli o schowanym mięsie, które zaczęło gnić – mówi Marta, rozmówczyni WP Kobieta.
Takie historie to wcale nie jest rzadkość. Na grupach sąsiedzkich roi się od postów z prośbami o uprzątnięcie korytarza. W niektórych blokach rozwieszone są też kartki z komunikatami o niepozostawianiu prywatnych rzeczy w klatkach schodowych. Nie wszyscy jednak przejmują się dobrem wspólnym i prośbami sąsiadów.
- Kiedy mięso zaczęło gnić na klatce, sytuację rozwiązała dopiero straż miejska wezwana przez nas. Spółdzielnia nie potrafiła nic z tym zrobić – dopowiada Marta.
Zagracone klatki schodowe utrapieniem sąsiadów
Karolina, mieszkanka osiedla na warszawskiej Ochocie, jest zniesmaczona tym, że jej sąsiedzi nie przejmują się opinią innych. Na klatce notorycznie stoją ich rzeczy: zabawki dziecięce sporych rozmiarów, meble czy buty.
- W zasadzie klatka jest dla nich przedłużeniem mieszkania. Szafka z butami stoi tam cały rok, reszta zmienia się w zależności od potrzeb sąsiadów. Były już krzesła obrotowe, biurka, kosze na śmieci, cztery rowery… Ledwo można przejść z większymi zakupami czy walizkami. Prośby i groźby nie pomagają, a sytuacja trwa praktycznie przez cały rok – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Paulina natomiast miała już wiele sąsiedzkich przygód związanych z zagraconym korytarzem. Jedna ze spraw skończyła się sąsiedzkim spotkaniem, na którym odbyło się głosowanie.
- Mieszkam na trzecim piętrze, gdzie jest mieszkanie tylko moje i sąsiadów. Całą przestrzeń zajmują praktycznie oni. Na klatce stoi kilkanaście ich par butów. Raz mój pies, którego miałam dość krótko, a który był ze schroniska i miał problemy behawioralne, zniszczył jednego buta. Złapał go zębami myśląc, że to zabawka, i zostawił ślady – relacjonuje kobieta w rozmowie z WP.
Paulina od razu udała się do sąsiada i zaproponowała, że zapłaci za naprawę. Niestety, nie było mowy o spokojniej rozmowie.
- Krzyki i awantura - na to mogłam liczyć. Sąsiad złożył skargę na mnie w spółdzielni, w aferę włączyli się też inni sąsiedzi. Facet zaczął rozmawiać o moim psie z innymi mieszkańcami bloku, nastawiał ich przeciwko mnie. Niektórzy stawali w mojej obronie podkreślając, że takie rzeczy nie powinny stać na klatce. Na zebraniu wszystkich mieszkańców została poruszona kwestia naszej awantury. Było głosowanie, czy mam oddać sąsiadowi pieniądze. Absurd. Ogólnie nie musiałam, ale zaniosłam im pieniądze w kopercie. Wszystkie buty stoją do dzisiaj na środku korytarza – podkreśla.
Zagracona klatka schodowa - jaki grozi mandat?
Ola z kolei jest z drugiej strony barykady. Tuż obok mieszkania stoją dwa rowery - jej i dziecka - oraz złożony wózek.
- Nie mam gdzie tego trzymać. W bloku nie ma pomieszczenia ani na wózki, ani na rowery. Nie do każdego lokalu przypisana jest komórka lokatorska, nie mamy też piwnicy. W garażu przy miejscu parkingowym nie zmieszczą się te rzeczy. Na szczęście mam bardzo wyrozumiałych sąsiadów. Zapytałam również, czy im to nie przeszkadza – podkreśla.
Z obserwacji moich rozmówczyń wynika, że przedstawiciele spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych najczęściej ograniczają się do wywieszenia kartek na klatkach schodowych. Wiele osób je jednak lekceważy.
- W moim bloku taka kartka wisi od stycznia, a w zasadzie nic się nie zmieniło. I pojawia się taki komunikat mniej więcej dwa razy w roku. A rzeczy sobie stoją i stoją - mówi Marta.
- Administracja osiedla wywiesza kartki z prośbą o usunięcie przedmiotów z klatek, które mogą uniemożliwiać działania służb lub utrudniać funkcjonowanie innym mieszkańcom. Jeśli taki komunikat nie przyniesie efektu, sprawą zajmuje się firma zewnętrzna, która zabiera rzeczy na śmietnik. W szczególnych przypadkach wystawiane są mandaty przez straż miejską - mówi WP Kobieta przedstawicielka Spółdzielni Mieszkaniowej w Pruszkowie przy osiedlu "Staszica".
W sytuacji kryzysowej to może utrudnić pracę służbom takim jak straż czy pogotowie. Niezdyscyplinowanych mieszkańców powinna odstraszać kara przewidywana za tego typu działanie – areszt do 30 dni lub grzywna do 5 tys. zł.
- Zgodnie z ustawą z 24 sierpnia 1991 r. o ochronie przeciwpożarowej, odpowiedzialność za bezpieczeństwo spoczywa na właścicielach obiektu, czyli na zarządzie wspólnoty lub spółdzielni. Jednocześnie należy zastrzec, że realizację obowiązków z tego zakresu mogą oni w całości lub w części przekazać zarządcy lub użytkownikowi - podsumowuje st. bryg. Paweł Frątczak.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl