Sąsiedzi na Facebooku. Na żywo nie zawsze jest odwaga spojrzeć sobie w oczy
14.03.2021 12:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Grup sąsiedzkich w czasie pandemii przybywa lawinowo. Ludzie szukają informacji o najbliższym otoczeniu, a w sieci wygodniej jest porozmawiać, niż na klatce schodowej, gdy mijamy się w maseczkach zasłaniających twarz. Problem tylko w tym, że w sieci dużo częściej ponoszą nas nerwy i używamy słów, które normalnie nie przeszłyby nam przez usta.
Monika jest członkiem grupy sąsiedzkiej w Poznaniu, której celem było pomaganie sobie w czasie pandemii. Wcześniej sąsiedzi z osiedla byli dla siebie nieomal obcy. – Nowe budownictwo, nowi ludzie, nie było między nami więzi. Ale postanowiła to zmienić pani Kasia, młoda i ambitna kobieta, społecznica. Założyła grupę, przeszła się nawet po mieszkaniach, by każdy z mieszkańców wiedział o niej. Wiele osób wykazało chęć, to był początek pandemii, ludzie się bali - opowiada Monika.
Oko za oko, ząb za ząb
Przez kilka miesięcy na grupie była niesamowita sąsiedzka energia. Ludzie oferowali sobie pomoc, wynoszenie śmieci, gdy ktoś musiał iść na kwarantannę. Kasia zarządzała wszystkim, wspólne spotkania dzieci, korepetycje, kto miał problem z nauką, słowem sielanka. Do czasu aż pojawił się sąsiad, który zaczął podważać wszystkie decyzje, a potem pisać donosy. Na co inni odpowiadali tym samym.
– Uznaliśmy, że skoro jesteśmy taką małą społecznością, zrobimy jednej z dziewczynek z osiedla urodziny. To był czas, gdy można było robić spotkania do 5 osób. Ktoś z osiedla doniósł i wtedy się zaczęło – wyjaśnia Monika. – Na grupie zaczęły się wulgaryzmy, ludziom zaczęły puszczać nerwy. Fala hejtu była taka, że Kasia nie nadążała z moderacją. Prosiła, ostrzegała, apelowała do ludzi o rozsądek. Wspominała te dobre chwile, gdy sobie pomagaliśmy. Nic to nie dało – dodaje. Na sąsiada z kolei donoszono, że hałasuje, źle parkuje i nie sprząta po psie. W myśl zasady – oko za oko, ząb za ząb.
Sąsiedzi przestali się do siebie odzywać, na osiedlowej uliczce mijając się odwracali wzrok, albo syczeli - konfident, donosiciel. Jeden oskarżał drugiego. Kasia zawiesiła działanie grupy, poddała się.
Dobrosąsiedzkie relacje oparte na życzliwości
Budowanie wspólnoty osiedlowej na Facebooku i serdecznych relacji pomiędzy sąsiadami, jest pełne wyzwań. Zuzanna Butryn, psycholog i psychoterapeuta z ośrodka Sense przypomina, że grupa sąsiedzka w sieci to też przestrzeń wspólna, o którą należy dbać, jak o porządek na klatce, czy przestrzeganie ciszy nocnej.
- Pamiętajmy, że mieszkamy we wspólnocie. Sama nazwa już sugeruje, że powinniśmy mieć szacunek do ludzi i ich praw. Zarówno tutaj mamy przestrzenie wspólne, jak i na grupach sąsiedzkich na Facebooku. Z założenia są one miejscami wsparcia, grupami pomocowymi, dającymi nam poczucie, że możemy na kogoś liczyć – wyjaśnia ekspert.
Zdaniem psychologa, najlepiej jest powstrzymać się przed wchodzeniem w nieprzyjemne dyskusje, ponieważ zaowocują one niekomfortowym samopoczuciem, kiedy spotkamy sąsiada poza Facebookiem.
- Dajmy jasny i prosty komunikat: "Nie wchodzę w dyskusję dalej, ponieważ ta rozmowa mnie obraża" – podpowiada Butryn. - Jest zasada taka, że nie wchodzi się w polemikę z osobą, która jest negatywnie nastawiona. Pamiętajmy, że każde tego typu zachowanie jest dla tej osoby regulacją jej negatywnych emocji, złości na cały świat – radzi psycholog.
Z drugiej strony, kiedy występujemy w roli obserwatorów żenującej wymiany zdań pod postem w grupie, lepiej nie dokładać swojej cegiełki do tej burzliwej dyskusji. Możemy rozpętać jeszcze większą awanturę.
- Delikatnie możemy dać znać, że ta dyskusja zmierza w złą stronę i że powinniśmy wrócić do tematu. Najlepiej zdusić ją w zarodku, na samym początku. Jeśli natomiast już dłuższy czas trwa jakaś walka słowna między dwiema osobami, to nie radziłabym się włączać, bo oberwiemy, ale nie zatrzymamy tej wymiany zdań – ostrzega psychoterapeutka Sense.
Kłótnia z sąsiadem w Internecie
Andrzej jest moderatorem wielu stron na Facebooku, w tym także jednej z warszawskich grup sąsiedzkich. Choć początkowo zgodził się wystąpić pod nazwiskiem w tym tekście, po przemyśleniu, poprosił o anonimizację. "Miałbym z tego powodu spore problemy" - śmieje się mężczyzna.
Dobrze zna swoje osiedle, ponieważ jest jego mieszkańcem. Sąsiadom remontuje mieszkania, instaluje elektrykę i hydraulikę. Jak mówi, po pracy odpręża się, przeglądając posty zamieszczane przez członków grup. Znajdziemy tu ogłoszenie o kawalerce do wynajęcia od zaraz, prośbę o polecenie dobrego fryzjera, propozycję oddania ubrań, ostrzeżenie przed złodziejem, albo informację o znalezionym czworonogu. Czasami jednak zdarzają się posty, które potrafią rozgrzać grupę sąsiedzką i rozkręcić lawinę komentarzy.
- Zaczęło się od tego, że była już jedna grupa sąsiedzka na Facebooku, która niestety żyje własnym życiem. Tam administrator nie zwraca uwagi na to, co ludzie piszą, więc jest mnóstwo chamstwa, hejtu, reklam i spamu - opowiada mieszkaniec Mokotowa. - Kiedyś współpracowałem z pewną osiedlową telewizją kablową, byłem jej podwykonawcą. W jednym z postów – na prośbę jednej z grupowiczek - poleciłem jej usługi. Wtedy rozpoczął się straszny hejt i wyzwiska rzucane w moją stronę. Napisałem do administratora prośbę o interwencję. Zero odzewu, nawet nie odczytał wiadomości – relacjonuje Andrzej.
W serialu "Alternatywy 4" nad wszystkim czuwa gospodarz domu, a na Facebooku to rola administratora i moderatora dyskusji. Konieczna? Zdarza się, że tak, bo to nie była jedyna nieprzyjemna sytuacja, jaka przydarzyła się Andrzejowi w grupie osiedlowej na popularnym portalu społecznościowym.
- Jeden z facetów ewidentnie mi ubliżał, ale kiedy napisałem do niego wiadomość prywatną, nie odpisał – opowiada mieszkaniec osiedla Stegny. – Tak się składa, że jego znajomi są również moimi znajomymi i po pewnym czasie trafiliśmy na siebie na koncercie. Siedział przy wspólnym stoliku, więc nasz kolega uświadomił mnie, że to ten sam, który ubliżał mi w Internecie. Pomimo wymiany spojrzeń, nie odezwał się ani słowem – opowiada Andrzej.
Poznaj sąsiada nie tylko na Facebooku
Ekspertka zauważa, że należałoby przywrócić do życia kulturę poznawania ludzi mieszkających po sąsiedzku. Bywa przecież, że żyje się latami obok siebie, a naprawdę się nie zna. Zatem grupy sąsiedzkie na Facebooku stanowią dobrą przestrzeń do tego, żeby się lepiej poznać, ale nie jedyną.
- W Internecie jesteśmy odważniejsi, ponieważ nie ma tu tej konfrontacji twarzą w twarz, której się boimy – zauważa Zuzanna Butryn, psycholog i psychoterapeuta z ośrodka Sense. - Jeśli nawet pod jakimś komentarzem podpisujemy się swoim imieniem i nazwiskiem, to mimo wszystko łatwiej jest nam wejść w polemikę, kiedy mamy więcej czasu na to, żeby nad odpowiedziami się zastanowić. W kontakcie na żywo jest akcja-reakcja, która nie daje nam takiej szansy – wyjaśnia Zuzanna Butryn, psycholożka i psychoterapeutka z ośrodka Sense.
Przeczytaj: Aleksandra Domańska o ciałopozytywności. "Moje ciało jest zdrowe, lecz nie wygląda jak z okładki
Nie znamy nawet najbliższych sąsiadów
Jak wynika z badań na temat relacji sąsiedzkich w Polsce (przeprowadzonych w 2017 roku dla morizon.pl), pod względem znajomości sąsiadów i wyświadczania sobie przysług, najlepiej wypadają mieszkańcy województwa łódzkiego, najgorzej mieszkańcy mazowieckiego. Dodatkowo długi dzień pracy i pandemia COVID-19 przyczynia się do tego, że sąsiedzi potrafią tygodniami czy miesiącami nie natknąć się na siebie na schodach w bloku. Co chwilę ktoś odbywa kwarantannę, bez możliwości wychodzenia z domu.
Jednak głód relacji międzyludzkich jest wielki i skoro nie można spotkać się w tzw. realu, to spróbujmy w rzeczywistości wirtualnej, czyli na Facebooku. Jednak warto uważać, ponieważ słowo pisane zawsze można odebrać w zupełnie inny sposób niż wypowiedziane na żywo. Wtedy o krok od sąsiedzkiej awantury, po której będąc naładowaną negatywnymi emocjami, trudno będzie zasnąć.