Policja kazała zapłacić matce za ściganie oprawcy córki
22.09.2015 16:05, aktual.: 23.09.2015 08:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
By postawić mężczyznę, który zgwałcił jej 11-letnią córkę przed sąd musiała przejść długą drogę. Funkcjonariusze jednej z indyjskich miejscowości odmówili aresztowania gwałciciela, a sprawą zajęli się dopiero wtedy, gdy kobieta sama zapłaciła za ich pracę.
By postawić mężczyznę, który zgwałcił jej 11-letnią córkę przed sąd musiała przejść długą drogę. Funkcjonariusze jednej z indyjskich miejscowości odmówili aresztowania gwałciciela, a sprawą zajęli się dopiero wtedy, gdy kobieta sama zapłaciła za ich pracę. Opłaciła ich śniadania, wydatki na samochody i paliwo, a nawet kserowanie dokumentów dla sądu.
Sarada, która nie chce podać swojego nazwiska, dowiedziała się, że jej córka była molestowana przez jednego z krewnych. Zgłosiła się na posterunek w jej rodzinnym mieście Villpakkam w Indiach. Starszyzna z wioski zabroniła jej jednak dalej walczyć o sprawę córki i zmusili ją do wycofania zarzutów.
Po kilku dniach dziewczynka wyjawiła matce, że mężczyzna nie tylko ją molestował, ale też zgwałcił. Tego nie mogła przemilczeć, więc kolejny raz poszła na posterunek.
- Odmówili zajęcia się sprawą, bo dowiedzieli się, że poprzednie zarzuty wycofałam. Insynuowali nawet, że miałam romans z mężczyzną, którego oskarżam – przyznaje kobieta w wywiadzie dla indyjskiego „Express”.
Sarada zgłosiła się do organizacji Childline, walczącej o prawa dziecka w Indiach. Działacze skierowali sprawę bezpośrednio do najwyższych funkcjonariuszy. Gwałt na dziewczynce był przekazywany do coraz to innych urzędników. Po wielu skargach na lokalną policję, wreszcie postanowiono wszcząć śledztwo. Gwałciciel został chwilowo zatrzymany, ale by go skazać potrzebowano dowodów. Policja uchylała się od odpowiedzialności, bo jak twierdzili, testy medyczne należało przeprowadzić zaraz po zdarzeniu.
Kobieta była zmuszona pokryć z własnej kieszeni wszystkie wydatki funkcjonariuszy. Na jej rachunek wpisano m.in. śniadania, herbaty i soki dla policjantów, opłaty za samochody i paliwo, kserokopie dokumentów, a nawet środki na komary. W sumie wydała na wszystkie zachcianki urzędników ponad 3 tys. rupii.
- Będę walczyć nawet wtedy, gdy nie będzie już nikogo kto mógłby mi pomóc – przyznaje matka.
Oprawca do tej pory nie został prawnie skazany i wyszedł na wolność.
md/ WP Kobieta