Polka straciła ukochany dom. Był wielką atrakcją turystyczną Australii
„Ogień strawił 34 lata naszej pracy, naszego wspólnego życia. Straciliśmy dosłownie wszystko” – Anna Sowter mówi to łamiącym się głosem. Polka straciła ukochany dom, który był wielką atrakcją turystyczną wschodniej Australii. Miejsce odwiedzane przez gości z całego świata, znane z tradycyjnej polskiej kuchni, przybliżające polską sztukę i folklor, w ciągu kilku godzin zmieniło się w pogorzelisko.
W nocy z 30 na 31 grudnia Annę obudził zapach dymu, dochodzący z kuchni w części restauracyjnej. Gdy zobaczyła płomienie, obudziła męża i wnuka, a potem cała trójka szybko ewakuowała się z budynku. Ogień błyskawicznie rozprzestrzeniał się, nie było czasu na ratowanie czegokolwiek. Pani Anna nie zdążyła nawet wrócić do sypialni po ukochaną 15-letnią suczkę, zwierzę zginęło w pożarze. Tylko kot zdołał sam uratować się z płonącego domu.
Straż pożarna gasiła pożar przez trzy godziny, drewniany budynek spłonął doszczętnie, a w nim – wszystko, co bliskie sercu właścicieli.
Kawałek Polski na australijskim wzgórzu
Malowniczo położone "Polskie Miejsce", wielka atrakcja Queensland na wschodnim wybrzeżu, przyciągało turystów nie tylko pięknymi górskimi widokami. Gospodarze zapewniali wspaniałą atmosferę i pyszną polską kuchnię. Dania serwowane w restauracji prowadzonej przez panią Annę wielokrotnie nagradzano na kulinarnych konkursach.
Sama gospodyni – znana działaczka kulturalna - też ma na koncie nagrody i wyróżnienia. Dwa lata temu Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznał jej odznaczenie „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.
Dziś Anna Sowter opłakuje swój ukochany dom, pełen pamiątek i przedmiotów kojarzących się z Polską. Większość gromadzonej latami kolekcji spłonęła w sylwestrowym pożarze.
- Straciliśmy kolekcję bursztynu, uważaną za najpiękniejszą w Australii. Ogień strawił rodzinne pamiątki, meble, zdjęcia, księgi z wpisami naszych gości. Mieliśmy też piękne kostiumy - łowickie, góralskie, żywieckie. Obrazy, także znanych malarzy, malowidła na szkle, dudy poznańskie, gobeliny, kilimy – wylicza Anna Sowter. Tych przedmiotów nie uda się odtworzyć, odkupić. Były niepowtarzalne. Straty są więc niepowetowane.
Tyle zostało z ukochanego domu Ani i Phila
- Ale najważniejsze, że mamy siebie, przeżyliśmy. Mimo wszystko wierzę, że uda nam się odbudować to miejsce, ożywić je na nowo. Czuję, że mam siłę, by to zrobić.
Odbudować „Polskie Miejsce”
Annę i Phila wspierają ludzie dobrego serca. Przede wszystkim rodzina, ale także przyjaciele oraz bliżsi i dalsi znajomi. Facebookowy profil „The Polish Place" ma ponad trzy i pół tysiąca fanów, wielu z nich dopytuje się już, jak można pomóc pogorzelcom. Każdy, kto choć raz przyjechał do Tamborine Mountain, jest do głębi poruszony dramatem wspaniałych, gościnnych ludzi z "The Polish Place".
Z wielkim przejęciem mówi o tym ambasador Polski w Australii Paweł Milewski, który bywał u Sowterów częstym gościem. Kilka dni po pożarze znów tam przyjechał.
- Nie spotkałem w Australii żadnej osoby polskiego pochodzenia, która nie wiedziałaby o istnieniu "The Polish Place". To wyjątkowe miejsce. Zasłużoną sławę zdobyły serwowane tu dania i niezapomniane widoki, ale przede wszystkim ogromna gościnność Ani i Phila.
Ambasador Milewski obiecał pomoc w odbudowie. Chce o tym rozmawiać z lokalnymi władzami. O wsparciu zapewnia też premier Australii Malcolm Turnbull. W specjalnej depeszy przesłanej do Anny i Phila zapewnił, że mogą liczyć na pomoc przy odbudowie tego ważnego kulturalnego centrum, które przez kilkadziesiąt lat stało się częścią współczesnej historii Australii.
Gospodarze nie proszą o pieniądze. Znacznie lepszym sposobem, by im pomóc, jest odwiedzenie Tamborine Mountain. Na szczęście pożar nie uszkodził cedrowych domków, w których zawsze chętnie zatrzymywali się turyści. Wciąż mogą je wynajmować. Jeden z domków jest teraz schronieniem dla Sowterów – do czasu, aż odbudują swój ukochany dom. Anna wierzy, że uda się odtworzyć nie tylko wnętrza, ale także klimat i atmosferę tego miejsca. To jej największe marzenie na nowy rok.