Blisko ludziPolska nie ma pielęgniarkom i położnym nic do zaoferowania

Polska nie ma pielęgniarkom i położnym nic do zaoferowania

Polska nie ma pielęgniarkom i położnym nic do zaoferowania
Źródło zdjęć: © WP.PL
Aneta Wawrzyńczak
12.05.2016 09:11, aktualizacja: 12.05.2016 10:44

"Jeżeli zlekceważymy pielęgniarkę, zlekceważymy samych siebie" - mówi Lucyna Dargiewicz, przewodnicząca OZZ Pielęgniarek i Położnych. I radzi, co zrobić, byśmy za parę lat nie obudzili się z ręką w nocniku. Bo to nas czeka, jeśli zabranie w Polsce pielęgniarek.

Od lat z pielęgniarkami i położnymi w Polsce mamy nie lada problem.
To jest bardzo trudny temat. I to nie tylko z uwagi na same pielęgniarki i położne, ale przede wszystkim na społeczeństwo. Bo pielęgniarki były, są i będą potrzebne, wszyscy potrzebujemy ich opieki na każdym etapie życia, od narodzin aż do śmierci. Inżynierowie ochrony zdrowia natomiast o tym zapominają.
Ochrony zdrowia? Mnie się zawsze nasuwa jako pierwsze określenie: służba zdrowia.
I dlatego proponuje się teraz powrót do tej nazwy, bo to jest autentycznie służba. Zawód pielęgniarki czy położnej to nie jest zwykła praca, którą wykonuje się "od do", a po powrocie do domu już jest się w innej rzeczywistości. Pielęgniarką się jest cały czas, wiele osób budzi się w nocy z myślą, czy dobrze wykonały wszystko, co było im powierzone. A w dzisiejszych czasach obciążenie pracą w tym zawodzie jest tak duże, że nie sposób go wykonywać rzetelnie, nie mając dylematów i stresu.
Bo pielęgniarek po prostu brakuje. Na tysiąc pacjentów przypada ich u nas 5, w Szwajcarii na przykład 16.
Dokładnie. Mamy najgorsze dane statystyczne w całej Unii Europejskiej. I te liczby drastycznie spadają, bo nawet w przedziale powyżej 65 lat jest więcej pielęgniarek i położnych, niż w wieku 25-30 lat.
I średnia wieku się z roku na rok zwiększa, obecnie sięga już prawie 50 lat.
A jednocześnie zmniejsza się wydolność pielęgniarek. Im jesteśmy starsi i mamy większe doświadczenie, tym co prawda dokładniej wykonujemy dane czynności i jesteśmy w nich już wprawieni, ale z racji wieku robimy to wolniej.
Nie tylko pielęgniarki się starzeją, całe społeczeństwo też, o czym trąbi się od lat.
I w związku z tym podejście naszych decydentów jest bardzo nieżyciowe, bo nie robią nic, żeby odbudować ten zawód, który jest, obok zawodu lekarza, jednym z dwóch filarów ochrony zdrowia. Zawsze ktoś musi zinterpretować wyniki badań, wykonywać zabiegi, wreszcie realizować proces leczenia i pielęgnowania pacjenta. Inne zawody związane z ochroną zdrowia są również bardzo ważne, ale proszę sobie wyobrazić proces leczenia człowieka bez pielęgniarki. To jest niemożliwe.
Bo są przy pacjentach 24 godziny na dobę, można powiedzieć, że stanowią pierwszą linię frontu walki z chorobą.
I to one przede wszystkim stykają się z ludzkim cierpieniem. Proszę sobie wyobrazić kobietę, które przez całe swoje życie zawodowe codziennie spotyka się z osobami, którym nie jest w stanie pomóc. Oczywiście wykonuje swoje obowiązki: kroplówki, podawanie leków, pielęgnowanie, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę ze stanu zdrowia pacjenta. I jej zmęczenie psychiczne jest tak głębokie, że nieraz po powrocie do domu nie jest już w stanie reagować na sytuacje rodzinne, bo pojemność ludzkiej psychiki ma swoje ograniczenia. A mając pod opieką 30 ciężko chorych osób, ona i tak w domu będzie wciąż myślała: czy na pewno wszystko zrobiła dobrze, czy nikomu nie zaszkodziła. Jak można w takiej sytuacji wypocząć? Między innymi dlatego pielęgniarki na kolejny dyżur przychodzą już przemęczone.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie wsadzi pilota, który właśnie pokonał trasę Warszawa-Chicago, za stery samolotu w drogę powrotną…
Bardzo dobre porównanie. Kierowcy też mają przecież tachografy, bo mają ograniczone możliwości własnej odporności zawodowej. W przypadku pielęgniarek czegoś takiego nie ma. Wręcz przeciwnie, łata się pielęgniarkami niedobór salowych, ceduje różne czynności z lekarzy na pielęgniarki, a przecież one same mają ogrom obowiązków. Dlatego coraz więcej osób ucieka za granicę, bo pracy jest ogrom, a nie idą za tym nawet gratyfikacje finansowe. Czytałam opracowanie Uniwersytetu w Pensylwanii, który przebadał kilkaset szpitali w Europie i udowodnił zależność umieralności pacjentów od zarobków pielęgniarskich. Jeżeli więc pielęgniarka dobrze zarabia, nie jest zestresowana, nie jest przemęczona, jest za to zadowolona z siebie i z życia, niesie więc pomoc pacjentom tak, jak należy.
Co z relacjami na linii pacjent - pielęgniarka? Albo: rodzina pacjenta - pielęgniarka. W końcu to panie spędzają z nimi najwięcej czasu. Są panie chłopcami do bicia? *
Pięknie określił to prof. Antoni Kępiński: lekarz jest jak ojciec, pielęgniarka - jak matka.
*
Ale nie mówimy o modelu rodziny współczesnym, partnerskim, tylko patriarchalnym, prawda?

Tak. Pielęgniarka jak matka przyjmuje wszystkie frustracje, bóle, problemy, strach pacjentów, filtruje je, dopiero później docierają one do lekarza - ojca. To pielęgniarka styka się bezpośrednio przez cały czas z pacjentem i jego rodziną, musi im wszystko cierpliwie tłumaczyć i ich wysłuchiwać.
Jedna z pielęgniarek pracujących na OIOM-ie mówi mi: „Chciałoby się po ludzku podejść do pacjenta, porozmawiać z nim, pocieszyć go, pogłaskać po ręce. Ale nie ma na to czasu.”
Dokładnie. Pamiętam taki okres w moim życiu zawodowym, kiedy mówiło się, że przyjdzie do nas z Zachodu biurokracja. Nie mogłyśmy sobie wyobrazić, że papier może być ważniejszy niż człowiek. Ale tak się stało. Mimo iż mamy ogromne możliwości techniczne, są komputery, to dokumentacji do wypełnienia jest tyle, że zatraciliśmy w tym człowieka, który czeka na naszą pomoc.
Wróćmy do kwestii finansowych, bo o nie często wszystko się rozbija. W Polsce z jednego etatu pielęgniarce trudno wyżyć, więc po 12-godzinnym dyżurze trzeba lecieć gdzieś dorobić.
Właśnie. Wiele osób pracuje na dwóch i więcej etatach. Przemęczenie fizyczne i psychiczne sięga więc zenitu. Dlatego, choć jest to smutne, nie dziwię się młodym osobom, które kończąc studia w 70 proc. przypadków nawet nie odbierają zaświadczenia o prawie do wykonywania zawodu, bo wyjeżdżają do pracy za granicę, gdzie zarobią cztery, sześć razy więcej. W dodatku w lepszych warunkach, z lepszym sprzętem, wreszcie przy mniejszym obłożeniu pacjentami. Starsze pielęgniarki zresztą też sobie radzą, odchodzą z pracy w szpitalach i przychodniach i wyjeżdżają jako opiekunki do Niemiec. Ten narybek, który my szkolimy, wypływa z kraju. Czy my jesteśmy aż tak bogatym krajem, żebyśmy szkolili kadry medyczne dla Unii Europejskiej?
To jest zapewne trudna decyzja, opuszczenie kraju, emigracja zarobkowa. Ale ciężko kierować się sercem, kiedy w brzuchu burczy…
Względy ekonomiczne zdecydowanie odgrywają tutaj olbrzymią rolę. Te osoby, które wyjechały, z pewnością chciałyby wrócić, móc realizować się zawodowo we własnym kraju, bo zawód pielęgniarki wciąga, daje satysfakcję, pomaganie człowiekowi jest wpisane w naturę ludzką. Natomiast niemoc wynikająca ze zbyt wielkich obowiązków, które dodatkowo nie przekładają się w żadnej mierze na wynagrodzenie, jest bardzo frustrująca. Tymczasem nasz kraj nie ma pielęgniarkom i położnym nic do zaoferowania.
Skąd taka krótkowzroczność? Na logikę: jak komuś będziemy dokładać i dokładać obciążenia, to w końcu nogi się pod nim ugną i wszystko się rozsypie.
Już jesteśmy na tym etapie, tylko czekać, kiedy nogi się ugną i system się zawali. Ostrzegamy przed tym od lat: jeżeli państwo poniży ten zawód do tego stopnia, że w końcu pielęgniarki rzucą dyplomy, wyjadą, odejdą na emeryturę, a jednocześnie nie da się zachęcić młodych osób do pracy w tym zawodzie w Polsce, to system ochrony zdrowia w naszym kraju się rozsypie.
Państwo, jako związek zawodowy, próbują temu zapobiec.
Cały ubiegły rok pracowałyśmy w dwóch zespołach. Z jednej strony opracowywałyśmy wzrost wynagrodzeń pielęgniarek i położnych - i rozporządzenia regulujące je weszły w życie. Równocześnie pracowałyśmy nad wpisaniem pielęgniarek do systemu zamawianych świadczeń przez NFZ na podobnych zasadach co lekarze, to znaczy określeniem, ile powinno być na każdym oddziale pielęgniarek z określonymi kwalifikacjami, żeby NFZ mógł podpisać kontrakt z danym oddziałem. Od ministra zdrowia usłyszałyśmy, że również i te rozporządzenia są przygotowane. Ale do tej pory nie wiemy, co się z nimi dzieje.
To by załatwiło sprawę?
Przede wszystkim musimy w perspektywie kilku lat odbudować kadrę pielęgniarską. A niczego nie zwojujemy, jeżeli nie zaproponujemy osobom w tym zawodzie przyzwoitych apanaży. Nie pamiętam, żeby w budżecie ochrony zdrowia kiedykolwiek było tyle pieniędzy, by wystarczało dla pielęgniarek. Zawsze ta kołdra finansowa jest za krótka, każdy ciągnie ją w swoją stronę. Wygrywa najsilniejszy, a reszta zostaje "goła". Trzeba więc zwiększyć nakłady na ochronę zdrowia, a jednocześnie zarządzać tym budżetem lepiej, bardziej logicznie. I wreszcie państwo powinno promować zawód pielęgniarki. Co z tego, że są uczelnie, skoro nie można otworzyć na nich kierunku, bo nie ma chętnych?
Bez tych zmian obudzimy się z ręką w nocniku?
Jeżeli zlekceważymy pielęgniarkę, zlekceważymy siebie, bo zabierzemy sobie możliwość tego, żeby ktoś nam pomógł, kiedy będziemy w potrzebie.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (128)
Zobacz także