Poruszająca interwencja przy granicy. Dwie ciężarne, ból, strach i łzy
Podczas gdy w Polsce toczy się burzliwa dyskusja na temat sytuacji kobiet i opieki okołoporodowej, przy granicy z Białorusią ciężarne kobiety przeżywają swój dramat. W nieludzkich warunkach, przepychane z jednej strony granicy na drugą. Drżą o życie swoich dzieci, którym chciały zapewnić lepsze życie. O kulisach jednej z ostatnich akcji ratunkowych "Medyków na granicy" opowiedział nam ratownik medyczny Paweł Łukasiewicz.
04.11.2021 15:26
Wieczór i noc z 27 na 28 października. Grupa w składzie: Agnieszka Racka - lekarka, Paweł Łukasiewicz - ratownik medyczny oraz Mikołaj Łaski - kierowca-ratownik, dwukrotnie udzielała pomocy medycznej ciężarnym kobietom, które utknęły w lesie przy granicy polsko-białoruskiej. Interwencja zapowiadała się dramatycznie - była ciemność, ból i strach, ale na końcu pojawiły się łzy wzruszenia.
Pierwsza interwencja: kobieta w 9. miesiącu ciąży
- Pierwsze zgłoszenie brzmiało dość dramatycznie, ponieważ mieliśmy sprzeczne informacje. Najpierw usłyszeliśmy o bólu brzucha, a potem, że możliwe jest rozpoczęcie akcji porodowej. Na szczęście okazało się, że kobieta jest w dość dobrej formie i udało jej się podejść do nas kawałek, na skraj lasu. Musiała wyjść ze strefy stanu wyjątkowego, do której nie możemy wjeżdżać - relacjonuje w rozmowie z Kobieta WP ratownik, Paweł Łukasiewicz.
Kobieta była przerażona, że dziecko urodzi się w lesie. Nie trzeba dodawać, jak dramatyczny byłby to scenariusz. Szczęśliwie okazało się, że ból brzucha został wywołany zakażeniem dróg moczowych. Po dokładnym przebadaniu i zapewnieniu, że z dzieckiem wszystko jest w porządku, przyszła mama uspokoiła się i z ciekawością obserwowała badanie USG.
- Okazało się, że było to jej pierwsze USG. Pani doktor pokazywała kobiecie główkę, rączki, opisywała, co widzi. Wzruszenie pacjentki było ogromne. Pojawiły się łzy i muszę się przyznać, że nie tylko u niej – zdradza ratownik.
Paweł Łukasiewicz przyznaje, że mocno poruszyła go odmowa transportu do szpitala. Kobieta była przerażona na samą myśl, że mogą ją odesłać z powrotem na Białoruś. Z mężem znalazła się po polskiej stronie granicy już trzeci raz, co obrazuje, jak często byli przerzucani do naszego sąsiada. Ludzie ci byli bardzo zdezorientowani - nie wiedzieli nawet, jaki jest dzień tygodnia.
- Mamy jednak nadzieję, że jest bezpieczna. Na pewno była zaopiekowana przez męża, który towarzyszył jej przy badaniu i również był wzruszony całą sytuacją - powiedział.
Sprawna interwencja i komunikacja nie byłyby możliwa bez pomocy tłumaczki.
- Mieliśmy cudowną tłumaczkę, która spędziła z nami na telefonie cały ten czas. Tłumaczyła słowo w słowo to, co chcieliśmy przekazać, więc nie było mowy o żadnych nieporozumieniach – podkreśla Paweł Łukasiewicz.
Pacjentka została zaopatrzona w leki i poinstruowana przez zespół medyczny co do działań w przypadku wystąpienia krwawienia. Pozostaje mieć nadzieję, że w przypadku rozpoczęcia akcji porodowej na czas zostanie przetransportowana do szpitala.
Druga interwencja: kobieta w 5. miesiącu ciąży
- Druga kobieta była w piątym miesiącu ciąży. Również zgłosiła się z bólem brzucha, ale typowo urazowym. Wyznała, że kilka razy przewróciła się na brzuch, idąc przez las. Na szczęście okazało się, że urazy nie były groźne - opisuje ratownik.
Również u tej pacjentki została wykonana pełna diagnostyka i podobnie, jak we wcześniejszym przypadku, kobieta miała po raz pierwszy wykonane badanie USG. I to nie tylko w ciąży, ale w całym swoim życiu.
- Kiedy dowiedziała się, że z dzieckiem wszystko jest w porządku, uspokoiła się. A nawet pojawił się uśmiech i łzy szczęścia, ponieważ dziecko w momencie badania trzymało kciuk w buzi. To było coś niesamowitego: w lesie, w środku nocy zobaczyć taki obrazek – nie ukrywa wzruszenia Paweł Łukasiewicz.
Kobieta otrzymała od leki przeciwbólowe, ale zdecydowała się ich nie zażywać. Ratownik jest przekonany, że to niepokój związany z sytuacją, w której się znalazła, potęgował ból. Szczęśliwie wszelkie dolegliwości i napięcie powłok brzusznych zniknęły, kiedy przyszło uspokojenie i wiadomość, że życiu dziecka nic nie zagraża.
Kim są medycy na granicy?
Medycy na granicy to grupa osób z wykształceniem medycznym, która postanowiła pomagać imigrantom i uchodźcom w strefie stanu wyjątkowego na granicy polsko-białoruskiej. Mimo apeli do władz o zgodę, MSWiA jak dotąd jej nie udzieliło. Inicjatorem całej akcji jest anestezjolog Jakub Sieczko.
- Jadę na granicę, bo uważam, że żadne okoliczności nie mogą usprawiedliwiać tego, że ludzie umierają z głodu i zimna w lesie. (…) Spotykamy wśród naszych pacjentów ludzi z różnych stron świata, z różną historią i w różnym wieku. Są wśród nich osoby w sile wieku, ludzie starsi i dzieci. Mówią w różnych językach, ale granica nauczyła nas do tej pory jednego: płacz dziecka w każdym języku brzmi tak samo - napisał na Facebooku.
Zobacz także
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!